19 sierpnia 2013

Rozdział II - Zbyt wiele wrażeń...

Po tak wielu wrażeniach w ciągu jednego dnia, Nika szybko zasnęła w swoim wygodnym łóżku i równie szybko wstała następnego ranka. Obudziła się tuż po wschodzie słońca. Umyła się w przestronnej łazience należącej tylko do niej. Włożyła jasne jeansy, które idealnie nadawały się na ciepłą pogodę, a na górę wciągnęła turkusowy t—shirt. Zaplotła jeszcze włosy w długi warkocz i zeszła do kuchni by przygotować śniadanie. Co prawda gotowaniem zajmował się skrzat domowy, ale Nika nie mogła już dłużej spać. Musiała się jakoś sobą zająć. Dlatego postanowiła zrobić coś wyjątkowego w wyjątkowym dla siebie dniu. Bo otóż dzisiaj miała pojechać razem ze swoją przyjaciółką i ich rodzicami na zakupy na Pokątną.
Po długich zmaganiach w kuchni, dziewczyna nareszcie wyczarowała, ale jeszcze nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, pachnące śniadanie. Na stole w jadalni ustawiła ogromny talerz z kanapkami. Do wysokiego dzbanka nalała soku ze świeżych pomarańczy. Wyciągnęła jeszcze porcelanową zastawę i pozostało jej czekać aż reszta domowników zbudzi się ze snu. 
— Dzień dobry mamo – dziewczynka przywitała szerokim uśmiechem rodzicielkę, kiedy ta ze zdziwioną miną weszła do jadalni.
— Witaj kochanie. Coś się stało, że przygotowałaś śniadanie? Chcesz nam o czymś powiedzieć?
— Nie, skąd? Nie mogłam spać. Poza tym chcę już jechać do Londynu.
— To zawołaj ojca.
 Nika pośpiesznie weszła na górę do sypialni rodziców. Zastała tam tatę leżącego jeszcze w piżamie i czytającego poranną gazetę. Jak on mógł tak spokojnie odpoczywać? Przecież zaraz mieli wyjechać na zakupy. A jeszcze muszą zjeść śniadanie, które już czeka na stole.
— Tato, chodź na śniadanie. Przecież zaraz musimy wyjeżdżać.
— Nika, spokojnie, zdążymy. – W mężczyźnie obudził się duch cierpliwości. Nigdzie mu się nie spieszyło. Wiedział, że Pokątna nie ucieknie. Jednak nie mógł tak po prostu zignorować swojej córeczki, dlatego nie doczytując do końca artykułu, odłożył gazetę i zszedł na poranny posiłek.

***

Lawendowe ściany ozdobione zdjęciami z podróży. Puszysta wykładzina, w której zagubiły się okruszki cynamonowych ciasteczek. Od wczoraj nikt nie miał sił, by wyciągnąć odkurzacz i posprzątać w tym małym królestwie, gdzie każda rzecz miała swoje miejsce. Książki równiutko niczym żołnierze stały na półkach zasłaniających niemalże całą ścianę boczną. W kącie lśniący domek dla lalek a tuż obok niego stoliczek, na którym leżała rozerwana koperta i list z Hogwartu.
Brunetka, mimo szczerej niechęci, otworzyła oczy, kiedy jej matka rozsunęła kwieciste zasłony. Dziewczyna była pewna, że jak się obudzi, czar pryśnie i nie będzie już czarownicą. A tak się tym ubiegłego wieczoru ekscytowała. Niestety musiała w końcu wyjść z łóżka, bo jej mama już się niecierpliwiła.
— Hermiona! Wstawaj! Herbata już jest zimna, nie wspomnę o tostach.
— Nie… ja nie... nie chcę… chcę spać – mamrotała pod nosem co rusz przymykając oczy wrażliwe na poranne promienie słońca.
— Hermiona, nie denerwuj mnie. Masz natychmiast wyjść z łóżka i zejść na śniadanie. Nie myśl sobie, że przyniosę ci je do pokoju.
Kobieta naprawdę była wściekła, więc po kolejnej prośbie matki, Miona grzecznie wyszła spod kołdry i pobiegła do kuchni. Kiedy weszła do jadalni głos mamy nieco zmiękł, ale nadal dało się w nim wyczuć nutkę podenerwowania. Po wczorajszych wydarzeniach pani Granger nie potrafiła się uspokoić. Nie podziałały żadne herbatki ziołowe ni zapewnienia męża, że wszystko będzie dobrze. Nie potrafiła uwierzyć w to, co się stało. Przyjaciółkę swojej córki i jej rodzinę traktowała z lekkim przymrużeniem oka. Nigdy nie umiała im do końca uwierzyć w to, co opowiadali o swoim świcie. Dla niej magia była czymś niepojętym. I nagle okazało się, iż jej jedyna córeczka otrzymała list z tej wymyślnej szkoły. Niewiarygodne po prostu, że to wszystko działo się na jawie.
— No nareszcie. Ile można czekać? – Do dziewczynki przemówiła kobieta ubrana w elegancką  garsonkę. — Chcesz żebyśmy wyszli na niepunktualnych mugoli? – Ostatnie słowo wypowiedziała unosząc w górę brwi. — Muszę jeszcze wysłać sowę do Hogwartu, a nie wiem jak to się robi.               
— Co? – Miona wyrzuciła z siebie, oprócz zdziwienia, kawałek tosta. Była kompletnie zszokowana. Jej mama użyła słowa „mugoli”?  – Więc to nie był sen?
— Jaki sen, córeczko? Jesteś czarownicą, a teraz jedziemy na Pokątną. Jest już za pięć, więc się pośpiesz. – Dorosła sama nie wierzyła we własne słowa. Nie pojmowała tego, co się z nią dzieje. Z jednej strony chciała uwierzyć, ale z drugiej zdrowy rozsądek wciąż jej powtarzał, że coś jest nie tak w zaistniałej sytuacji. I kto miał rację?
Nagle w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
— Snape’owie już tu są, a ty w pidżamie, dziecko. Na górę!
Brązowooka pobiegła na górę się ubrać, zaś jej rodzicielka otworzyła drzwi. W progu stał nie kto inny jak Nika. Przyjaciółka Hermiony. Czarnowłosa dziewczyna o przenikliwym spojrzeniu. Za nią przyszli jej rodzice. Matka Niki była dystyngowaną kobietą o młodej twarzy. Jakkolwiek by się na nią nie patrzyło, nie można było nic zarzucić jej wyglądowi. Zadbane długie czarne włosy, profesjonalny makijaż, który tylko podkreślał naturalne piękno kobiety i elegancki ubiór, który zapewne dopiero co został odebrany z zakładu krawieckiego. Ojciec również mógł poszczycić się swoją urodą. Jak na dojrzałego mężczyznę był bardzo przystojny i nieraz pani Granger zastanawiała się, czy jej sąsiad nie jest łamaczem damskich serc. Dobrze zbudowane ciało okrywał grafitowy garnitur. Czarne kosmyki zakrywały delikatne zmarszczki pokrywające jego czoło. Zaś na nosie leżały okulary, przez które spoglądały czarne oczy. To po ojcu Nika odziedziczyła spojrzenie.
— Dzień dobry. Zapraszam do środka. Hermiona jeszcze niegotowa. – Pani Granger powitała gości z lekkim przejęciem. Sąsiedzi nigdy wcześniej się nie odwiedzali. Ograniczali się jedynie do krótkich wymian półsłówek na temat pogody. A że Snape’owie byli specyficzną rodziną, gospodyni nie wiedziała, jak powinna się zachować, by ich jak najlepiej ugościć i przez przypadek nie obrazić. Na szczęście na ratunek przybiegła Hermiona. Zwarta i gotowa do podróży.
— Dzień dobry, pani Stello, panie Tomie – przywitała się grzecznie. – Cześć Nika – i uściskała przyjaciółkę.
— Pośpiesz się córeczko. Będziecie się ściskać podczas podróży. – Mama Hermiony niesamowicie się denerwowała. Robiła wszystko, by jak najszybciej pozbyć się tych ludzi ze swojego domu. Pani Stella nieświadoma prawdziwych powodów pośpiechu sąsiadki, próbowała ją jakoś uspokoić, ale nie miało to najmniejszego sensu.

***

 Na ulicy Pokątnej wszystko było inne. Ludzie, sklepy… Miona była w siódmym niebie. Niestety jej matka nadal czuła się nieswojo. Żałowała, że jej mąż nie mógł wziąć jednego dnia wolnego, by razem z rodziną udać się na zakupy. A tak musiała ścierpieć towarzystwo sąsiadów.  
— Najpierw może pójdziemy kupić podręczniki – zaproponowała pani Stella. 
Obie dziewczyny były zachwycone tą propozycją. Od zawsze lubiły książki. Tylko takimi prezentami obdarowywały siebie nawzajem. Lubiły spędzać długie godziny na opowiadaniu sobie, co przeczytały. Często też wybierały się na zakupy do pobliskiej księgarni. Nika była trochę niepocieszona, kiedy kupowała zwykłe książki, gdyż wolała te magiczne z ruchomymi obrazkami. Jednak nie mogła robić przykrości swojej przyjaciółce, która nie miała jeszcze okazji poznać czarodziejskich wynalazków. Mama Niki zakazała jej pokazywania Hermionie tych wszystkich ‘dziwactw’. Mimo wszystko Snape’owie nie rozpowiadali na prawo i lewo, kim naprawdę są. Wiedzieli, że życie wśród mugoli nie jest na tyle bezpieczne, by się ujawnić.
— Niech pani się nie pyta, tylko prowadzi, bo ja nie wiem dokąd iść – zakomunikowała pani Jean Granger.
— Może przestańmy z tą „panią” i przejdźmy na „ty”?
— Jak chcesz, Stello – podały sobie dłonie.
— Dziewczynki – zwróciła się do nas – idziemy do „Esów i Floresów”. Trzymajcie się razem i za bardzo nie oddalajcie.
W piątkę udali się do magicznej księgarni. Kolejnym punktem była pracownia Madame Malkin i apteka z ingrediencjami potrzebnymi na eliksiry. Na koniec wszyscy odwiedzili sklep Ollivandera, najlepszego producenta różdżek w Wielkiej Brytanii.
  Hermiona chwyciła różdżkę, jaką podał jej podstarzały sprzedawca. Kiedy na patyku zacisnęły się palce dziewczynki, z różdżki wyleciał czerwony strumień iskier. Pan Ollivander zaklaskał w dłonie:
—To jest ta różdżka panno Granger.
 I to wszystko? Pomyślała Hermiona. Dziwny facet. Dziewczyna oddała mu różdżkę, a on ją starannie zapakował.
— Teraz panna Snape, hm…?  – starszy mężczyzna zastanawiał się przez chwilę i w końcu wyjął jakąś różdżkę. Nika ją chwyciła. Nic się nie wydarzyło. Sprzedawca wyrwał jej ją z rąk.
— Co? – chyba nie chciała tego mówić na głos, ale jej się wymsknęło. Na jej szczęście nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Chwyciła następną. Tym razem z tej wystrzelił strumień błękitnego światła, który ugodził prosto w… jej zaskoczonego tatę. Na szczęście nic poważniejszego mu się nie stało. Zachwiał się tylko i nerwowo zamrugał. Nika wydała z siebie jęk przerażania i nawet nie zorientowała się, kiedy pan Ollivander podał jej koleją różdżkę. Teraz z „patyka” nic się nie wydobyło, ale Nika… zaczęła się unosić w powietrze. Po chwili opadła na ziemię nie tracąc równowagi.
— Panno Snape – zwrócił się do niej. – Ta różdżka jest stworzona specjalnie dla panienki. Jest idealna. Jeszcze nie miałem takiego klienta, który tak by zareagował trzymając różdżkę.
— Może więc nie jest odpowiednia? – Zapytała niepewna dziewczyna.
— Ależ jest. Nie mam żadnych wątpliwości, co do tego. Proszę mi wierzyć. Zapakuję ją – wyciągnął po nią rękę. 
Po dziwnych zakupach, jak to określiła pani Jean, wszyscy udali się w drogę powrotną. Odnaleźli zaparkowany pod kasztanowcem samochód pana Toma i wcisnęli do bagażnika wszystkie zakupy. Mama Hermiony twierdziła, że jest niemożliwe, by wszystkie te rzeczy zmieściły się do malutkiego bagażnika Opla, ale pan Tom się postarał i dzień wcześniej skorzystał z pomocy Artura Weasleya, znanego wśród czarodziejów pracownika Departamentu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli w Ministerstwie Magii, który hobbystycznie zajmuje się „unowocześnianiem” mugolskich wynalazków. Tak więc nie było najmniejszych problemów, aby wszystkie rzeczy i pasażerowie bezpiecznie i w komfortowych warunkach dotarli do domów. A tam po przyjeździe, dziewczyny tylko rozmawiały o Hogwarcie nie mogąc się doczekać pierwszego dnia szkoły.
***

Dedykacja: Puchonka Jula, bo to dzięki Tobie miałam wystarczająco dużo weny i chęci, by napisać ten rozdział. 

Jest rozdział drugi. Znacznie dłuższy niż pierwszy, ale mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. Tym razem skupiłam się na takim ogólnym przedstawieniu świata. Trochę mniej tajemnic, a więcej konkretów.
W ogóle chciałam podziękować wszystkim czytelnikom. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, kiedy spoglądam na liczbę wyświetleń. A staje się on jeszcze szerszy, gdy czytam komentarze. Dziękuję. I liczę, że nadal będziecie mi towarzyszyć. 

9 komentarzy:

  1. Długość rozdziału mi nie przeszkadza, jest w sam raz. Myślałam, że ojcem Niki jest Severus, zaskoczyłaś mnie. Fajnie Ci wyszły opisy. Czekam na następny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udało mi się zaskoczyć. Super. I dziękuję za pozytywną opinię. Jest mi niezmiernie miło czytać, że podoba się Tobie to, co tworzę.

      Usuń
  2. Dziękuję za dedykację *-*
    Jak czytałam wzmiankę o ojcu Niki jako o przystojnym mężczyźnie pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy to "BOŻE CO? NO NIE MÓW ŻE SEVERUS?!". Jak więc dobrze, że trochę nam namieszałaś w umysłach i Severus nie jest jej ojcem.
    CO do rozdziału. Jest bardzo dobry. Nie mogę się doczekać kolejnego. Czekam na tajemnice ;P
    Weny ;)
    Puchonka ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Hah, jak widzę, to nie tylko ja dałam się nabrać :D
    W takim razie... nie mogę doczekać się reakcji na obecność Niki w Hogwarcie, bo wygląda na to, że Severus żyje, że tak powiem, kanonicznie.

    Hm, a mi się wydawało, że ten rozdział jest krótszy, a tu patrz. W sumie jestem fanką dłuższych epizodów...Ale jakby nie patrzeć, liczy się długość całego opowiadania, a nie pojedynczej części :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle dobrze wykonana ''robota''! :) Element zaskoczenie jak najbardziej godny pochwał. Jak zwykle nie mogłam oderwać się od czytania.
    Pozdrawiam: Dream.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej... Nie wiem co napisać... To jest rewelacyjne. Moi rodzice twierdzą, że jestem "nienormalna" bo lubię czytać książki i pisać opowiadania FF itp. A tak wg to świetny blog. Myślę o założeniu swojego ale... nie wiem czy moje opowiadania i FF się przyjmą, spodobają wg.
    Pięknie napisane. Życzę dużo weny bo miło się to czyta a w dodatku szybko. Są lektury, że nie da się czytać. Stronę godzinę normalnie.
    Z DT: Romilda Vane242001
    Pisz dalej. Na pewno przeczytam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że wpadłaś. I cieszę się, że się podoba.
      Moim zdaniem, jeśli masz chęci i lubisz pisać, to powinnaś spróbować z tym blogiem.

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. odkąd się przeprowadziłam to stałam się inna. Cały tydzień zajęcia dodatkowe, nauka a jakieś ukojenie? poznała Kasie i wszystko się zmieniło. znalazłam to czego szukałam, książki. zaczęłam się interesować Potterem i znalazłam DT potem się dowiedziałam że istnieje coś takiego jak ff i zaczęłam pisać. teraz kocham to co robię ale na poważnie to raczej nie. mam pomysł na coś własnego, nie żadne ff. ale to nigdy nie wyjdzie albo oddam.koleżance, ona chce pisać na poważnie, być pisarką. dla przyjaciół robi się głupstwa i mądrości...

      Usuń
  6. A i chcę być informowana o nowych notkach.
    E-mail: romi.vane@vp.pl

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawienie komentarza.