„Złota
plaża. Wschód słońca. Morska woda o barwie miodu. Cichy szum letniego wiatru.
Charakterystyczny dla nadmorskich okolic skrzek mew.
Weszłam ostrożnie do wody. Była
zimna. Moje ciało przeszyły dreszcze. Czym prędzej przeszłam kilka metrów, by
dotrzeć do odciętego od plaży pomostu. Z niemałym wysiłkiem wdrapałam się na
suchą powierzchnię spróchniałych desek. Skrzypiały przy każdym kolejnym kroku.
Ale uporczywie kroczyłam ku drugiemu końcu tej niezwyczajnej ścieżki. Tam
czekało na mnie oślepiające słońce. Starałam się nie patrzeć na jego
promienistą tarczę. Swój wzrok przeniosłam na mewy próbujące zapolować na
jakieś ryby.
Trzask. Klepka, na którą właśnie
stanęłam, złamała się. W jednej chwili znikło całe molo, a ja wpadłam z głuchym
pluskiem do wody. Zaczęłam się topić. Dla ratunku machałam rękami, jakby
zamierzała płynąć. Jednak dopadła mnie panika. Z trudem łapałam powietrze. Fale
co rusz wpychały mnie w głąb. W końcu moje ciało nie wytrzymało. Poddałam się.
Powoli opadałam na dno wzrokiem podążając ku powierzchni. Nie miałam władzy w
kończynach. Nie panowałam nad tym, co się ze mną dzieje. Myślami byłam już po
tamtej stronie. Wiotkie ciało osunęło się na miękki piach na dnie morza, który
w jednej chwili uniósł się ku górze, jak przy wybuchu bomby.
— Dlaczego tego nie zrobiłaś?
W lekkiej mgiełce piasku
ujrzałam twarz. Znałam ją. Lecz nigdy jeszcze nie widziałam jej tak wyraźnie. O
dziwo, tym razem mnie nie przerażała. Złowrogie rysy nie robiły na mnie
wrażenia. Pusty wzrok był czymś normalnym. Na dodatek przywodziła na myśl słodkie
wspomnienia. Patrząc na nią, przepełniało mnie szczęście. A jednak bałam się
odpowiedzieć na tamto pytanie. Bo w tej twarzy było coś niezwykłego. Była jakby
mdłym odbiciem. Odbiciem czyjejś duszy.
— Dlaczego? – teraz był to już
krzyk, który ukłuł mnie w serce.”
Krzyk, który ją obudził.
Zlana
zimnym potem usiadła na łóżku. Upewniła się, że nie przerwała snu żadnej ze
współlokatorek i po cichutku wyszła z dormitorium. Zabrała ze sobą ciepłą
narzutkę, którą okryła się siedząc przed dogasającym kominkiem w pokoju
wspólnym.
Była
zdenerwowana. Wściekła. Miała dość tych koszmarów. Noc budziła w niej strach. A
ranek wcale nie przynosił ukojenia. Bo nadal jej wyobraźnia przywoływała obrazy
ze snów. W dodatku była przemęczona z braku wystarczającej ilości snu. Nie
chciała tak żyć. Lecz nie wiedziała, co mogłaby zmienić. Nie miała pomysłu, jak
to zmienić. Była bezradna.
Musiała
się spotkać ze stryjkiem. Teraz. Natychmiast.
Wyszła
z pokoju Krukonów nie bardzo zastanawiając się nad ewentualnymi konsekwencjami
nocnych wędrówek po zamku. Nie miała teraz sił na trzeźwe myślenie. Nic jej nie
obchodziło. Chciała się tylko w końcu pozbyć tego okropnego uczucia. Chciała
znów zasypiać spokojnym snem niczym niemowlak. I rano budzić się z uśmiechem na
twarzy i mnóstwem energii.
—
Nika? Nika! – usłyszała cichy szept, który w uśpionych murach zamku wydał jej
się donośnym wołaniem. Zatrzymała się zapominając jak się znalazła na ciemnym
korytarzu Hogwartu. – Nika. – Ktoś pociągnął ją za posąg zamyślonego elfa. –
Nika, co ty tutaj robisz?
—
Harry? – Przed nią lewitowała głowa Gryfona. Dziewczyna była całkiem
oszołomiona.
—
Nika? – Potter potrząsnął nią, jakby chciał ją wybudzić ze snu.
—
Ja… Lunatykowałam? – Zapytała nie rozumiejąc sensu swoich słów, ani sytuacji, w
której właśnie się znalazła. Była jak sparaliżowana.
—
Chyba tak. – Twarz Harry’ego wyrażała niedowierzanie zmieszane z zatroskaniem.
Nie spodziewał się nikogo spotkać na swojej drodze. A tym bardziej nie Nikę,
która była w taki stanie. Nie wiedział, co się stało. Nie mógł się nawet
domyślać. Ale nie pytał. Teraz i tak by się od niej niczego nie dowiedział. –
Odprowadzę cię do wieży.
Te
słowa podziałały na czarnowłosą jak kubeł zimnej wody. Ocknęła się. Wróciła jej
jasność umysłu. Już wiedziała.
—
Nie, Harry, nie, dziękuję – chciała go jakoś grzecznie przeprosić. Dopiero
teraz dostrzegła jego pytający wyraz twarzy. Ale nie chciała nic mu mówić. I
tak już głupio się czuła spotykając go na korytarzu w środku nocy.
—
Dobrze się czujesz? – nie mógł jej teraz tak zostawić. Nawet jeśli będzie
próbowała się go pozbyć, postara się bezpiecznie odeskortować ją do pokoju
wspólnego Krukonów.
—
Tak, teraz chyba tak. Pójdę już. – Miała właśnie wyjść zza skamieniałego elfa,
kiedy Harry zdecydowanym ruchome pociągnął ją z powrotem. — Ał, to boli! –
Wyrwała rękę z jego mocnego uścisku. Harry nie miał zamiaru używać aż takiej
siły.
—
Przepraszam. Nie chciałem.
—
Ja też nie chciałam. Spotykać ciebie tutaj. – Diametralnie zmienił się jej
nastrój. Już nie była ani zdezorientowana, ani spokojna i pewna siebie. Teraz
przemawiała przez nią złość. Ale nie była to zmiana świadoma. Słowa, które
właśnie wypowiedziała, nie były jej słowami. Wypłynęły z jej ust, ale wcale nie
była tego świadoma w tamtym momencie. Z Niką działo się coś dziwnego. Czuła to.
Dlatego natychmiast musiała porozmawiać z Severusem. – Harry – przemówiła
przepraszającym tonem, w którym dało się wyczuć błaganie.
—
Odprowadzę cię – tym razem nie była to propozycja ze strony młodego Pottera,
ale zwykłe stwierdzenie. Zbliżył się do Niki i okrył ją peleryną niewidką, tak
by oboje się pod nią zmieścili.
—
Harry, zaprowadź mnie do Snape’a.
—
Nika?!
—
Po prostu mnie tam zaprowadź – złapała chłopaka za nadgarstek i pociągnęła w
stronę schodów.
Drzwi
do gabinetu Mistrza Eliksirów były na końcu holu. Zabłąkanym drugoklasistom
jawiły się jako wrota do świata cienia. Harry’emu ze względu na jego niechęć do
eliksirów i samego nauczyciela, a Nice ponieważ to tam miała poznać prawdę na
temat swoich koszmarów, które od dłuższego czasu chodziły za nią niczym jej
własny cień. Ostrożnie pod
nie podeszli uważając na każdy krok, który mógłby niechybnie kogoś zbudzić.
Nika wysunęła się spod peleryny, mimo że Harry złapał ją wymownie za rękę. Ona
tylko spojrzała w pustą przestrzeń przed sobą szukając tam spojrzenia kolegi,
poczym zapukała z całych sił, ale najciszej jak się dało.
Po
kilku niemiłosiernie długich sekundach z gabinetu doszedł do nich jakiś szmer.
Dziewczynie mocniej zabiło serce. Jeszcze raz odwróciła się za siebie, ale
Harry’ego tam nie było. Nie wiedziała, czy stoi tuż za nią, czy może odszedł
kilka kroków dalej, a może w ogóle sobie poszedł zostawiając ją tutaj samą.
Drzwi lekko się uchyliły. W wąskiej szparze Krukonka dostrzegła czarne oczy
stryjka.
—
Przepraszam, Severusie, ale musimy porozmawiać – oznajmiła łamiącym się głosem.
W tej chwili już nie była tak pewna, czy dobrze zrobiła przychodząc do niego o
tej porze.
—
Zwariowałaś? – profesor pośpiesznie wyszedł z gabinetu. Miał na sobie granatową
szatę nocną, a na nogach czarne miękkie kapcie. Nika chciała się uśmiechnąć,
ale kiedy spojrzała na jego wściekłą twarz, miała tylko jedno pragnienie – żeby
jak najszybciej się stamtąd zmyć. W jednej chwili przypomniało jej się ostatnie
‘wyróżnienie’ przed całą klasą. Żałowała, że w ogóle wpadła na taki idiotyczny
pomysł.
Severus
rozejrzał się prewencyjnie dookoła. Swój wzrok na dłużej zatrzymał na ukrytej
pod peleryną niewidką postaci Harry’ego, który z niejakiej odległości
przyglądał się całemu zajściu. Profesor zaraz jednak ponownie skupił się na
niespodziewanym gościu.
—
Myślę, że będę musiał dać ci szlaban. Dobrze wiesz, że uczniom nie wolno
włóczyć się nocą po zamku. – Na chwilę umilkł, poczym dodał – właź – i wepchnął
dziewczynę do gabinetu.
Potter
chciał już ruszyć w ich stronę, ale w czasie zrezygnował z tego zamiaru. Nie
mógł się pokazać Snape’owi. Harry’emu na pewno dałby szlaban. I to jaki!
Chłopak dla uspokojenia próbował tylko wierzyć, że Nika jest tam bezpieczna.
—
Jaki ważny powód sprowadza cię do mnie o tej niemożliwie późnej porze? –
Severus usiadł jak zwykle za biurkiem. Usilnie walczył ze zmęczeniem. Chciał
mieć tę rozmowę już za sobą i znów się położyć do łóżka.
—
Znów miałam sen. Ale ten był wyraźniejszy – dodała jakby dla usprawiedliwienia.
– Usłyszałam głos tego chłopca.
Nika
nieskładnie opowiedziała, jak wyglądał cały jej koszmar. Zupełnie przy tym
zapominając, że Harry cały czas może na nią czekać przed gabinetem. A jeśli udało mu się wejść do środka?
Niespokojnie poruszyła się na krześle. Tymczasem Severus ostatkiem sił próbował
skupić się na słowach siostrzenicy. Nie miał teraz do tego głowy. Ale nie mógł
też jej z tym tak zostawić. Nie po ostatnich wydarzeniach. Jego brat i
szwagierka liczą na niego. I choć nie bardzo się nimi przejmuje, jakoś nie
potrafi odwrócić się od Nika. Ona ma teraz tylko jego. Nie żeby mu na niej
zależało. Dziewczyna przecież jest tylko córką jego starszego brata. Ale czuje
się po części odpowiedzialny za jej los.
—
Jak mam z tym walczyć? Dlaczego to mi się przytrafia? – pytała niby to samą
siebie.
—
Czy wydarzyło się ostatnio coś, co mogło cię zdenerwować, wyprowadzić z
równowagi? – Jest gorzej niż myślałem.
Nika uważnie prześledziła
ostanie dni. Nic nieznaczące kłótnie w dormitorium. Pani Pince, która nie
pozwoliła jej wypożyczyć książki z Działu Ksiąg Zakazanych. Irytek, który
rzucił w nią czekoladową żabą.
—
Nie – odpowiedziała z zadziwiającą pewnością, ale już po chwili zrozumiała, że
skłamała. I wcale nie chodziło o te małe sprzeczki. Naraz przypomniała sobie tę
dziwną rozmowę z Malfoyem. Tu była sklątka pogrzebana. – Ostatnio
przeprowadziłam dziwną konwersację. To było po tej lekcji, kiedy czytałeś mój
esej. Draco do mnie podszedł i miał jakiś problem i poczułam wtedy taki palący
ogień…
—
Rozumiem – Severus ze spokojem przerwał wywód rozemocjonowanej dziewczyny.
Domyślał się jej dalszych słów. Nie było więc sensu wysłuchiwać tego do końca.
On padał już na twarz. Jutro zajmie się tą sprawą. – Jutro o tym porozmawiamy.
—
Jak to jutro? – Nika nie wierzyła własnym uszom. Skoro już poświęcił jej te
kilka minut, to mógłby wyłuskać jeszcze kilka następnych i wszystko jej
wyjaśnić. Bo on znał odpowiedzi na jej pytania. Była tego pewna.
—
Idź już spać. Musisz odpocząć. – Wskazał jej na drzwi.
—
I tak nie zasnę.
—
Zaśniesz. Dobranoc. – Odwrócił się na pięcie i zaraz zniknął za niepozornymi
drzwiami, gdzie mieściła się jego sypialnia.
***
—
‘Ermioni! Zaczekaj! – Wąskim, ale nad wyraz jasnym korytarzem biegła blond
włosa piękność. Jej i tak już lekkie kroki wygłuszał czerwony dywan, którym
była wyłożona cała posadzka. Długi warkocz dziewczyny podskakiwał niczym
fruwający liść na wietrze, rozpylając tym samym zapach kwiatowego szamponu.
—
Cześć, Mariette.
—
Dokąd tak pędzisz? – zapytała lekko zdyszana goniąc koleżankę. Zmęczenie jednak
nie ujmowało jej uroku. Była doskonała w każdym względzie. Nawet przy tak
prozaicznej czynności, jak zadawanie pytań, które miały świadczyć o jej żywym
zainteresowaniu życiem koleżanek, zachowywała się z gracją i biło od niej jasne
światło nieuzasadnionej radości. Czarowała swoją osobą. I dobrze o tym
wiedziała. W końcu była pół wilą.
—
Do wieży pocztowej – Hermioma nieśmiało zamachała białą kopertą przed nosem
swojej współlokatorki z dormitorium. Przy Mariette czuła się dziwnie mała.
Naraz uświadomiła sobie kiepską kondycję swoich włosów. I choć babcia kazała
jej wypróbować wszystkich możliwych specyfików, jakie były dostępne w Paryżu,
kasztanowe loki panny Granger nadal pozostawały przesuszone i matowe. A do tego
niemiłosiernie się puszyły i były po prostu nie do okiełznania. Ale nie
zwracały by tak dużej uwagi, gdyby nie fakt, że okalały zaczerwienioną i
pryszczatą buzię nastolatki. Przy nieskazitelnie gładkiej cerze wili, twarz
Miony wyglądała niczym twarz dzikuski ganiającej po wszystkich napotkanych
zaroślach.
—
Do rodziców – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
—
Do przyjaciółki – poprawiła ją Hermiona i zaraz dotknęła ją ogromna tęsknota za
przeszłością, kiedy to razem z Niką eksplorowały okolicę, w której mieszkały.
Śmiały się do upadłego. Rozmawiały godzinami i wyobrażały sobie swoją
przyszłość. Panna Snape dobrze wiedziała, że trafi do Hogwartu i tam spędzi
większą część swojej młodości doskonaląc magiczne zdolności. A Hermiona… Wtedy
nawet nie marzyła o tym świecie. Sądziła raczej, że spokojnie ukończy szkołę
podstawową, by potem kształcić się w kierunku studiów medycznych. Być może i
ona zostałaby stomatologiem, jak jej rodzice. I w jednej chwili to wszystko
prysło, jak bańka mydlana.
Nagle
znalazła się w Hogwarcie. Z przyjaciółką. Czego więcej mogła chcieć? Przecież
właśnie o tym skrycie marzyła, choć nie pozwoliła by sobie przyznać się do tego
pragnienia. A jednak coś poszło nie tak. W wyobraźni wszystko jest łatwiejsze.
Niestety rzeczywistość okazuje się znacznie trudniejsza. Co z tego, że naprawdę
polubiła ten świat? Co z tego, że już nawet poznała kilkoro nowych
czarodziejskich kolegów? Nie czuła się w Hogwarcie swobodnie. Miała świadomość,
że jest tam obca. Nawet uwierzyła, że była tam wręcz niechcianym gościem.
Powrót do zwyczajnego życia był jedynym rozwiązaniem. A tak jej się
przynajmniej wydawało, dopóki nie poznała prawdy o swoim pradziadku.
Zrezygnowała
z Hogwartu, ale nie opuściła świata magii. Razem z babcią wyjechała do obcego
kraju. Ponownie była tylko gościem na nieznanej planecie. Mimo to tym razem nie
mogła wrócić do rodziców. Nie chciała. Pragnęła poznać siebie.
Rozpoczęła
naukę w Akademii Magii Beauxbatons. Edukacja tutaj znacznie różniła się od tej
z Hogwartu. Na eliksirach nie tworzyli skomplikowanych mikstur, a jedynie
mieszanki ziołowe, które miały wykazywać właściwości medyczne. Była za to
alchemia, na której poznawali magiczne wywary. Na zielarstwie uczyli się
rozpoznawać rośliny o pozytywnych właściwościach i te trujące. Zaklęcia były
połączone z transmutacją. Historia magii obejmowała też podstawy
mugoloznawstwa. Nie było nauki latania na miotle a zajęcia ruchowe, które
obowiązywały wszystkich uczniów, od klas najmłodszych po roczniki najstarsze. Dodatkowo
Hermiona uczęszczała na zajęcia praktyczne z języka francuskiego. Choć miała
podstawy, nadal nie potrafiła wszystkiego zrozumieć na lekcjach. Na szczęście
nie ona jedna. Bowiem znacznie więcej obcokrajowców uczyło się Beauxbatons.
—
Czy twoja przyjaciółka wie? – Mariette była wścibska, ale jej pytanie zupełnie
tak nie brzmiało. Było w nim zrozumienie i pewnego rodzaju troska.
—
Jest w Hogwarcie.
***
Nie sądziłam, że tak szybko uporam się z tym rozdziałem. A tu, proszę, taka niespodzianka. Na dodatek tak dobrze mi się pisało.
Tym razem bez zbędnych słów. Pozdrawiam
nagłówek miazga - Nina ♥ co do treści bardzo, bardzo, bardzo dobra ! :)
OdpowiedzUsuńhttp://nikoladrozdzi.blogspot.com/
Podoba mi się, że zaakcentowałaś różnice między systemem nauczania w Hogwarcie i Beauxbatons. Zawsze zastanawiałam się, czy czarodzieje na całym świecie uczą się tego samego, czy jednak ich wiedza jest inna, zależnie od szkoły, do jakiej uczęszczali.
OdpowiedzUsuńhttp://nocturne.blog.pl/