Kolejny dzień w skrzydle
szpitalnym. Na szczęście Nika nie jest tam sama. Towarzyszy jej jeszcze jeden
pacjent pani Pomfrey – Harry Potter. Przez te kilka dni znaleźli wspólny język.
Całkiem nieźle się dogadują. Dziewczynka opowiada mu o świecie magii. Pomaga mu
się zadomowić. A on ją rozwesela, kiedy widzi, że znów dręczy się profesorem od
eliksirów. Ale mimo tak doborowego towarzystwa, oboje chcieliby wrócić do
szkoły. Bo ileż można bez przerwy rozmawiać? Niestety jeszcze trochę czasu będą
musieli spędzić pod opieką szkolnej pielęgniarki. A przynajmniej Harry, który
nie może się jeszcze zbytnio ruszać z łóżka. Po upadku z miotły ma złamanych
kilka kości i jest cały posiniaczony. Natomiast Nika czuje się dobrze i nie
może zrozumieć, dlaczego jeszcze jej nie wypisali. Pani Pomena wciąż jej tłumaczy,
że ma uraz głowy i powinna pozostać na razie pod obserwacją, jednak to do niej
w ogóle nie dochodzi i codziennie się o to wykłóca.
Do kuracjuszy
codziennie przychodzą goście. Krukonkę odwiedza jej przyjaciółka, która i do
Harry’ego zagada, oraz Padma. Ku radości panny Snape nie musi na razie
rozmawiać z Laveną, która ostatnio działała jej niesamowicie na nerwy. Zaś
Pottera odwiedza Ron, ale na Nikę nigdy nie spogląda. Wciąż się obraża, że ta
nie odpowiedziała na jego pytanie, tylko bez słowa wtedy odeszła. A czarnowłosa
nie ma zamiaru pierwsza przepraszać. Ma świadomość, że nie powinna tak uciekać,
ale wtedy wydawało jej się to najlepszym wyjściem. Jednak nie uważa by jej
zachowanie, było powodem, żeby się na nią złościć. Dlatego będzie cierpliwie
czekać na przeprosiny rudzielca. Najwyżej nigdy ich nie otrzyma. Na szczęście
są z innych domów i nie muszą się tak często widywać.
- Powinniście pogadać –
radziły dziewczynie Hermiona i Padma.
- Nie będę go
przepraszać, jeśli on nie przeprosi mnie. – Po raz kolejny Nika pokazała, że
jest osobą bardzo upartą i jak sobie coś postanowi, to nie ma zmiłuj.
I
tak mijały kolejne godziny pobytu w skrzydle szpitalnym.
***
Rozmowę
na temat świstoklików przerwało jakieś stukanie.
-
Harry, co to? – Nika zapytała wytężając słuch, a Potter zaczął rozglądać się po
pomieszczeniu. Oprócz ich dwójki nie było tam żywej duszy, a dźwięk stukania
wciąż się nasilał.
-
Patrz! – Wzrok i palec wskazujący chłopca z blizną zatrzymał się na jednym z
okien, przez które do sali dochodziły promienie jesiennego słońca.
-
Nareszcie!
Dziewczyna
zerwała się z łóżka i podbiegła do okna. Otworzyła je po cichutku, by pani
Pomfrey nic nie usłyszała. Bowiem pacjentom nie było wolno wychodzić z łóżek, a
tym bardziej otwierać okien. Na parapecie siedziała mała szara sówka. Jej łepek
zdobiły siwe piórka. A czarnym dzióbkiem stukała o szybę i spoglądała na twarz
Niki. To była Dubi. Dziewczyna niezmiernie ucieszyła się na jej widok. Może w
końcu przyszedł list od ojca z odpowiedzią na dręczące ją pytanie. Sowa
wleciała do środka i usiadła na stoliku. Teraz jedenastolatka mogła spokojnie
odwiązać liścik przywiązany do nóżki ptaka.
-
To twoja sowa? – Harry chciał przypomnieć koleżance o swojej obecności, bo
odkąd ujrzała sowę, jakby zapomniała o rzeczywistości.
-
Tak. Już nie mogłam się jej doczekać.
Nika
wzięła do ręki zwitek pergaminu i już chciała go rozwinąć, kiedy Dubi podrapała
swoją właścicielkę pazurkami. Ptak był zmęczony i domagał się czegoś do
jedzenia. Dziewczynka oderwała kawałek bułki i podsunęła sówce pod dzióbek.
-
Moja sowa nazywa się Hedwiga – Potter podtrzymywał rozmowę. – I jest
śnieżnobiała.
-
Na pewno jest pięknym ptakiem. Ja dostałam Dubi na dziesiąte urodziny, a ty?
-
Hagrid mi kupił, kiedy byliśmy na Pokątnej, na jedenaste urodziny.
-
Właściwie to jak poznałeś Hagrida? – Teraz to Nika zadawała pytania
przypatrując się wygłodniałej Dubi. Jednak trochę bała się czytać tę wiadomość.
Już była pewna, że to od taty.
-
On zabrał mnie od Dursleyów. I powiedział mi, że jestem czarodziejem.
-
To nie dostałeś listu z Hogwartu?
-
Dostałem. Nawet kilka, ale żadnego nie przeczytałem. Wuj mi nie pozwalał.
Wszystkie spalił w kominku, a ja mogłem się tylko przyglądać. I w końcu
odwiedził nas Hagrid. Dał mi list do rąk własnych, a ja go przeczytałem za
bardzo nie wierząc, że to może być prawda. Ale gajowy mnie jakoś przekonał i
oto jestem. Tutaj czuję się już jak w domu. A teraz pozwól, że się trochę
prześpię. – Zamknął oczy.
Dziewczyna
jeszcze przez chwilę siedziała nieruchomo na swoim łóżku wpatrując się w postać
Harry’ego. Chłopak spokojnie leżał odwrócony do niej plecami. Jego miarowy
oddech upewnił Nikę, że kolega śpi. Wypuściła teraz Dubi na zewnątrz, a sama
wzięła się za rozwijanie pergaminu. Już
miała zacząć czytać, gdy do skrzydła szpitalnego wbiegł ktoś z głośnym
krzykiem. Czarnowłosa odwróciła się w stronę wejścia. Ku niej zmierzali
Hermiona i Ron.
-
Nika – zaczął niepewnie rudzielec żwawo zachęcany przez Mionę. – Chyba
powinienem cię przeprosić. Głupio wystrzeliłem z tym pytaniem. Naprawdę nie
chciałem cię urazić.
-
Nie tłumacz się. To nie twoja wina. I to ja powinnam przeprosić ciebie. Co też
musiałeś sobie pomyśleć, kiedy tak uciekłam z płaczem?
Przyjaciele
wybuchli gromkim śmiechem, co obudziło Harry’ego. Zły, że został wybudzony z
pięknego snu, zaczął się z nimi droczyć. Ale już po chwili cała czwórka głośno
dyskutowała w przyjaźni.
Goście kuracjuszy siedzieli z nimi do późnego
wieczora. Po kolacji dołączyła do nich też Padma. Zrobiło się jeszcze weselej.
W końcu pani Pomfrey nie wytrzymała tego rozgardiaszu i kazała wszystkim
opuścić salę. Toteż Miona, Padma i Ron podnieśli się i skierowali się czym
prędzej ku wyjściu. Podopieczni pielęgniarki byli tak wykończeni, że już nie
mieli nawet sił, by zjeść kolację. Od razu więc zasnęli.
~~*~~
„Znów
stałam w tej samej sukni na ramiączkach w tym samym pomieszczeniu. Bez okien,
bez drzwi. Tylko te portrety patrzące z zainteresowaniem na przybysza. Ten sam
mięciutki dywan, aż się prosił, by na nim spocząć, ale tym razem nie zrobiłam
tego. Nie chciałam po raz kolejny przeżywać spadania do ciemnego tunelu.
Podeszłam więc do jednego z obrazów. Wybrałam wizerunek czarnoskórego mężczyzny
w eleganckiej szacie.
-
Gdzie jest stąd jakieś wyjście? – Zapytałam tonem nieznoszącym sprzeciwów.
-
To twój sen – odezwała się koścista czarownica z portretu obok.
-
Ty ustalasz jak będzie on wyglądał – a dokończył mężczyzna, do którego się
zwróciłam.
Mieli
rację. To ja śnię. I to ja decyduję o czym. Zapragnęłam, by pojawiły się drzwi
i w tej właśnie chwili obrazy rozsunęły się, by ustąpić miejsca drewnianym
drzwiom. Niepewnie do nich podeszłam, ale nie było innej drogi, więc bez
zastanowienia nacisnęłam na klamkę. Przeszłam do drugiej komnaty. Ta była o
wiele większa. Jednak nie była już tak przytulna. Posadzkę stanowiły zimne
kamienie, a ściany to zwyczajny mur z czerwonej cegły. Całe pomieszczenie
zostało oświetlone licznymi pochodniami. Mimo to panował półmrok. I tym razem
nie dostrzegłam żadnego okna na świat. Ale poprosiłam o jedno i natychmiast się
pojawiło. Podeszłam do niego. Chciałam w jakiś sposób zlokalizować swoje
położenie, ale na dworze było ciemno. Najprawdopodobniej była noc, a niebo
okryte grubymi chmurami. Nie mogłam dojrzeć żadnych gwiazd, ni księżyca.
Widziałam tylko, jak przez mgłę, czubki kołyszących się drzew. Byłam wysoko nad
ziemią, co by tłumaczyło ostatni upadek ciemnym tunelem.
-
Witaj! – Ktoś się odezwał zachrypniętym głosem. Ale przecież nikogo tutaj nie
było. Odwróciłam się spięta ze strachu od okna.
- Kto tutaj jest? - Zapytałam z przerażeniem i zrobiłam kilka niepewnych
kroków do przodu.
- Nie pamiętasz mnie? –
Ten głos sprawiał, że przeszły mnie ciarki.
- Gdzie jesteś?
- Tutaj – z ciemnego
kąta wyłoniła się postać chłopca. Był młodszy ode mnie. Miał ciemne włosy. –
Nazywam się…
- Nie…! Nie…! -
zaczęłam uciekać w stronę wyjścia…”
-
Nie! – Obudziła się. Była zlana zimnym potem.
Salę oświetlał jasny
księżyc. Harry spokojnie spał w swoim łóżku, nawet nie obudziły go krzyki
koleżanki. W gabinecie pani Pomfrey było ciemno. Pewnie też spała i nawet nie
zamierzała reagować na niespokojny sen pacjentki. Panowała głucha cisza, w
której roznosiło się jeszcze echo piskliwego krzyku.
Nika usiadła. Wzięła
głęboki wdech. Otarła czoło ręcznikiem i napiła się jeszcze ciepłej herbaty, by
po kilku minutach znów wpaść w ramiona Morfeusza.
Dedykacja: Patrycja, z którą wzajemnie się wspieramy w trudnych chwilach. Niech ten rozdział będzie takim małym upominkiem urodzinowym ode mnie.
wspaniały rozdział!
OdpowiedzUsuńprzytoczenie poprzedniej wersji, ale nie wszystko można zmienić.
zaczyna się coś dziać.
mała prośba, dałabyś jakiś wątek miłosny bo to najbardzziej lubię.
rozdział CUDNY i WSZYSTKO CO NAJLEPSZE MOŻNA NAPISAĆ O ROZDZIALE!!!
całuski i weny
micmilde.blogspot.com
Romilda Asteria Ellis
P.S. jak tam mój/twój wiersz?
Na razie będzie ciężko z tymi wątkami miłosnymi, bo w rozdziałach, które napisałam sobie do przodu, na razie się na nic nie zanosi. Ale zobaczymy, co czas przyniesie.
UsuńPS. Jestem na dobrej drodze. Wzięłam się w garść, choć nadal pojawiają się pewne symptomy roztrzepania i totalnego zakręcenia, ponadto mam wenę ;)
Dzięki za komentarz. Pozdrawiam :)
Mnie się rozdział podoba, a szczególnie sen na końcu. Zawsze mnie ciekawią takie tajemnicze wątki. Zastanawiam się, kto może być tym chłopcem ze snu. A poza tym, chciałabym spytać, czy będzie tam wątek z Kamieniem Filozoficznym, czy sama wszystko wymyślisz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
HEUREUX
Też lubię sny, bo są właśnie takie tajemnicze i nie wiadomo, czego się po nich spodziewać, dlatego właśnie w moim opowiadaniu będą one miały nie takie małe znaczenie.
UsuńCo do KF mogę powiedzieć, że w pierwotnej wersji początkowo trzymałam się kanonu, ale w tym momencie postanawiam napisać swoją wersję tych lat.
Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam :)