26 października 2013

Rozdział VIII - Gdzie jest granica między snem a koszmarem?

Kolejny dzień w skrzydle szpitalnym. Na szczęście Nika nie jest tam sama. Towarzyszy jej jeszcze jeden pacjent pani Pomfrey – Harry Potter. Przez te kilka dni znaleźli wspólny język. Całkiem nieźle się dogadują. Dziewczynka opowiada mu o świecie magii. Pomaga mu się zadomowić. A on ją rozwesela, kiedy widzi, że znów dręczy się profesorem od eliksirów. Ale mimo tak doborowego towarzystwa, oboje chcieliby wrócić do szkoły. Bo ileż można bez przerwy rozmawiać? Niestety jeszcze trochę czasu będą musieli spędzić pod opieką szkolnej pielęgniarki. A przynajmniej Harry, który nie może się jeszcze zbytnio ruszać z łóżka. Po upadku z miotły ma złamanych kilka kości i jest cały posiniaczony. Natomiast Nika czuje się dobrze i nie może zrozumieć, dlaczego jeszcze jej nie wypisali. Pani Pomena wciąż jej tłumaczy, że ma uraz głowy i powinna pozostać na razie pod obserwacją, jednak to do niej w ogóle nie dochodzi i codziennie się o to wykłóca.
Do kuracjuszy codziennie przychodzą goście. Krukonkę odwiedza jej przyjaciółka, która i do Harry’ego zagada, oraz Padma. Ku radości panny Snape nie musi na razie rozmawiać z Laveną, która ostatnio działała jej niesamowicie na nerwy. Zaś Pottera odwiedza Ron, ale na Nikę nigdy nie spogląda. Wciąż się obraża, że ta nie odpowiedziała na jego pytanie, tylko bez słowa wtedy odeszła. A czarnowłosa nie ma zamiaru pierwsza przepraszać. Ma świadomość, że nie powinna tak uciekać, ale wtedy wydawało jej się to najlepszym wyjściem. Jednak nie uważa by jej zachowanie, było powodem, żeby się na nią złościć. Dlatego będzie cierpliwie czekać na przeprosiny rudzielca. Najwyżej nigdy ich nie otrzyma. Na szczęście są z innych domów i nie muszą się tak często widywać.
- Powinniście pogadać – radziły dziewczynie Hermiona i Padma.
- Nie będę go przepraszać, jeśli on nie przeprosi mnie. – Po raz kolejny Nika pokazała, że jest osobą bardzo upartą i jak sobie coś postanowi, to nie ma zmiłuj.  
                I tak mijały kolejne godziny pobytu w skrzydle szpitalnym.

***

                Rozmowę na temat świstoklików przerwało jakieś stukanie.
                - Harry, co to? – Nika zapytała wytężając słuch, a Potter zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Oprócz ich dwójki nie było tam żywej duszy, a dźwięk stukania wciąż się nasilał.
                - Patrz! – Wzrok i palec wskazujący chłopca z blizną zatrzymał się na jednym z okien, przez które do sali dochodziły promienie jesiennego słońca.
                - Nareszcie!
                Dziewczyna zerwała się z łóżka i podbiegła do okna. Otworzyła je po cichutku, by pani Pomfrey nic nie usłyszała. Bowiem pacjentom nie było wolno wychodzić z łóżek, a tym bardziej otwierać okien. Na parapecie siedziała mała szara sówka. Jej łepek zdobiły siwe piórka. A czarnym dzióbkiem stukała o szybę i spoglądała na twarz Niki. To była Dubi. Dziewczyna niezmiernie ucieszyła się na jej widok. Może w końcu przyszedł list od ojca z odpowiedzią na dręczące ją pytanie. Sowa wleciała do środka i usiadła na stoliku. Teraz jedenastolatka mogła spokojnie odwiązać liścik przywiązany do nóżki ptaka.
                - To twoja sowa? – Harry chciał przypomnieć koleżance o swojej obecności, bo odkąd ujrzała sowę, jakby zapomniała o rzeczywistości.
                - Tak. Już nie mogłam się jej doczekać.
                Nika wzięła do ręki zwitek pergaminu i już chciała go rozwinąć, kiedy Dubi podrapała swoją właścicielkę pazurkami. Ptak był zmęczony i domagał się czegoś do jedzenia. Dziewczynka oderwała kawałek bułki i podsunęła sówce pod dzióbek.
                - Moja sowa nazywa się Hedwiga – Potter podtrzymywał rozmowę. – I jest śnieżnobiała.
                - Na pewno jest pięknym ptakiem. Ja dostałam Dubi na dziesiąte urodziny, a ty?
                - Hagrid mi kupił, kiedy byliśmy na Pokątnej, na jedenaste urodziny.
                - Właściwie to jak poznałeś Hagrida? – Teraz to Nika zadawała pytania przypatrując się wygłodniałej Dubi. Jednak trochę bała się czytać tę wiadomość. Już była pewna, że to od taty.
                - On zabrał mnie od Dursleyów. I powiedział mi, że jestem czarodziejem.
                - To nie dostałeś listu z Hogwartu?
                - Dostałem. Nawet kilka, ale żadnego nie przeczytałem. Wuj mi nie pozwalał. Wszystkie spalił w kominku, a ja mogłem się tylko przyglądać. I w końcu odwiedził nas Hagrid. Dał mi list do rąk własnych, a ja go przeczytałem za bardzo nie wierząc, że to może być prawda. Ale gajowy mnie jakoś przekonał i oto jestem. Tutaj czuję się już jak w domu. A teraz pozwól, że się trochę prześpię. – Zamknął oczy.
                Dziewczyna jeszcze przez chwilę siedziała nieruchomo na swoim łóżku wpatrując się w postać Harry’ego. Chłopak spokojnie leżał odwrócony do niej plecami. Jego miarowy oddech upewnił Nikę, że kolega śpi. Wypuściła teraz Dubi na zewnątrz, a sama wzięła się za rozwijanie pergaminu.  Już miała zacząć czytać, gdy do skrzydła szpitalnego wbiegł ktoś z głośnym krzykiem. Czarnowłosa odwróciła się w stronę wejścia. Ku niej zmierzali Hermiona i Ron.
                - Nika – zaczął niepewnie rudzielec żwawo zachęcany przez Mionę. – Chyba powinienem cię przeprosić. Głupio wystrzeliłem z tym pytaniem. Naprawdę nie chciałem cię urazić.
                - Nie tłumacz się. To nie twoja wina. I to ja powinnam przeprosić ciebie. Co też musiałeś sobie pomyśleć, kiedy tak uciekłam z płaczem?
                Przyjaciele wybuchli gromkim śmiechem, co obudziło Harry’ego. Zły, że został wybudzony z pięknego snu, zaczął się z nimi droczyć. Ale już po chwili cała czwórka głośno dyskutowała w przyjaźni.
                 Goście kuracjuszy siedzieli z nimi do późnego wieczora. Po kolacji dołączyła do nich też Padma. Zrobiło się jeszcze weselej. W końcu pani Pomfrey nie wytrzymała tego rozgardiaszu i kazała wszystkim opuścić salę. Toteż Miona, Padma i Ron podnieśli się i skierowali się czym prędzej ku wyjściu. Podopieczni pielęgniarki byli tak wykończeni, że już nie mieli nawet sił, by zjeść kolację. Od razu więc zasnęli.

~~*~~

                „Znów stałam w tej samej sukni na ramiączkach w tym samym pomieszczeniu. Bez okien, bez drzwi. Tylko te portrety patrzące z zainteresowaniem na przybysza. Ten sam mięciutki dywan, aż się prosił, by na nim spocząć, ale tym razem nie zrobiłam tego. Nie chciałam po raz kolejny przeżywać spadania do ciemnego tunelu. Podeszłam więc do jednego z obrazów. Wybrałam wizerunek czarnoskórego mężczyzny w eleganckiej szacie.
                - Gdzie jest stąd jakieś wyjście? – Zapytałam tonem nieznoszącym sprzeciwów.
                - To twój sen – odezwała się koścista czarownica z portretu obok.
                - Ty ustalasz jak będzie on wyglądał – a dokończył mężczyzna, do którego się zwróciłam.
                Mieli rację. To ja śnię. I to ja decyduję o czym. Zapragnęłam, by pojawiły się drzwi i w tej właśnie chwili obrazy rozsunęły się, by ustąpić miejsca drewnianym drzwiom. Niepewnie do nich podeszłam, ale nie było innej drogi, więc bez zastanowienia nacisnęłam na klamkę. Przeszłam do drugiej komnaty. Ta była o wiele większa. Jednak nie była już tak przytulna. Posadzkę stanowiły zimne kamienie, a ściany to zwyczajny mur z czerwonej cegły. Całe pomieszczenie zostało oświetlone licznymi pochodniami. Mimo to panował półmrok. I tym razem nie dostrzegłam żadnego okna na świat. Ale poprosiłam o jedno i natychmiast się pojawiło. Podeszłam do niego. Chciałam w jakiś sposób zlokalizować swoje położenie, ale na dworze było ciemno. Najprawdopodobniej była noc, a niebo okryte grubymi chmurami. Nie mogłam dojrzeć żadnych gwiazd, ni księżyca. Widziałam tylko, jak przez mgłę, czubki kołyszących się drzew. Byłam wysoko nad ziemią, co by tłumaczyło ostatni upadek ciemnym tunelem.
                - Witaj! – Ktoś się odezwał zachrypniętym głosem. Ale przecież nikogo tutaj nie było. Odwróciłam się spięta ze strachu od okna.
- Kto tutaj jest?  - Zapytałam z przerażeniem i zrobiłam kilka niepewnych kroków do przodu.
- Nie pamiętasz mnie? – Ten głos sprawiał, że przeszły mnie ciarki.
- Gdzie jesteś?
- Tutaj – z ciemnego kąta wyłoniła się postać chłopca. Był młodszy ode mnie. Miał ciemne włosy. – Nazywam się…
- Nie…! Nie…! - zaczęłam uciekać w stronę wyjścia…”

                - Nie! – Obudziła się. Była zlana zimnym potem.
Salę oświetlał jasny księżyc. Harry spokojnie spał w swoim łóżku, nawet nie obudziły go krzyki koleżanki. W gabinecie pani Pomfrey było ciemno. Pewnie też spała i nawet nie zamierzała reagować na niespokojny sen pacjentki. Panowała głucha cisza, w której roznosiło się jeszcze echo piskliwego krzyku.
Nika usiadła. Wzięła głęboki wdech. Otarła czoło ręcznikiem i napiła się jeszcze ciepłej herbaty, by po kilku minutach znów wpaść w ramiona Morfeusza.

Dedykacja: Patrycja, z którą wzajemnie się wspieramy w trudnych chwilach. Niech ten rozdział będzie takim małym upominkiem urodzinowym ode mnie. 

4 komentarze:

  1. wspaniały rozdział!
    przytoczenie poprzedniej wersji, ale nie wszystko można zmienić.
    zaczyna się coś dziać.
    mała prośba, dałabyś jakiś wątek miłosny bo to najbardzziej lubię.
    rozdział CUDNY i WSZYSTKO CO NAJLEPSZE MOŻNA NAPISAĆ O ROZDZIALE!!!
    całuski i weny
    micmilde.blogspot.com
    Romilda Asteria Ellis

    P.S. jak tam mój/twój wiersz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie będzie ciężko z tymi wątkami miłosnymi, bo w rozdziałach, które napisałam sobie do przodu, na razie się na nic nie zanosi. Ale zobaczymy, co czas przyniesie.

      PS. Jestem na dobrej drodze. Wzięłam się w garść, choć nadal pojawiają się pewne symptomy roztrzepania i totalnego zakręcenia, ponadto mam wenę ;)

      Dzięki za komentarz. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Mnie się rozdział podoba, a szczególnie sen na końcu. Zawsze mnie ciekawią takie tajemnicze wątki. Zastanawiam się, kto może być tym chłopcem ze snu. A poza tym, chciałabym spytać, czy będzie tam wątek z Kamieniem Filozoficznym, czy sama wszystko wymyślisz.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    HEUREUX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię sny, bo są właśnie takie tajemnicze i nie wiadomo, czego się po nich spodziewać, dlatego właśnie w moim opowiadaniu będą one miały nie takie małe znaczenie.
      Co do KF mogę powiedzieć, że w pierwotnej wersji początkowo trzymałam się kanonu, ale w tym momencie postanawiam napisać swoją wersję tych lat.

      Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam :)

      Usuń

Dziękuję za pozostawienie komentarza.