Dni mijały, a Nika nadal nie wiedziała, co było
prawdziwym powodem, dla którego rodzice postanowili zabrać ją ze szkoły. Nie
odpisali jej na żaden z wysłanych listów. Trochę się martwiła, bo nie była pewna,
czy to dlatego, że postanowiła wtedy im się sprzeciwić i zostać w Hogwarcie,
czy może, odpukać, coś im się stało. Bała się, że w ostatnim czasie sytuacja
mogła się pogorszyć. W murach zamku nie dało się odczuć nawet cienia obecnego
stanu wyjątkowego. Ale dziewczyna spędziła dwa miesiące w domu i choć nie
mieszkała wśród czarodziejów, było czuć, że wojna wisi gdzieś w powietrzu. Nikt
nie mówił tego na głos, ale każdy swoje wiedział. Dlatego ucieszyła się, że
znów może być w Hogwarcie, bo tutaj jakby było spokojnie. Tylko ta myśl, że jej
bliscy są tam, narażeni na niebezpieczeństwo…
Również
stryjek nie był skory do rozmów na dręczący młodą Krukonkę temat. Z resztą nie chciał
z nią rozmawiać nawet o innych rzeczach. Jakby jej unikał. A przecież obiecał
pomóc. Dwunastolatka już sama nie wiedziała, co ma o nim myśleć. Chciała
wierzyć w jego dobre chęci, niestety wszystkie czyny przeczyły jego
zaangażowaniu w jej problemy. Jednak w tym momencie był dla niej ostatnią deską
ratunku. Nie miała nikogo innego. Stop. Miała, ale nie potrafiła im się
zwierzyć ze swoich problemów. Chłopców z Gryffindoru jeszcze za krótko znała,
żeby wprowadzać ich w swoje prywatne życie. Właściwie Severusa nie znała wcale
dłużej. Ale on był jej stryjkiem. Aidanowi też by nie odważyła się nic
powiedzieć, mimo że przecież tak często jej pomagał, choć wcale tego nie
oczekiwała. Na razie nie potrafiła się przekonać do jego osoby. Denerwował ją,
drażnił. Wkurzała się za każdym razem, gdy znalazł się gdzieś w jej otoczeniu.
Przyjaciółki też żadnej nie ma. Oprócz Hermiony, która jest tak daleko. Jej
również nie powinna niepokoić. Nie teraz, kiedy panna Granger aklimatyzuje się
do nowego otoczenia. Te chwile muszą być dla niej trudne. Ale ma babcię. A Nika
jest sama.
—
Panno Snape – w głowie czarnowłosej zagrzmiał wściekły głos Severusa.
Natychmiast ocknęła się z zamyślenia. Zamrugała energicznie. Wzrokiem oplotła
miejsce, w którym była. Sala eliksirów. Naraz uświadomiła sobie, że jest na
lekcji. – Panno Snape, ile razy mam panią wołać?
—
Przepra… — dziewczyna stanęła na równe nogi. Chciała jakoś udobruchać
profesora, ale on najwyraźniej wcale tego nie oczekiwał i ciągnął dalej.
—
Przypominam, że na lekcji nie śpimy! – Jego głos był już spokojniejszy, ale
nadal pełen złości i oburzenia. Mimo to na te słowa klasa wpadła w śmiech.
Jednym spojrzeniem wszystkich uciszył. Ale nie odjął nikomu punktów, co raczej
nie było do niego podobne, a w szczególności w obliczu ostatniego incydentu, w
którym brała udział ta klasa. Zamiast tego wezwał Nikę do siebie – panno Snape,
do mnie.
Na
miejscu Krukonki pewnie nie jeden uczeń zacząłby się już głowić, jaki szlaban
na niego czeka, jednocześnie próbując jak najbardziej oddalić w czasie ten
moment, kiedy profesor na oczach całej klasy zacznie się na niego wydzierać
właściwie nie aż za tak wielkie przewinienie. Bo przecież każdemu może zdarzyć
się chwilowa myślowa ucieczka od rzeczywistości. Nawet na tak „ważnej” lekcji
jak eliksiry. Ale Nika nie bała się Severusa. Tym bardziej, że nic złego nie
zrobiła. Miała też zamiar przeprosić. Skoro jednak stryjek nie pozwolił jej na
to… Poza tym często odnosiła wrażenie, że ma niejaką władzę nad jego emocjami.
Nie żeby mogła nimi całkowicie sterować, ale już zdążyła się zorientować, że
przy niej Mistrz Eliksirów jakby miękł. Choć za żadne skarby by się do tego nie
przyznał.
Wyprostowana,
z podniesioną wysoko głową dostojnym krokiem podeszła pod katedrę nauczyciela.
Spojrzała przez ramię na swoich kolegów i pokrzepiająco się do nich
uśmiechnęła, jakby chciała im powiedzieć, że to ona będzie teraz górą i nie da
się poniżać temu wrednemu profesorowi. Gest ten nie uszedł uwadze Severusa.
Jednak nie skomentował tego, tylko z niedowierzaniem pokręcił głową. Poczym
machnięciem różdżki przywołał do siebie jakiś zwój zapisanego drobnym maczkiem
pergaminu. Nika od razu rozpoznała przedmiot. I dopiero w tym momencie poczuła
ukłucie lęku. To był ten esej, nad którym ostatnio tak długo pracowała. Przez
dobrych kilka dni zbierała w bibliotece wszystkie opublikowane informacje na
temat eliksiru wiggenowego. Najpierw coś o jego historii, o działaniu i w końcu
o tych wszystkich absurdalnych przypadkach, w których kilka jego kropel
zdziałało cuda. A potem całymi wieczorami próbowała to wszystko zebrać do kupy
i sklecić jakieś ciekawe wypracowanie. Jednym słowem, poświęciła temu zadaniu
naprawdę sporo czasu i własnych sił.
Severus
rozwinął pergamin długi na cztery i pół stopy. Zaczął czytać.
—
Eliksir wiggenowy, pospolicie zwany wywarem uśmierzającym, po raz pierwszy
został użyty przez Zethara Murdocha w bitwie pod Preston w 1648 roku. Jednak
pierwsze wzmianki o miksturze regenerującej zdrowie sięgają już XII wieku.
Zamilkł. Spojrzał na
uczennicę jakby jego wzrok wyłaniał się znad niewidzialnych okularów. Sroga i
skupiona dotąd twarz rozluźniła się. Może nawet próbował się uśmiechnąć
kącikiem ust. Ale Nika tego nie dostrzegła. Wewnątrz cała drżała, bo tym razem
nie miała bladego pojęcia, co się może za chwilę wydarzyć. Przewidywała
najgorsze, choć sama nie potrafiła stwierdzić, co mogłoby to być.
Nauczyciel
przeniósł swoje spojrzenie na resztę klasy. Przybrał poważną minę, która
wyrażała niezadowolenie.
—
Tak powinien wyglądać każdy esej! – Donośny głos rozszedł się echem po sali. –
Jakie składniki są potrzebne do uwarzenia eliksiru, każdy głupi sobie znajdzie
w najprostszej książce o podstawach wiedzy alchemicznej. Pisząc wypracowanie
musicie się trochę bardziej wysilić. Eliksiry to nie prymitywna nauka, gdzie
wszystko zostanie wam podane na tacy. Tutaj trzeba myśleć a nie powielać błędy innych.
Panie Goldstein – zwrócił się do blondyna siedzącego zaraz naprzeciwko,
wymachując mu przed nosem jego króciutkim wypracowaniem. – Myślał pan, że nie
znam treści podręcznika Arseniusza Jiggera? A panowie, Malfoy i Zabini,
sądziliście, że nie zauważę podobieństwa między waszymi pracami? Już nawet
Potter i Weasley mieli więcej rozumu, by nie pisać słowo w słowo tego samego.
Zgroza, jakich przygłupów przyszło mi uczyć.
Nika
oblała się rumieńcem. Spuściła wzrok, żeby nikt nie dostrzegł jej zawstydzenia.
Ale nie dlatego każda para oczu była skierowana na jej osobę. Uczuła na sobie
zazdrosne spojrzenia rówieśników. Chyba nie byli zadowoleni, że Snape ją
faworyzuje. Tym bardziej biorąc pod uwagę, że ma takie samo nazwisko jak on. A
nuż ktoś się domyśli, że to nie zbieg okoliczności, jak zawsze odpowiada na
podobne zarzuty? Na szczęście jej cierpienie nie trwało zbyt długo. Bowiem
profesor zaraz kazał jej wrócić do stolika. Kiedy już wszyscy uczniowie
siedzieli na swoich miejscach wyczekując dalszej przemowy, Severus pokrótce
omówił zasady obowiązujące podczas ważenia eliksiru, z jakim przyjdzie im się
zmierzyć na następnych zajęciach. A potem jeszcze zadał następny esej, na co
reakcją był nieśmiały pomruk niezadowolenia.
Po
skończonej przemowie, nauczyciel dał znak, że to koniec lekcji. Młodzi
czarodzieje pośpiesznie zaczęli się pakować, by jak najszybciej wyjść z tej
ponurej klasy. Również Nika tym razem się nie ociągała. Miała dość tej lekcji.
Tak jak zawsze z przyjemnością przychodziła na eliksiry, tak te zajęcia były
chyba najgorszymi jak do tej pory. Najpierw oddała się własnym myślom, ale
temat o teorii powstawania eliksiru rozciągającego nużył ją niemiłosiernie. A
potem jeszcze to „wyróżnienie”. Gdyby nie to, że akurat na eliksirach
przytrafił jej się taki zaszczyt, byłaby naprawdę szczęśliwa i od razu
pochwaliłaby się swoimi osiągnięciami rodzicom. Jednak w tym wypadku Nika czuła
się tak, jakby ją upokorzono na oczach wszystkich znajomych. Już lepsza byłaby
kara za nieuwagę na lekcjach.
Dziewczyna
szybko upchnęła podręcznik do torby i nie zapinając jej szybkim krokiem
opuściła klasę. Tłum uczniów ciągnął w stronę wielkiej sali na lunch, ale ona
nie miała najmniejszego zamiaru pokazywać się teraz nikomu na oczy. I tak swoje
kroki skierowała ku opuszczonej klasie do transmutacji.
—
Ej, Nika – zatrzymał ją znajomy głos. Niechętnie się odwróciła. Już wiedziała,
czego może się po nim spodziewać. Zacznie teraz z niej drwić, bo na pewno nie
zazdrościć, tego co miało przed chwilą miejsce.
—
Draco – wymówiła jego imię z niejaką odrazą mrużąc przy tym oczy.
—
Lepiej sobie uważaj. Pamiętaj, że jesteś tylko Krukonką. Twoje nazwisko nic nie
znaczy. – Zrobił krótką pauzę i dodał konspiracyjnym tonem – koligacje rodzinne
też nie powinny mieć nic do rzeczy.
—
A ty nie powinieneś tak się tym wszystkim interesować. – Nika zatrzymała swój wzrok na jego szarych
tęczówkach. Jego źrenice się rozszerzyły. Dostrzegła w nich strach. To był cały
Dracon. Udawał niewiadomo kogo, zgrywał twardziela, a w środku krył się mały bezbronny
chłopiec. Niewiarygodne jak bardzo się zmienił. Lecz Nika nie miała dla niego
współczucia. Nienawidziła go teraz z całych sił.
— Ja wiem – wydukał bez składu i ładu siląc się na jak najbardziej pewny siebie ton. Zaśmiał się jeszcze niby to drwiąco i odszedł w drugą stronę pozostawiając nieco osłupiałą Nikę samą sobie. To była zdecydowanie bardzo dziwna rozmowa.
***
Stella
nie miała w zwyczaju przynosić pracy do domu. Niestety niektóre sprawy wymagały
przemyślenia, na co w biurze nie było czasu. Wówczas siadała w salonie przed
kominkiem, wyciągała swoje samopiszące pióro i pergamin, by zapisywać na nim
każdą ważną myśl. Ścierek przynosił jej kubek gorącej herbaty. A ona popijając
powoli brązowy wywar, wyłączała się z rzeczywistości i zagłębiała się
najbardziej jak się da w powierzony jej problem. Tym razem jednak nie było tak
łatwo i przyjemnie. Po pierwsze zza okna dochodziły ją odgłosy wichury, która
od poprzedniego wieczora nieprzerwanie straszyła mieszkańców Anglii. Po drugie
wciąż martwiła się losem swojej córki. Co z tego, że Hogwart jest teraz
najbezpieczniejszym miejscem w świecie czarodziejów? Nika i tak tam nie jest
tak bezpieczna, jakby Stella tego oczekiwała. Nie na tym etapie jej życia. Nie
teraz, kiedy przeszłość zaczęła wkraczać ponownie w teraźniejszość. Gdyby nie
to, że wokół czuć zapach wojny, pani Snape jeszcze raz odwiedziłaby Hogwart i
siłą wyciągnęła stamtąd córkę. Chciała ją mieć teraz na oku. A po trzecie
artykuł, który ma zredagować… Zawsze była świetną dziennikarką, jednak ta
sprawa ją przerosła
Pióro
niespokojnie kręciło się w kałamarzu. Rwało się, by w końcu zachłysnąć się
czarnym atramentem i szusować po szorstkiej fakturze pergaminu. Stella jednak
nie potrafiła dobrać odpowiednich słów. Nawet już nie próbowała. W jednym
momencie wyłączyła myślenie i nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w ruchomą
fotografię uśmiechniętej Niki.
—
Co się stało? – Tom już od dłużej chwili przyglądał się żonie. Nigdy nie
widział jej w takim stanie. Zaczął się o nią martwić. I choć ostatnio nie
układało im się zbyt dobrze, jego zatroskanie było jak najbardziej szczere.
—
Do gazety przysłano list – kobieta odpowiedziała beznamiętnym tonem. Ale
poczuła ulgę po tych słowach. Musiała komuś o tym powiedzieć. – To list od n i
c h. Chcą, żebyśmy zamieścili go w
Proroku. Naczelny chciał od razu wyrzucić ten list i zapomnieć o nim, ale kiedy
go przeczytał… Jak go nie opublikujemy, narazimy się i m, a jak opublikujemy,
to narazimy się Ministerstwu. A właściwie to narażę się ja, bo pod tą notką
będzie moje nazwisko.
—
Pokaż ten list – Tom zwrócił się do Stelli rozkazującym Tonem, na co ona się
obruszyła, ale przypominając sobie zaraz o wadze sprawy, spuściła wzrok i
załamała ręce.
—
Został w biurze.
—
Co pisali? – Snape koniecznie chciał się dowiedzieć, co było w liście. Te
informacje mogłyby być pomocne Radzie. Może nawet po charakterze pisma udałoby
się dotrzeć do kogoś z Kapituły.
—
Jutro wszyscy się dowiedzą. Ale nie o treść chodzi. Co to ma za znaczenie?
Wojna prędzej, czy później rozpęta się na dobre, wszyscy jesteśmy tego
świadomi. A im szybciej dowiemy się, kiedy to nastąpi, tym lepiej.
—
Czyli napisali coś konkretnego o wojnie?
—
Tom, czy ty naprawdę nie rozumiesz w czym problem? Niech sobie piszą, co chcą.
Tylko dlaczego swoje informacje muszą przekazywać przez Proroka? Dlaczego
akurat mnie przydzielono ten list? Nie wiem, kompletnie nie mam pojęcia, jak z
tego wybrnąć, co napisać, żeby wszyscy byli zadowoleni.
—
Słuchaj, dla takich spraw nie warto szukać poetyckich słów. Wystarczy jakieś
wyjaśnienie co to za list, skąd go macie i kto go napisał.
—
W tym rzecz, że nic o nim nie wiemy. Koperta pojawiła się znikąd. Nie była
opisana. Zalakowana tylko jakąś szlachecką pieczęcią. List też nie był
podpisany. Nic. Jedynie z treści domyślamy się, że to od n i c h.
Ktoś
z Proroka jest w Kapitule – od razu pomyślał Tom. Ale zaraz zdał sobie sprawę,
że to nie mogłoby być takie proste. Kapituła jest sprytniejsza.
—
Na pewno jakoś z tego wybrniesz. W końcu jesteś najlepsza w swoim fachu. – Tom
chciał, by te słowa zabrzmiały pokrzepiająco, ale z racji, że jego myśli
powędrowały ku sprawom Rady, wypowiedział je dość obojętnym Tonem. Na jego
szczęście Stella nie bardzo przejęła się tym udawanym zatroskaniem o jej
problem służbowy i wynikające z niego konsekwencje. Sama gdzieś odpłynęła
myślami.
—
A co słychać w biurze? — Po dłuższej chwili milczenia, którego nawet nie
zauważyli, pan Snape postanowił odciągnąć nieco swoją żonę od przykrych spraw i
zapytał zupełnie bezmyślnie. Jednak podświadomie miał nadzieję dowiedzieć się
czegoś jeszcze, co mogłoby przydać się Radzie. Jako jeden z jej Przedstawicieli
czuł się w obowiązku wykorzystywać każdą okazję do zdobywania istotnych
informacji. Kiedy uświadomił sobie sens swojego pytania, zaczął sądzić, że być
może Stella zacznie coś podejrzewać. Bo w końcu nigdy nie interesował się jej
życiem zawodowym. Nigdy nie pytał o jej pracę. Skąd więc taka nagła zmiana? Ona
nie wiedziała o jego działalności. Nawet nie miała pojęcia, że jakaś tam Rada
istnieje. Ale odebrała to pytanie jedynie jako próbę zmiany przykrego tematu.
—
Hurtz niedawno wrócił z urlopu, więc Rita jest niepocieszona, bo na powrót
odebrano jej rubrykę porad osobistych. Lubiła brać ludzi w konia. Andy planuje
przejść na emeryturę. Tylko, że przez stan wyjątkowy jakoś nie ma chętnych na
jego stanowisko. Wszyscy widzimy, jak musi się zmagać z Ministerstwem. A teraz
jeszcze ten list. Nie jest łatwo. Ale lubię tę pracę jak nigdy dotąd. Ciągle
coś się dzieje i jest o czym pisać. Tylko dlaczego akurat mnie przyszło
zamieścić tą ponurą wiadomość?
—
Rzeczywiście sporo się dzieje. Wiesz, nigdy nie opowiadałaś tak dużo o pracy.
—
Bo nigdy nie pytałeś – zauważyła jakby z wyrzutem, ale w jej głosie dało się
wyczuć smutek. Tak, była smutna, że mąż tak mało interesował się jej pracą. Zawsze
miała tyle do opowiedzenia, ale nigdy nie starczało jej odwagi by tak od
siebie, bez zachęty, zacząć mówić. Powstrzymywała się, przekonując samą siebie,
że te wszystkie wydarzenia, o których tak bardzo chciałaby powiedzieć i tak nie
mają żadnego znaczenia. Dlaczego miałby więc tego wysłuchiwać?
Zapadła
niezręczna cisza. Dopiero teraz Tom sobie uświadomił, jak mało wie o żonie.
Niby zawsze byli tak blisko siebie, o wszystkim sobie mówili. A jednak nie o
wszystkim. Nigdy mu nawet przez myśl nie przeszło, by pytać, co słychać u niej
w pracy. Sam też nie opowiadał o swoim zajęciu. Nie uważał, by mogło to kogoś
interesować, za wyjątkiem Niki, która lubiła węszyć w jego gabinecie. Uśmiechał
się sam do siebie, kiedy ją przyłapywał, a ona się rumieniła i zawstydzona
uciekała do swojego pokoju. Jakby zrobiła coś złego. A Tom naprawdę nie miał
nic przeciwko, by jego córka uczyła się alchemii. Cieszył go jej zapał. Z
radością pomagał jej przy sporządzaniu różnych eliksirów dla próby
umiejętności. Lubił, kiedy mu pomagała w pracy. Był, jest z niej dumny, że z
takim entuzjazmem podchodzi do tej dziedziny nauki.
—
A co u ciebie słychać? – Stella chciała tym pytaniem wymazać swoje poprzednie
oskarżenie. Bo sama nie była lepsza. I ona nie interesowała się zajęciem
współmałżonka. I chyba obojgu było wówczas dobrze. Przynajmniej nie mieszali
pracy z życiem prywatnym. Ale czy wyszło im to na dobre?
—
Produkcja się zwiększyła, lecz wcale mnie to nie cieszy – od razu ostudził
radość Stelli na myśl o napływających na kotno pieniądzach. – Otrzymuję anonimowe zamówienia. A nie
chciałbym i c h wspomagać.
—
Na pewno mają swoich alchemików.
—
Którzy pragną poznać nasze eliksiry, by stworzyć mocniejsze trucizny. To jest
polityka, moja droga. To nie takie proste.
—
Wiem, z czym się zmagasz, ale masz szansę w końcu zarobić. Przecież pieniądze
są nam potrzebne.
—
Zarabiam i bez takich okazji. Poza tym w tym momencie pieniądze nie są tak
istotne. W czasie wojny prywatne finanse nie mają znaczenia.
—
A jeśli nie będzie wojny?
—
Stella! Sama jeszcze przed chwilą mówiłaś… Będzie, nie będzie, nie chcę w taki
sposób zarabiać.
I kolejna ich rozmowa przeradza się w kłótnię.
***
Nie będzie długiej przemowy z przeprosinami, prośbą o wybaczenie i obietnicą poprawy. Nie planowałam tej przerwy, ale wyszła mi na dobre. To, że weny w tym czasie nie było to już inna sprawa. W każdym razie nie ma tego złego...
Jest nowy rozdział. Pisało mi się go dość topornie. W szczególności pierwszą część. Był zapał i mnóstwo pomysłów, ale nie potrafiłam ich ubrać w słowa, więc wyszło jak wyszło. Ale już drugą część pisałam z nieukrywaną przyjemnością. I jestem nawet zadowolona z tej małżeńskiej rozmowy.
Rozdział wiele nowego nie wnosi do opowiadania, ale tylko pozornie :) I mam nadzieję, że nie brzmi to jak jakieś usprawiedliwienie.
Z góry dziękuję za każdy komentarz, który pojawi się pod rozdziałem. Jestem świadoma, że po tak długiej nieobecności nie może ich być wiele, z resztą nigdy nie było, ale może choć jeden się trafi. Bez względu na wszystko i tak dokończę to opowiadanie, choć nie wiadomo jak wiele jeszcze miałoby być takich przerw. A teraz koniec tego gadania.
Pozdrawiam
Bardzo podoba mi się ten rozdział c: Myślę, że ta przerwa wyszła Ci na dobre, ponieważ mam wrażenie, że piszesz lepiej niż wcześniej. Ale może to tylko moje odczucie? W każdym razie czekam na ciąg dalszy historii Niki i mam wielką nadzieję, że Stella i Tom w końcu się pogodzą (o ile to zrobią :c).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Absailer.
Cieszę się, że tak myślisz ;) Przerwa na pewno pomogła, choć w wielu przypadkach raczej działa na szkodę. Ale ja zyskałam nowe siły i pomysły.
UsuńCzy Stella i Tom się pogodzą? Hm... Myślę, że na razie nie mają powodów do godzenia. Po prostu mają trudniejsze chwile i nie zawsze potrafią się dogadać, ale skłóceni nie są. Oby tylko kondycja ich małżeństwa nie wpłynęła negatywnie na Nikę ;)
Pozdrawiam