Po tak wielu wrażeniach
w ciągu jednego dnia, Nika szybko zasnęła w swoim wygodnym łóżku i równie
szybko wstała następnego ranka. Obudziła się tuż po wschodzie słońca. Umyła się
w przestronnej łazience należącej tylko do niej. Włożyła jasne jeansy, które
idealnie nadawały się na ciepłą pogodę, a na górę wciągnęła turkusowy t—shirt.
Zaplotła jeszcze włosy w długi warkocz i zeszła do kuchni by przygotować
śniadanie. Co prawda gotowaniem zajmował się skrzat domowy, ale Nika nie mogła
już dłużej spać. Musiała się jakoś sobą zająć. Dlatego postanowiła zrobić coś
wyjątkowego w wyjątkowym dla siebie dniu. Bo otóż dzisiaj miała pojechać razem
ze swoją przyjaciółką i ich rodzicami na zakupy na Pokątną.
Po długich zmaganiach w
kuchni, dziewczyna nareszcie wyczarowała, ale jeszcze nie w dosłownym tego
słowa znaczeniu, pachnące śniadanie. Na stole w jadalni ustawiła ogromny talerz
z kanapkami. Do wysokiego dzbanka nalała soku ze świeżych pomarańczy.
Wyciągnęła jeszcze porcelanową zastawę i pozostało jej czekać aż reszta
domowników zbudzi się ze snu.
— Dzień dobry mamo –
dziewczynka przywitała szerokim uśmiechem rodzicielkę, kiedy ta ze zdziwioną
miną weszła do jadalni.
— Witaj kochanie. Coś
się stało, że przygotowałaś śniadanie? Chcesz nam o czymś powiedzieć?
— Nie, skąd? Nie mogłam
spać. Poza tym chcę już jechać do Londynu.
— To zawołaj ojca.
Nika
pośpiesznie weszła na górę do sypialni rodziców. Zastała tam tatę leżącego
jeszcze w piżamie i czytającego poranną gazetę. Jak on mógł tak spokojnie
odpoczywać? Przecież zaraz mieli wyjechać na zakupy. A jeszcze muszą zjeść
śniadanie, które już czeka na stole.
— Tato, chodź na
śniadanie. Przecież zaraz musimy wyjeżdżać.
— Nika, spokojnie,
zdążymy. – W mężczyźnie obudził się duch cierpliwości. Nigdzie mu się nie spieszyło.
Wiedział, że Pokątna nie ucieknie. Jednak nie mógł tak po prostu zignorować
swojej córeczki, dlatego nie doczytując do końca artykułu, odłożył gazetę i
zszedł na poranny posiłek.
***
Lawendowe ściany
ozdobione zdjęciami z podróży. Puszysta wykładzina, w której zagubiły się
okruszki cynamonowych ciasteczek. Od wczoraj nikt nie miał sił, by wyciągnąć
odkurzacz i posprzątać w tym małym królestwie, gdzie każda rzecz miała swoje
miejsce. Książki równiutko niczym żołnierze stały na półkach zasłaniających
niemalże całą ścianę boczną. W kącie lśniący domek dla lalek a tuż obok niego
stoliczek, na którym leżała rozerwana koperta i list z Hogwartu.
Brunetka, mimo szczerej
niechęci, otworzyła oczy, kiedy jej matka rozsunęła kwieciste zasłony.
Dziewczyna była pewna, że jak się obudzi, czar pryśnie i nie będzie już
czarownicą. A tak się tym ubiegłego wieczoru ekscytowała. Niestety musiała w
końcu wyjść z łóżka, bo jej mama już się niecierpliwiła.
— Hermiona! Wstawaj!
Herbata już jest zimna, nie wspomnę o tostach.
— Nie… ja nie... nie
chcę… chcę spać – mamrotała pod nosem co rusz przymykając oczy wrażliwe na
poranne promienie słońca.
— Hermiona, nie
denerwuj mnie. Masz natychmiast wyjść z łóżka i zejść na śniadanie. Nie myśl
sobie, że przyniosę ci je do pokoju.
Kobieta naprawdę była
wściekła, więc po kolejnej prośbie matki, Miona grzecznie wyszła spod kołdry i
pobiegła do kuchni. Kiedy weszła do jadalni głos mamy nieco zmiękł, ale nadal
dało się w nim wyczuć nutkę podenerwowania. Po wczorajszych wydarzeniach pani
Granger nie potrafiła się uspokoić. Nie podziałały żadne herbatki ziołowe ni
zapewnienia męża, że wszystko będzie dobrze. Nie potrafiła uwierzyć w to, co
się stało. Przyjaciółkę swojej córki i jej rodzinę traktowała z lekkim
przymrużeniem oka. Nigdy nie umiała im do końca uwierzyć w to, co opowiadali o
swoim świcie. Dla niej magia była czymś niepojętym. I nagle okazało się, iż jej
jedyna córeczka otrzymała list z tej wymyślnej szkoły. Niewiarygodne po prostu,
że to wszystko działo się na jawie.
— No nareszcie. Ile
można czekać? – Do dziewczynki przemówiła kobieta ubrana w elegancką garsonkę. — Chcesz żebyśmy wyszli na
niepunktualnych mugoli? – Ostatnie słowo wypowiedziała unosząc w górę brwi. — Muszę
jeszcze wysłać sowę do Hogwartu, a nie wiem jak to się robi.
— Co? – Miona wyrzuciła
z siebie, oprócz zdziwienia, kawałek tosta. Była kompletnie zszokowana. Jej
mama użyła słowa „mugoli”? – Więc to nie
był sen?
— Jaki sen, córeczko?
Jesteś czarownicą, a teraz jedziemy na Pokątną. Jest już za pięć, więc się
pośpiesz. – Dorosła sama nie wierzyła we własne słowa. Nie pojmowała tego, co
się z nią dzieje. Z jednej strony chciała uwierzyć, ale z drugiej zdrowy
rozsądek wciąż jej powtarzał, że coś jest nie tak w zaistniałej sytuacji. I kto
miał rację?
Nagle w mieszkaniu
rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
— Snape’owie już tu są,
a ty w pidżamie, dziecko. Na górę!
Brązowooka pobiegła na
górę się ubrać, zaś jej rodzicielka otworzyła drzwi. W progu stał nie kto inny
jak Nika. Przyjaciółka Hermiony. Czarnowłosa dziewczyna o przenikliwym
spojrzeniu. Za nią przyszli jej rodzice. Matka Niki była dystyngowaną kobietą o
młodej twarzy. Jakkolwiek by się na nią nie patrzyło, nie można było nic
zarzucić jej wyglądowi. Zadbane długie czarne włosy, profesjonalny makijaż,
który tylko podkreślał naturalne piękno kobiety i elegancki ubiór, który
zapewne dopiero co został odebrany z zakładu krawieckiego. Ojciec również mógł
poszczycić się swoją urodą. Jak na dojrzałego mężczyznę był bardzo przystojny i
nieraz pani Granger zastanawiała się, czy jej sąsiad nie jest łamaczem damskich
serc. Dobrze zbudowane ciało okrywał grafitowy garnitur. Czarne kosmyki
zakrywały delikatne zmarszczki pokrywające jego czoło. Zaś na nosie leżały
okulary, przez które spoglądały czarne oczy. To po ojcu Nika odziedziczyła
spojrzenie.
— Dzień dobry.
Zapraszam do środka. Hermiona jeszcze niegotowa. – Pani Granger powitała gości
z lekkim przejęciem. Sąsiedzi nigdy wcześniej się nie odwiedzali. Ograniczali
się jedynie do krótkich wymian półsłówek na temat pogody. A że Snape’owie byli
specyficzną rodziną, gospodyni nie wiedziała, jak powinna się zachować, by ich
jak najlepiej ugościć i przez przypadek nie obrazić. Na szczęście na ratunek
przybiegła Hermiona. Zwarta i gotowa do podróży.
— Dzień dobry, pani
Stello, panie Tomie – przywitała się grzecznie. – Cześć Nika – i uściskała
przyjaciółkę.
— Pośpiesz się
córeczko. Będziecie się ściskać podczas podróży. – Mama Hermiony niesamowicie
się denerwowała. Robiła wszystko, by jak najszybciej pozbyć się tych ludzi ze
swojego domu. Pani Stella nieświadoma prawdziwych powodów pośpiechu sąsiadki,
próbowała ją jakoś uspokoić, ale nie miało to najmniejszego sensu.
***
Na ulicy Pokątnej wszystko było
inne. Ludzie, sklepy… Miona była w siódmym niebie. Niestety jej matka nadal
czuła się nieswojo. Żałowała, że jej mąż nie mógł wziąć jednego dnia wolnego,
by razem z rodziną udać się na zakupy. A tak musiała ścierpieć towarzystwo
sąsiadów.
— Najpierw może
pójdziemy kupić podręczniki – zaproponowała pani Stella.
Obie dziewczyny były
zachwycone tą propozycją. Od zawsze lubiły książki. Tylko takimi prezentami
obdarowywały siebie nawzajem. Lubiły spędzać długie godziny na opowiadaniu
sobie, co przeczytały. Często też wybierały się na zakupy do pobliskiej
księgarni. Nika była trochę niepocieszona, kiedy kupowała zwykłe książki, gdyż
wolała te magiczne z ruchomymi obrazkami. Jednak nie mogła robić przykrości
swojej przyjaciółce, która nie miała jeszcze okazji poznać czarodziejskich
wynalazków. Mama Niki zakazała jej pokazywania Hermionie tych wszystkich
‘dziwactw’. Mimo wszystko Snape’owie nie rozpowiadali na prawo i lewo, kim
naprawdę są. Wiedzieli, że życie wśród mugoli nie jest na tyle bezpieczne, by
się ujawnić.
— Niech pani się nie
pyta, tylko prowadzi, bo ja nie wiem dokąd iść – zakomunikowała pani Jean Granger.
— Może przestańmy z tą
„panią” i przejdźmy na „ty”?
— Jak chcesz, Stello –
podały sobie dłonie.
— Dziewczynki – zwróciła
się do nas – idziemy do „Esów i Floresów”. Trzymajcie się razem i za bardzo nie
oddalajcie.
W
piątkę udali się do magicznej księgarni. Kolejnym punktem była pracownia Madame
Malkin i apteka z ingrediencjami potrzebnymi na eliksiry. Na koniec wszyscy
odwiedzili sklep Ollivandera, najlepszego producenta różdżek w Wielkiej
Brytanii.
Hermiona
chwyciła różdżkę, jaką podał jej podstarzały sprzedawca. Kiedy na patyku
zacisnęły się palce dziewczynki, z różdżki wyleciał czerwony strumień iskier.
Pan Ollivander zaklaskał w dłonie:
—To jest ta różdżka
panno Granger.
I to
wszystko? Pomyślała Hermiona. Dziwny
facet. Dziewczyna oddała mu różdżkę, a on ją starannie zapakował.
— Teraz panna Snape,
hm…? – starszy mężczyzna zastanawiał się
przez chwilę i w końcu wyjął jakąś różdżkę. Nika ją chwyciła. Nic się nie wydarzyło.
Sprzedawca wyrwał jej ją z rąk.
— Co? – chyba nie
chciała tego mówić na głos, ale jej się wymsknęło. Na jej szczęście nikt nie
zwrócił na to większej uwagi. Chwyciła następną. Tym razem z tej wystrzelił
strumień błękitnego światła, który ugodził prosto w… jej zaskoczonego tatę. Na
szczęście nic poważniejszego mu się nie stało. Zachwiał się tylko i nerwowo
zamrugał. Nika wydała z siebie jęk przerażania i nawet nie zorientowała się,
kiedy pan Ollivander podał jej koleją różdżkę. Teraz z „patyka” nic się nie
wydobyło, ale Nika… zaczęła się unosić w powietrze. Po chwili opadła na ziemię
nie tracąc równowagi.
— Panno Snape – zwrócił
się do niej. – Ta różdżka jest stworzona specjalnie dla panienki. Jest idealna.
Jeszcze nie miałem takiego klienta, który tak by zareagował trzymając różdżkę.
— Może więc nie jest
odpowiednia? – Zapytała niepewna dziewczyna.
— Ależ jest. Nie mam
żadnych wątpliwości, co do tego. Proszę mi wierzyć. Zapakuję ją – wyciągnął po nią
rękę.
Po dziwnych zakupach, jak
to określiła pani Jean, wszyscy udali się w drogę powrotną. Odnaleźli
zaparkowany pod kasztanowcem samochód pana Toma i wcisnęli do bagażnika
wszystkie zakupy. Mama Hermiony twierdziła, że jest niemożliwe, by wszystkie te
rzeczy zmieściły się do malutkiego bagażnika Opla, ale pan Tom się postarał i
dzień wcześniej skorzystał z pomocy Artura Weasleya, znanego wśród czarodziejów
pracownika Departamentu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli w Ministerstwie
Magii, który hobbystycznie zajmuje się „unowocześnianiem” mugolskich
wynalazków. Tak więc nie było najmniejszych problemów, aby wszystkie rzeczy i
pasażerowie bezpiecznie i w komfortowych warunkach dotarli do domów. A tam po
przyjeździe, dziewczyny tylko rozmawiały o Hogwarcie nie mogąc się doczekać
pierwszego dnia szkoły.
***
Dedykacja: Puchonka Jula, bo to dzięki Tobie miałam wystarczająco dużo weny i chęci, by napisać ten rozdział.
Jest rozdział drugi. Znacznie dłuższy niż
pierwszy, ale mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. Tym razem skupiłam się
na takim ogólnym przedstawieniu świata. Trochę mniej tajemnic, a więcej
konkretów.
W ogóle chciałam podziękować wszystkim
czytelnikom. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, kiedy spoglądam na liczbę
wyświetleń. A staje się on jeszcze szerszy, gdy czytam komentarze. Dziękuję. I
liczę, że nadal będziecie mi towarzyszyć.
Długość rozdziału mi nie przeszkadza, jest w sam raz. Myślałam, że ojcem Niki jest Severus, zaskoczyłaś mnie. Fajnie Ci wyszły opisy. Czekam na następny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUdało mi się zaskoczyć. Super. I dziękuję za pozytywną opinię. Jest mi niezmiernie miło czytać, że podoba się Tobie to, co tworzę.
UsuńDziękuję za dedykację *-*
OdpowiedzUsuńJak czytałam wzmiankę o ojcu Niki jako o przystojnym mężczyźnie pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy to "BOŻE CO? NO NIE MÓW ŻE SEVERUS?!". Jak więc dobrze, że trochę nam namieszałaś w umysłach i Severus nie jest jej ojcem.
CO do rozdziału. Jest bardzo dobry. Nie mogę się doczekać kolejnego. Czekam na tajemnice ;P
Weny ;)
Puchonka ;>
Hah, jak widzę, to nie tylko ja dałam się nabrać :D
OdpowiedzUsuńW takim razie... nie mogę doczekać się reakcji na obecność Niki w Hogwarcie, bo wygląda na to, że Severus żyje, że tak powiem, kanonicznie.
Hm, a mi się wydawało, że ten rozdział jest krótszy, a tu patrz. W sumie jestem fanką dłuższych epizodów...Ale jakby nie patrzeć, liczy się długość całego opowiadania, a nie pojedynczej części :)
Jak zwykle dobrze wykonana ''robota''! :) Element zaskoczenie jak najbardziej godny pochwał. Jak zwykle nie mogłam oderwać się od czytania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam: Dream.
Jej... Nie wiem co napisać... To jest rewelacyjne. Moi rodzice twierdzą, że jestem "nienormalna" bo lubię czytać książki i pisać opowiadania FF itp. A tak wg to świetny blog. Myślę o założeniu swojego ale... nie wiem czy moje opowiadania i FF się przyjmą, spodobają wg.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane. Życzę dużo weny bo miło się to czyta a w dodatku szybko. Są lektury, że nie da się czytać. Stronę godzinę normalnie.
Z DT: Romilda Vane242001
Pisz dalej. Na pewno przeczytam
Miło, że wpadłaś. I cieszę się, że się podoba.
UsuńMoim zdaniem, jeśli masz chęci i lubisz pisać, to powinnaś spróbować z tym blogiem.
Pozdrawiam
odkąd się przeprowadziłam to stałam się inna. Cały tydzień zajęcia dodatkowe, nauka a jakieś ukojenie? poznała Kasie i wszystko się zmieniło. znalazłam to czego szukałam, książki. zaczęłam się interesować Potterem i znalazłam DT potem się dowiedziałam że istnieje coś takiego jak ff i zaczęłam pisać. teraz kocham to co robię ale na poważnie to raczej nie. mam pomysł na coś własnego, nie żadne ff. ale to nigdy nie wyjdzie albo oddam.koleżance, ona chce pisać na poważnie, być pisarką. dla przyjaciół robi się głupstwa i mądrości...
UsuńA i chcę być informowana o nowych notkach.
OdpowiedzUsuńE-mail: romi.vane@vp.pl