28 września 2013

Rozdział VI - List

Już od początku eliksirów ci, którzy znali Nikę z imienia i nazwiska, zastanawiali się jakie jest pokrewieństwo między młodą Krukoną a profesorem. W końcu Ron, który nie lubi jak się ma przed nim tajemnice, zadał do niezręczne pytanie.
— Nika? Ten Snape, to twoja rodzina?
Nastała chwila ciszy. Wszyscy byli ciekawi, ale nikt nie odważył się wcześniej zapytać. A teraz Hermiona, Padma i Harry spoglądali wyczekująco to na Nikę, to na Weaslya. Jaka jest prawda?
Uczniowie, którzy przebywali o tej porze na błoniach, czuli wiatr we włosach. Był to przyjemny, jeszcze ciepły powiew znad jeziora. Jednak szum z Zakazanego Lasu wskazywał, że już niedługo pojawią się pierwsze oznaki jesieni. Chłodne poranki. Może nawet zeszronione łąki o świcie. Liście przybierające różnorodne barwy, które przy najmniejszym powiewie zaczną opadać z drzew. I zimny deszcz w południe uniemożliwiający spędzenie przerwy poza murami szkoły.  
— Nika? – ponieważ dziewczyna nie odpowiadała, tylko ślepo wpatrywała się w przestrzeń, Miona postanowiła przejąć inicjatywę. – Znasz profesora…?
                Brunetka w jednej chwili zbladła na twarzy. Oczy jej się zeszkliły. Powoli zaczęły napływać do nich słone łzy. Nie wytrzymała. Zerwała się bez słowa i pobiegła do zamku.
— Ron! – Harry skarcił rudzielca. – Widzisz, co narobiłeś!?
— Co? Ja tylko się spytałem, czy...? – Próbował się tłumaczyć, ale nie miał przed kim. Wszyscy już pobiegli za Niką. 


***

Po południu pierwszoroczniacy zebrali się na boisku do quidditcha. Miała się tam odbyć lekcja latania. Uczniowie byli tym bardzo podekscytowani. Niektórzy już wcześniej latali na miotle i wiedzieli, jakie to wspaniałe uczucie oderwać się od ziemi. Ale inni, jak na przykład Harry, nie mieli pojęcia o lataniu. A wśród tej grupy znaleźli się tacy, którzy już nie mogli się doczekać, by spróbować swoich sił, a potem dostać się do szkolnej drużyny, ale i tacy, którzy podchodzili dosyć sceptycznie do podobnej formy transportu. Już sam fakt przywoływania miotły do siebie wydał się Harry’emu niedorzeczny. Bo czy nie łatwiej schylić się i ją podnieść?
 — Do mnie! – Zawołał bez przekonania, a miotła uderzyła go niespodziewanie w dłoń. – To jednak działa. Ta magia nie jest taka głupia – wyszeptał do siebie uśmiechając się z satysfakcją i trzymając trzonek uważnie wsłuchiwał się w słowa nauczycielki.
Kiedy pani Hooch objaśniała zasady bezpieczeństwa, Ron gorączkowo rozglądał się po boisku. Wśród rówieśników szukał Niki, którą winien przeprosić. Przemyślał to sobie i zrozumiał, że nie powinien tak nagle wyskakiwać z tym pytaniem. Ona faktycznie mogła nic nie wiedzieć o nauczycielu eliksirów. A może to wcale nie jest jej rodzina, tylko zbieżność nazwisk? Niestety nigdzie nie dostrzegł dziewczyny. Nawet nie widział Hermiony. Była Padma, Parvati, Dean, Neville, ale gdzie jest…? Harry!
Czarnowłosy niespodziewanie wzbił się w powietrze. Ron nie mógł uwierzyć. Przecież Potter nigdy nie miał w ręku miotły, nawet on… Ale Harry już wznosił się coraz wyżej. Był przerażony. Jego stopy tak nagle oderwały się od ziemi. Nie wiedział, co ma teraz robić. Pani Hooch nie dawała dalszych wskazówek. Zamiast tego zaczęła klaskać i chwalić chłopaka przed resztą uczniów, ale ten już nie mógł tego słyszeć. Był zbyt wysoko. Jego koledzy stawali się coraz mniejsi, a on nadal nie miał pojęcia, jak powinien się zachować, jak wylądować. Nie chciał już szybować. I w końcu przypomniał sobie, jak jego kuzyn Dudley udawał kiedyś czarownicę z jakiejś bajki i w tajemnicy przed matką dosiadał kuchennej miotły. Pochylał się wówczas nad trzonkiem i nabierał rozpędu, by zatrzymać się na końcu korytarza. Teraz Harry postanowił delikatnie pochylić tułów. Nigdy nie przypuszczał, że jakiekolwiek z Dursleyów mogłoby mu w czymś pomóc. Jednak się udało. Miał kontrolę nad miotłą. Kiedy wychylał się w prawo, miotła skręcała w tamtą stronę. I odwrotnie.
Harry nabrał odwagi. Latał na około boiska lecz na takiej wysokości, by nie stracić z oczu pani profesor. Czuł się swobodnie. Szybował jak ptak. Wolny, nieograniczony. Dopiero teraz poczuł jakie to szczęście dostać list z Hogwartu. Już nie musiał siedzieć w schowku przy Privet Drive. Teraz mógł oglądać świat. Świat, który dopiero co zaczął poznawać, a już czuje się w nim nieziemsko. Tak, jakby od zawsze mieszkał między czarodziejami, a miotła była czymś, czego używał w ten sposób mając zaledwie roczek. Dla niego pierwszy kontakt z lataniem był niesamowitym przeżyciem. Niestety w końcu trzeba było wylądować. Tylko jak?
Potter nie chciał wyjść na idiotę. Skoro wzbił się w powietrze, utrzymał na miotle i zrobił kilka okrążeń naokoło boiska to powinien też zgrabnie wrócić na ziemię. Zaczął działać. Pochylił się nad trzonkiem w taki sposób, że ten skierował się ku dołowo. Nie do końca był pewien co robi, ale tak jak zaplanował, miotła obniżyła swój lot. Uczniowie stawali się coraz więksi. Chłopiec już prawie miał grunt pod stopami, gdy górna część miotły wbiła się w podłoże, a Harry przekoziołkował kilka metrów do przodu. Potem stracił przytomność.

***

 Tymczasem w Hogwarcie panowała względna cisza. Większość uczniów uczestniczyła w zajęciach. Zaś ci, którzy mieli akurat okienko, siedzieli w bibliotece odrabiając prace domowe lub korzystali z ostatnich ciepłych dni i przechadzali się po błoniach. Jednak ten przyjemny dla duchów zamku spokój nie trwał długo. Irytek przypomniał sobie, że już dawno nie wkurzył Filcha. A korytarzem właśnie przebiegła zapłakana Nika. Dziewczyna łkała i z trudem nabierała powietrze. W głowie dźwięczało jej pytanie zadane przez Rona. Poza tym słyszała jeszcze echo nawoływań Hermiony, by na nią poczekała. Ale ona nie miała najmniejszego zamiaru z nią rozmawiać. Chciała być sama.
 Wędrowała ślepo po całym zamku. Znosiła zdziwione spojrzenia nielicznych przechodniów i postaci z obrazów. Nie przejmowała się nimi tylko dalej biegła, biegła i biegła. W końcu trafiła na opustoszały korytarz. Poczuła dreszcz przeszywający jej ciało. To piętro było dziwne. Przerażające. Lecz Nika nie miała czasu, by zastanawiać się, gdzie właśnie zawędrowała. Nadal myślała o profesorze od eliksirów. Dlaczego się nim przejęła? Może wcale nie jest z nią spokrewniony. Była tak pogrążona w owych myślach, że nie spostrzegła marmurowego posągu przed sobą. Wbiegła wprost na niego. Uderzyła głową o kamienną rękę postaci i powoli osunęła się na podłogę.

***

Drogi — choć nigdy za takiego Cię nie uważałem i nadal nie uważam, ale nic nie poradzę na to, że należy w ten lub podobny sposób zaczynać wszelkie listy, może z wyjątkiem urzędowych — Tomie!
Nie myślałem, że kiedykolwiek będę musiał w jakiś sposób nawiązywać z tobą kontakt. Jestem z tego powodu niezmiernie rozczarowany. Niestety życie jest okrutne. Za wszelką cenę chce dać nam w kość. Nawet jeśli już i tak jesteśmy na dnie.
Tyle słowem wstępu. Nie będę marnował swojego cennego czasu na pisanie tobie, jakże świetnie się czuję, bo wcale tak nie jest, więc przechodzę do sedna.
Na mojej lekcji eliksirów z pierwszoroczniakami z Ravenclawu i Gryffindoru wydarzyło się coś wyjątkowego, jakby to określił każdy inny nauczyciel, za wyjątkiem mnie.  Nie żebym był zaskoczony, czy coś, ale sytuacja była dosyć nietypowa. Odczytywałem właśnie listę obecności, gdy natrafiłem na... Pottera. Ta... syna Jamesa. Jaka szkoda, że chłopiec przeżył. Myślałem, że już nigdy w życiu nie będę musiał oglądać twarzy tego zdrajcy, ale ten bachor jest tak do niego podobny (tylko oczy ma po Lily), że na tej lekcji poczułem się, jakbym to uczył tego szaleńca. (Nie rozumiem, dlaczego Lily właśnie jego wybrała?). Jest co prawda w tym jakiś plus, ale nie chciałbym cię w tym momencie zamęczać opisywaniem mojego stosunku do Potterów i ich przyjaciół.
Otóż po nim była, jak mniemam, twoja córka. I wydaje mi się, że była ciut zdziwiona całą sytuacją, ponieważ, kiedy przeczytałem jej nazwisko nawet się nie ruszyła z miejsca, dopiero po przeczytaniu imienia (Właśnie, kto wymyślał to imię? Pewnie twoja żona, tak? Jestem tego pewien ona zawsze była dziwna, do tego dziwnie nazwała swoją córkę.) wstała i spojrzała mi prosto w oczy. Na marginesie: ma takie same jak ty. Ja również utkwiłem swój wzrok w jej przerażonych oczkach i chcąc, nie chcąc dowiedziałem się, o czym myśli. Niepotrzebnie na mnie spojrzała. Wiesz, że żadne z tych gamoni nie odważyło się tego zrobić? Mianowicie zastanawiała się, czy my przypadkiem nie jesteśmy rodziną, tzn. ja i ty. I wnioskuję, że nie raczyłeś jej o mnie powiedzieć. Na pewno tego nie zrobiłeś! Bo inaczej twoja córka nie stawiałaby sobie takich idiotycznych pytań. Ale czemu ja się dziwię? W końcu byłeś Ślizgonem. Nie potrafiłeś nic nikomu powiedzieć wprost. Zastanawiam się, czy powiedziałeś Stelli, że ją kochasz? Jeśli nie, to twój związek niedługo się rozpadnie.
  Zakończę ten bezsensowny list pytaniem, na które, jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać. I tak zrobię to, co uznam za stosowne. A więc: mam powiedzieć Nice, że jestem twoim bratem i opowiedzieć jej o wszystkim, czy sam to zrobisz? Bo nie zamierzam na każdej lekcji oglądać jej zdziwionych oczu, jasne? Ona musi wiedzieć. Nie ważne, czy będzie przy tym cierpieć, czy nie.
Severus Snape

***

Dedykacja: Romilda Asteria Ellis. Składam Ci najlepsze, aczkolwiek spóźnione życzenia urodzinowe. Wszystkiego dobrego. Samych sukcesów w życiu. Wytrwałości w dążeniu do wyznaczonych celów. I dużo siły do pokonywania przeszkód. :*
Pozdrawiam Ciebie, Droga Romi, i wszystkich czytelników. 

6 komentarzy:

  1. Jejciu, Sevek jaki list do brata. Jestem ciekawa co tam dalej będzie, jaka była ich historia? Cała ta historia jest pasjonująca i zazdroszczę Ci pomysłów.
    Zdziwiła mnie trochę rozpacz Niki. Czyżby nadprzyrodzone zdolności?
    Weny,
    Puchonka ;>

    Zapraszam na nowy rozdział ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne jest to, że czasami, mimo że to moje opowiadanie, czuję się jak czytelnik i zastanawiam się, jakie tajemnice skrywają bohaterowie. Mam o tyle lepiej, że w mojej głowie maluje się jakiś obraz całej historii i co nieco już wiem. A Ty i inni musicie zadowolić się na razie tym, co jest :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. och dziękuję!!!! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Piękne ale troszkę za krótkie (a może tylko mi się wydaje?). jak zwykle bardzo mi się podobało lecz były chyba dwa błędy. pamiętałam o nich ale jak przeczytałam dedykację to zapomniałam. piękny prezent, dziękuję! a tak pięknych życzeń to jeszcze nie dostałam. prze-, prze-,prze-,prze-,prze-,przepiękne i co tu dużo mówić
    dziękuję
    całuski i weny
    Romilda Asteria Ellis
    micmilde.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, był trochę krótszy, ale chciałam go zakończyć listem, dlatego tak wyszło.
      Wiem, że jeszcze bardziej byś się ucieszyła, gdybym rozdział dodała w dzień Twoich urodzin, ale bym się po prostu nie wyrobiła.

      Usuń
  3. Witaj, Niko, muszę stwierdzić, że mam dużo zaległości do nadrobienia, do poczytania.

    Ale dam radę!

    Pozdrawiam ciepło,j,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, spokojnie. Nie śpiesz się. W ogóle miło z Twojej strony, że masz chęci na czytanie tego.
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Dziękuję za pozostawienie komentarza.