1 marca 2015

Rozdział XXX - "Wyróżnienie"

Dni mijały, a Nika nadal nie wiedziała, co było prawdziwym powodem, dla którego rodzice postanowili zabrać ją ze szkoły. Nie odpisali jej na żaden z wysłanych listów. Trochę się martwiła, bo nie była pewna, czy to dlatego, że postanowiła wtedy im się sprzeciwić i zostać w Hogwarcie, czy może, odpukać, coś im się stało. Bała się, że w ostatnim czasie sytuacja mogła się pogorszyć. W murach zamku nie dało się odczuć nawet cienia obecnego stanu wyjątkowego. Ale dziewczyna spędziła dwa miesiące w domu i choć nie mieszkała wśród czarodziejów, było czuć, że wojna wisi gdzieś w powietrzu. Nikt nie mówił tego na głos, ale każdy swoje wiedział. Dlatego ucieszyła się, że znów może być w Hogwarcie, bo tutaj jakby było spokojnie. Tylko ta myśl, że jej bliscy są tam, narażeni na niebezpieczeństwo…
                
Również stryjek nie był skory do rozmów na dręczący młodą Krukonkę temat. Z resztą nie chciał z nią rozmawiać nawet o innych rzeczach. Jakby jej unikał. A przecież obiecał pomóc. Dwunastolatka już sama nie wiedziała, co ma o nim myśleć. Chciała wierzyć w jego dobre chęci, niestety wszystkie czyny przeczyły jego zaangażowaniu w jej problemy. Jednak w tym momencie był dla niej ostatnią deską ratunku. Nie miała nikogo innego. Stop. Miała, ale nie potrafiła im się zwierzyć ze swoich problemów. Chłopców z Gryffindoru jeszcze za krótko znała, żeby wprowadzać ich w swoje prywatne życie. Właściwie Severusa nie znała wcale dłużej. Ale on był jej stryjkiem. Aidanowi też by nie odważyła się nic powiedzieć, mimo że przecież tak często jej pomagał, choć wcale tego nie oczekiwała. Na razie nie potrafiła się przekonać do jego osoby. Denerwował ją, drażnił. Wkurzała się za każdym razem, gdy znalazł się gdzieś w jej otoczeniu. Przyjaciółki też żadnej nie ma. Oprócz Hermiony, która jest tak daleko. Jej również nie powinna niepokoić. Nie teraz, kiedy panna Granger aklimatyzuje się do nowego otoczenia. Te chwile muszą być dla niej trudne. Ale ma babcię. A Nika jest sama.
                
— Panno Snape – w głowie czarnowłosej zagrzmiał wściekły głos Severusa. Natychmiast ocknęła się z zamyślenia. Zamrugała energicznie. Wzrokiem oplotła miejsce, w którym była. Sala eliksirów. Naraz uświadomiła sobie, że jest na lekcji. – Panno Snape, ile razy mam panią wołać?

— Przepra… — dziewczyna stanęła na równe nogi. Chciała jakoś udobruchać profesora, ale on najwyraźniej wcale tego nie oczekiwał i ciągnął dalej.
                
— Przypominam, że na lekcji nie śpimy! – Jego głos był już spokojniejszy, ale nadal pełen złości i oburzenia. Mimo to na te słowa klasa wpadła w śmiech. Jednym spojrzeniem wszystkich uciszył. Ale nie odjął nikomu punktów, co raczej nie było do niego podobne, a w szczególności w obliczu ostatniego incydentu, w którym brała udział ta klasa. Zamiast tego wezwał Nikę do siebie – panno Snape, do mnie.

Na miejscu Krukonki pewnie nie jeden uczeń zacząłby się już głowić, jaki szlaban na niego czeka, jednocześnie próbując jak najbardziej oddalić w czasie ten moment, kiedy profesor na oczach całej klasy zacznie się na niego wydzierać właściwie nie aż za tak wielkie przewinienie. Bo przecież każdemu może zdarzyć się chwilowa myślowa ucieczka od rzeczywistości. Nawet na tak „ważnej” lekcji jak eliksiry. Ale Nika nie bała się Severusa. Tym bardziej, że nic złego nie zrobiła. Miała też zamiar przeprosić. Skoro jednak stryjek nie pozwolił jej na to… Poza tym często odnosiła wrażenie, że ma niejaką władzę nad jego emocjami. Nie żeby mogła nimi całkowicie sterować, ale już zdążyła się zorientować, że przy niej Mistrz Eliksirów jakby miękł. Choć za żadne skarby by się do tego nie przyznał.
                
Wyprostowana, z podniesioną wysoko głową dostojnym krokiem podeszła pod katedrę nauczyciela. Spojrzała przez ramię na swoich kolegów i pokrzepiająco się do nich uśmiechnęła, jakby chciała im powiedzieć, że to ona będzie teraz górą i nie da się poniżać temu wrednemu profesorowi. Gest ten nie uszedł uwadze Severusa. Jednak nie skomentował tego, tylko z niedowierzaniem pokręcił głową. Poczym machnięciem różdżki przywołał do siebie jakiś zwój zapisanego drobnym maczkiem pergaminu. Nika od razu rozpoznała przedmiot. I dopiero w tym momencie poczuła ukłucie lęku. To był ten esej, nad którym ostatnio tak długo pracowała. Przez dobrych kilka dni zbierała w bibliotece wszystkie opublikowane informacje na temat eliksiru wiggenowego. Najpierw coś o jego historii, o działaniu i w końcu o tych wszystkich absurdalnych przypadkach, w których kilka jego kropel zdziałało cuda. A potem całymi wieczorami próbowała to wszystko zebrać do kupy i sklecić jakieś ciekawe wypracowanie. Jednym słowem, poświęciła temu zadaniu naprawdę sporo czasu i własnych sił.
                
Severus rozwinął pergamin długi na cztery i pół stopy. Zaczął czytać.
                
— Eliksir wiggenowy, pospolicie zwany wywarem uśmierzającym, po raz pierwszy został użyty przez Zethara Murdocha w bitwie pod Preston w 1648 roku. Jednak pierwsze wzmianki o miksturze regenerującej zdrowie sięgają już XII wieku.

Zamilkł. Spojrzał na uczennicę jakby jego wzrok wyłaniał się znad niewidzialnych okularów. Sroga i skupiona dotąd twarz rozluźniła się. Może nawet próbował się uśmiechnąć kącikiem ust. Ale Nika tego nie dostrzegła. Wewnątrz cała drżała, bo tym razem nie miała bladego pojęcia, co się może za chwilę wydarzyć. Przewidywała najgorsze, choć sama nie potrafiła stwierdzić, co mogłoby to być.

Nauczyciel przeniósł swoje spojrzenie na resztę klasy. Przybrał poważną minę, która wyrażała niezadowolenie.

— Tak powinien wyglądać każdy esej! – Donośny głos rozszedł się echem po sali. – Jakie składniki są potrzebne do uwarzenia eliksiru, każdy głupi sobie znajdzie w najprostszej książce o podstawach wiedzy alchemicznej. Pisząc wypracowanie musicie się trochę bardziej wysilić. Eliksiry to nie prymitywna nauka, gdzie wszystko zostanie wam podane na tacy. Tutaj trzeba myśleć a nie powielać błędy innych. Panie Goldstein – zwrócił się do blondyna siedzącego zaraz naprzeciwko, wymachując mu przed nosem jego króciutkim wypracowaniem. – Myślał pan, że nie znam treści podręcznika Arseniusza Jiggera? A panowie, Malfoy i Zabini, sądziliście, że nie zauważę podobieństwa między waszymi pracami? Już nawet Potter i Weasley mieli więcej rozumu, by nie pisać słowo w słowo tego samego. Zgroza, jakich przygłupów przyszło mi uczyć.

Nika oblała się rumieńcem. Spuściła wzrok, żeby nikt nie dostrzegł jej zawstydzenia. Ale nie dlatego każda para oczu była skierowana na jej osobę. Uczuła na sobie zazdrosne spojrzenia rówieśników. Chyba nie byli zadowoleni, że Snape ją faworyzuje. Tym bardziej biorąc pod uwagę, że ma takie samo nazwisko jak on. A nuż ktoś się domyśli, że to nie zbieg okoliczności, jak zawsze odpowiada na podobne zarzuty? Na szczęście jej cierpienie nie trwało zbyt długo. Bowiem profesor zaraz kazał jej wrócić do stolika. Kiedy już wszyscy uczniowie siedzieli na swoich miejscach wyczekując dalszej przemowy, Severus pokrótce omówił zasady obowiązujące podczas ważenia eliksiru, z jakim przyjdzie im się zmierzyć na następnych zajęciach. A potem jeszcze zadał następny esej, na co reakcją był nieśmiały pomruk niezadowolenia.

Po skończonej przemowie, nauczyciel dał znak, że to koniec lekcji. Młodzi czarodzieje pośpiesznie zaczęli się pakować, by jak najszybciej wyjść z tej ponurej klasy. Również Nika tym razem się nie ociągała. Miała dość tej lekcji. Tak jak zawsze z przyjemnością przychodziła na eliksiry, tak te zajęcia były chyba najgorszymi jak do tej pory. Najpierw oddała się własnym myślom, ale temat o teorii powstawania eliksiru rozciągającego nużył ją niemiłosiernie. A potem jeszcze to „wyróżnienie”. Gdyby nie to, że akurat na eliksirach przytrafił jej się taki zaszczyt, byłaby naprawdę szczęśliwa i od razu pochwaliłaby się swoimi osiągnięciami rodzicom. Jednak w tym wypadku Nika czuła się tak, jakby ją upokorzono na oczach wszystkich znajomych. Już lepsza byłaby kara za nieuwagę na lekcjach.
                
Dziewczyna szybko upchnęła podręcznik do torby i nie zapinając jej szybkim krokiem opuściła klasę. Tłum uczniów ciągnął w stronę wielkiej sali na lunch, ale ona nie miała najmniejszego zamiaru pokazywać się teraz nikomu na oczy. I tak swoje kroki skierowała ku opuszczonej klasie do transmutacji.
                
— Ej, Nika – zatrzymał ją znajomy głos. Niechętnie się odwróciła. Już wiedziała, czego może się po nim spodziewać. Zacznie teraz z niej drwić, bo na pewno nie zazdrościć, tego co miało przed chwilą miejsce.
                
— Draco – wymówiła jego imię z niejaką odrazą mrużąc przy tym oczy.
                
— Lepiej sobie uważaj. Pamiętaj, że jesteś tylko Krukonką. Twoje nazwisko nic nie znaczy. – Zrobił krótką pauzę i dodał konspiracyjnym tonem – koligacje rodzinne też nie powinny mieć nic do rzeczy.
                
— A ty nie powinieneś tak się tym wszystkim interesować.  – Nika zatrzymała swój wzrok na jego szarych tęczówkach. Jego źrenice się rozszerzyły. Dostrzegła w nich strach. To był cały Dracon. Udawał niewiadomo kogo, zgrywał twardziela, a w środku krył się mały bezbronny chłopiec. Niewiarygodne jak bardzo się zmienił. Lecz Nika nie miała dla niego współczucia. Nienawidziła go teraz z całych sił.
               
— Ja wiem – wydukał bez składu i ładu siląc się na jak najbardziej pewny siebie ton. Zaśmiał się jeszcze niby to drwiąco i odszedł w drugą stronę pozostawiając nieco osłupiałą Nikę samą sobie. To była zdecydowanie bardzo dziwna rozmowa.

***
                
Stella nie miała w zwyczaju przynosić pracy do domu. Niestety niektóre sprawy wymagały przemyślenia, na co w biurze nie było czasu. Wówczas siadała w salonie przed kominkiem, wyciągała swoje samopiszące pióro i pergamin, by zapisywać na nim każdą ważną myśl. Ścierek przynosił jej kubek gorącej herbaty. A ona popijając powoli brązowy wywar, wyłączała się z rzeczywistości i zagłębiała się najbardziej jak się da w powierzony jej problem. Tym razem jednak nie było tak łatwo i przyjemnie. Po pierwsze zza okna dochodziły ją odgłosy wichury, która od poprzedniego wieczora nieprzerwanie straszyła mieszkańców Anglii. Po drugie wciąż martwiła się losem swojej córki. Co z tego, że Hogwart jest teraz najbezpieczniejszym miejscem w świecie czarodziejów? Nika i tak tam nie jest tak bezpieczna, jakby Stella tego oczekiwała. Nie na tym etapie jej życia. Nie teraz, kiedy przeszłość zaczęła wkraczać ponownie w teraźniejszość. Gdyby nie to, że wokół czuć zapach wojny, pani Snape jeszcze raz odwiedziłaby Hogwart i siłą wyciągnęła stamtąd córkę. Chciała ją mieć teraz na oku. A po trzecie artykuł, który ma zredagować… Zawsze była świetną dziennikarką, jednak ta sprawa ją przerosła
                
Pióro niespokojnie kręciło się w kałamarzu. Rwało się, by w końcu zachłysnąć się czarnym atramentem i szusować po szorstkiej fakturze pergaminu. Stella jednak nie potrafiła dobrać odpowiednich słów. Nawet już nie próbowała. W jednym momencie wyłączyła myślenie i nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w ruchomą fotografię uśmiechniętej Niki.
                
— Co się stało? – Tom już od dłużej chwili przyglądał się żonie. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Zaczął się o nią martwić. I choć ostatnio nie układało im się zbyt dobrze, jego zatroskanie było jak najbardziej szczere.
                
— Do gazety przysłano list – kobieta odpowiedziała beznamiętnym tonem. Ale poczuła ulgę po tych słowach. Musiała komuś o tym powiedzieć. – To list od n i c h.  Chcą, żebyśmy zamieścili go w Proroku. Naczelny chciał od razu wyrzucić ten list i zapomnieć o nim, ale kiedy go przeczytał… Jak go nie opublikujemy, narazimy się i m, a jak opublikujemy, to narazimy się Ministerstwu. A właściwie to narażę się ja, bo pod tą notką będzie moje nazwisko.
                
— Pokaż ten list – Tom zwrócił się do Stelli rozkazującym Tonem, na co ona się obruszyła, ale przypominając sobie zaraz o wadze sprawy, spuściła wzrok i załamała ręce.
                
— Został w biurze.
                
— Co pisali? – Snape koniecznie chciał się dowiedzieć, co było w liście. Te informacje mogłyby być pomocne Radzie. Może nawet po charakterze pisma udałoby się dotrzeć do kogoś z Kapituły.
               
— Jutro wszyscy się dowiedzą. Ale nie o treść chodzi. Co to ma za znaczenie? Wojna prędzej, czy później rozpęta się na dobre, wszyscy jesteśmy tego świadomi. A im szybciej dowiemy się, kiedy to nastąpi, tym lepiej.
                
— Czyli napisali coś konkretnego o wojnie?

— Tom, czy ty naprawdę nie rozumiesz w czym problem? Niech sobie piszą, co chcą. Tylko dlaczego swoje informacje muszą przekazywać przez Proroka? Dlaczego akurat mnie przydzielono ten list? Nie wiem, kompletnie nie mam pojęcia, jak z tego wybrnąć, co napisać, żeby wszyscy byli zadowoleni.
                
— Słuchaj, dla takich spraw nie warto szukać poetyckich słów. Wystarczy jakieś wyjaśnienie co to za list, skąd go macie i kto go napisał.
                
— W tym rzecz, że nic o nim nie wiemy. Koperta pojawiła się znikąd. Nie była opisana. Zalakowana tylko jakąś szlachecką pieczęcią. List też nie był podpisany. Nic. Jedynie z treści domyślamy się, że to od n i c h.
           
Ktoś z Proroka jest w Kapitule – od razu pomyślał Tom. Ale zaraz zdał sobie sprawę, że to nie mogłoby być takie proste. Kapituła jest sprytniejsza.
                
— Na pewno jakoś z tego wybrniesz. W końcu jesteś najlepsza w swoim fachu. – Tom chciał, by te słowa zabrzmiały pokrzepiająco, ale z racji, że jego myśli powędrowały ku sprawom Rady, wypowiedział je dość obojętnym Tonem. Na jego szczęście Stella nie bardzo przejęła się tym udawanym zatroskaniem o jej problem służbowy i wynikające z niego konsekwencje. Sama gdzieś odpłynęła myślami.
                
— A co słychać w biurze? — Po dłuższej chwili milczenia, którego nawet nie zauważyli, pan Snape postanowił odciągnąć nieco swoją żonę od przykrych spraw i zapytał zupełnie bezmyślnie. Jednak podświadomie miał nadzieję dowiedzieć się czegoś jeszcze, co mogłoby przydać się Radzie. Jako jeden z jej Przedstawicieli czuł się w obowiązku wykorzystywać każdą okazję do zdobywania istotnych informacji. Kiedy uświadomił sobie sens swojego pytania, zaczął sądzić, że być może Stella zacznie coś podejrzewać. Bo w końcu nigdy nie interesował się jej życiem zawodowym. Nigdy nie pytał o jej pracę. Skąd więc taka nagła zmiana? Ona nie wiedziała o jego działalności. Nawet nie miała pojęcia, że jakaś tam Rada istnieje. Ale odebrała to pytanie jedynie jako próbę zmiany przykrego tematu.
                
— Hurtz niedawno wrócił z urlopu, więc Rita jest niepocieszona, bo na powrót odebrano jej rubrykę porad osobistych. Lubiła brać ludzi w konia. Andy planuje przejść na emeryturę. Tylko, że przez stan wyjątkowy jakoś nie ma chętnych na jego stanowisko. Wszyscy widzimy, jak musi się zmagać z Ministerstwem. A teraz jeszcze ten list. Nie jest łatwo. Ale lubię tę pracę jak nigdy dotąd. Ciągle coś się dzieje i jest o czym pisać. Tylko dlaczego akurat mnie przyszło zamieścić tą ponurą wiadomość?
                
— Rzeczywiście sporo się dzieje. Wiesz, nigdy nie opowiadałaś tak dużo o pracy.
                
— Bo nigdy nie pytałeś – zauważyła jakby z wyrzutem, ale w jej głosie dało się wyczuć smutek. Tak, była smutna, że mąż tak mało interesował się jej pracą. Zawsze miała tyle do opowiedzenia, ale nigdy nie starczało jej odwagi by tak od siebie, bez zachęty, zacząć mówić. Powstrzymywała się, przekonując samą siebie, że te wszystkie wydarzenia, o których tak bardzo chciałaby powiedzieć i tak nie mają żadnego znaczenia. Dlaczego miałby więc tego wysłuchiwać?
                
Zapadła niezręczna cisza. Dopiero teraz Tom sobie uświadomił, jak mało wie o żonie. Niby zawsze byli tak blisko siebie, o wszystkim sobie mówili. A jednak nie o wszystkim. Nigdy mu nawet przez myśl nie przeszło, by pytać, co słychać u niej w pracy. Sam też nie opowiadał o swoim zajęciu. Nie uważał, by mogło to kogoś interesować, za wyjątkiem Niki, która lubiła węszyć w jego gabinecie. Uśmiechał się sam do siebie, kiedy ją przyłapywał, a ona się rumieniła i zawstydzona uciekała do swojego pokoju. Jakby zrobiła coś złego. A Tom naprawdę nie miał nic przeciwko, by jego córka uczyła się alchemii. Cieszył go jej zapał. Z radością pomagał jej przy sporządzaniu różnych eliksirów dla próby umiejętności. Lubił, kiedy mu pomagała w pracy. Był, jest z niej dumny, że z takim entuzjazmem podchodzi do tej dziedziny nauki.
                
— A co u ciebie słychać? – Stella chciała tym pytaniem wymazać swoje poprzednie oskarżenie. Bo sama nie była lepsza. I ona nie interesowała się zajęciem współmałżonka. I chyba obojgu było wówczas dobrze. Przynajmniej nie mieszali pracy z życiem prywatnym. Ale czy wyszło im to na dobre?
                
— Produkcja się zwiększyła, lecz wcale mnie to nie cieszy – od razu ostudził radość Stelli na myśl o napływających na kotno pieniądzach.  – Otrzymuję anonimowe zamówienia. A nie chciałbym i c h wspomagać.
                
— Na pewno mają swoich alchemików.
                
— Którzy pragną poznać nasze eliksiry, by stworzyć mocniejsze trucizny. To jest polityka, moja droga. To nie takie proste.
                
— Wiem, z czym się zmagasz, ale masz szansę w końcu zarobić. Przecież pieniądze są nam potrzebne.
                
— Zarabiam i bez takich okazji. Poza tym w tym momencie pieniądze nie są tak istotne. W czasie wojny prywatne finanse nie mają znaczenia.
                
— A jeśli nie będzie wojny?
                
— Stella! Sama jeszcze przed chwilą mówiłaś… Będzie, nie będzie, nie chcę w taki sposób zarabiać.

I kolejna ich rozmowa przeradza się w kłótnię.


***
Nie będzie długiej przemowy z przeprosinami, prośbą o wybaczenie i obietnicą poprawy.  Nie planowałam tej przerwy, ale wyszła mi na dobre. To, że weny w tym czasie nie było to już inna sprawa. W każdym razie nie ma tego złego...
Jest nowy rozdział. Pisało mi się go dość topornie. W szczególności pierwszą część. Był zapał i mnóstwo pomysłów, ale nie potrafiłam ich ubrać w słowa, więc wyszło jak wyszło. Ale już drugą część pisałam z nieukrywaną przyjemnością. I jestem nawet zadowolona z tej małżeńskiej rozmowy. 
Rozdział wiele nowego nie wnosi do opowiadania, ale tylko pozornie :) I mam nadzieję, że nie brzmi to jak jakieś usprawiedliwienie. 
Z góry dziękuję za każdy komentarz, który pojawi się pod rozdziałem. Jestem świadoma, że po tak długiej nieobecności nie może ich być wiele, z resztą nigdy nie było, ale może choć jeden się trafi. Bez względu na wszystko i tak dokończę to opowiadanie, choć nie wiadomo jak wiele jeszcze miałoby być takich przerw. A teraz koniec tego gadania.
Pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się ten rozdział c: Myślę, że ta przerwa wyszła Ci na dobre, ponieważ mam wrażenie, że piszesz lepiej niż wcześniej. Ale może to tylko moje odczucie? W każdym razie czekam na ciąg dalszy historii Niki i mam wielką nadzieję, że Stella i Tom w końcu się pogodzą (o ile to zrobią :c).
    Pozdrawiam,
    Absailer.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak myślisz ;) Przerwa na pewno pomogła, choć w wielu przypadkach raczej działa na szkodę. Ale ja zyskałam nowe siły i pomysły.
      Czy Stella i Tom się pogodzą? Hm... Myślę, że na razie nie mają powodów do godzenia. Po prostu mają trudniejsze chwile i nie zawsze potrafią się dogadać, ale skłóceni nie są. Oby tylko kondycja ich małżeństwa nie wpłynęła negatywnie na Nikę ;)
      Pozdrawiam

      Usuń

Dziękuję za pozostawienie komentarza.