23 listopada 2013

Rozdział X - Wątpliwości


Krukonki z pierwszego roku jeszcze smacznie spały, kiedy do ich dormitorium zaczęły wkradać się pierwsze promienie jesiennego słońca. Tylko jedna ślepo wpatrywała się w sufit nie zwracając uwagi na rzeczywistość. Była zaklęta we własnym świecie. Przestrzeni myśli i pytań, na które nie można znaleźć odpowiedzi. Całą noc próbowała odegnać wszelkie znaki zapytania i odpocząć. Zmieniała nerwowo pozycję. Szukała wytchnienia od natrętnych obrazów pojawiających się w jej umyśle. Na nic były wszelkie próby. Nie spała. I poczuła ulgę, kiedy zaczęło się rozjaśniać na dworze. To znaczyło, że nareszcie dobiegał końca ten męczący czas.

Nie chcąc budzić koleżanek, którym tak zazdrościła spokojnego snu, po cichu wymknęła się z sypialni. W łazience przebrała się w dres. Skoro nie mogła spać, postanowiła pójść pobiegać. Może niejakie zmęczenie pozwoli jej później zasnąć.

Dziewczyna w niebieskim stroju sportowym przemknęła cichymi korytarzami zamku do sali wejściowej. Na szczęście drzwi były już otwarte i nie musiała się martwić, że będzie zmuszona pozostać w zamku aż do śniadania. Wyszła na błonia. Słońce dopiero wschodziło. Jasne promienie przenikały przez cienką warstwę chmur. Widok wspaniały. Tylko temperatura o brzasku nie była zbyt przyjemna. Chłodne powietrze otarło się o bledziutką w tym świetle twarz, wywołując na całym ciele nieznaczny dreszcz. Ale to nie przeszkadzało Nice. Musiała się wyrwać. A ta jesienna pogoda tylko ją utwierdziła w tym, że poranny jogging to dobry pomysł. Ruszyła więc powolnym truchtem w stronę jeziora. 

Biegła tak wsłuchując się w śpiew ptaków. Nareszcie poczuła się swobodnie. Wcześniej nawet by jej przez myśl nie przeszło, że mury Hogwartu będą ją dusić. Nie wiedziała dlaczego tak się działo. Zawsze z entuzjazmem podchodziła do edukacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Wręcz nie mogła się doczekać, kiedy otrzyma list. Tak bardzo się cieszyła, gdy i Hermiona takowy dostała. Była przekonana, że to będą ich najlepsze lata. Ale po ceremonii przydziału wszystko się zawaliło. Nie tak to sobie wyobrażała. Miały być w jednym domu. Razem uczestniczyć w zajęciach. Spędzać wolny czas w pokoju wspólnym. A co się okazało? Zostały rozdzielone. Z trudem wyłuskiwały ze swych grafików wolne chwile na spotkania. I jeszcze ten nauczyciel eliksirów. Nika myślała, że będzie to jej ulubiony przedmiot. W domu miała wiele do czynienia z różnymi miksturami. Lubiła towarzyszyć ojcu w jego pracy nad nowymi antidotami. Z uśmiechem słuchała opowiadań matki na temat najwybitniejszego alchemika wszechczasów. Marzyła, by być taką, jak Nicolas Flamel. Ale Severus Snape pokrzyżował jej wszystkie plany. Nagle zdała sobie sprawę, że przez niego może znienawidzić tę wspaniałą sztukę warzenia eliksirów. Bo jak ona wytrzyma jego wredny charakter? Tym bardziej, iż okazał się jej stryjem.

— Małe dziewczynki nie powinny o tak wczesnej porze samotnie przebywać poza zamkiem.

Nika przestraszyła się nie na żarty. Była zajęta własnymi myślami, gdy nagle złapał ją ktoś za ramię i przemówił w tak dziwny sposób. Odruchowo wyrwała się z mocnego uścisku starszego chłopaka i cofnęła o kilka kroków. Wysoki młodzieniec o krótko ściętych włosach widząc strach w oczach czarnowłosej natychmiast ją uspokoił.

— Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. Nie musisz się mnie bać. Jestem Aidan. Krukon z trzeciego roku. – Przedstawił się wyciągając rękę do jedenastolatki.

— Nika Snape. – Z większą pewnością siebie uścisnęła dłoń chłopaka.

— Czy ty i profesor…?

— Nie. To tylko zbieżność nazwisk – dziewczyna bez zająknięcia skłamała, by tylko nie wdawać się w dalsze dyskusje na ten temat.

— Ach… — Szatyn o bursztynowych oczach był nieco zawiedziony taką odpowiedzią, ale nie wnikał. Zmienił temat, by powtórnie nie wystraszyć jedenastolatki, tym razem nachalnością. – A więc, co robisz o tak wczesnej porze sama, nad jeziorem?

— Z nieba spadłeś? Biegałam przecież. Nie szedłeś za mną?

— Ależ ty się czepiasz szczegółów. Chciałem po prostu jakoś zacząć rozmowę – próbował się tłumaczyć, ale Nika i tak uważała, że to dość podejrzana sytuacja. Czyżby była aż tak zamyślona, żeby się nie zorientować, że ktoś za nią podążał?

— Jestem zmęczona. Miałam bezsenną noc.

— Cóż za zbieg okoliczności. Również od wieczora nie zmrużyłem oka. – Aidan próbował jakoś znaleźć wspólny język z nową koleżanką, ale robił to dość nieudolnie.

— Będę już wracać. Może przed zajęciami jeszcze się zdrzemnę – spławiła go. Bez żadnych gestów pożegnania zawróciła i pobiegła z powrotem do zamku. Jednak jej samotność nie trwała długo. Chłopak ocknął się z niejakiego zamyślenia i pobiegł za Niką.

— Odprowadzę cię. Z jakiego jesteś domu?

Co za natrętny człowiek – pomyślała w duchu, ale grzecznie odpowiedziała na jego pytanie:

— Z Ravenclawu.

— W takim razie możesz być pewna, że bezpiecznie cię dotransportuję przed same drzwi dziewczęcej sypialni. – Teraz już nie mogła mu odmówić.

~~*~~

Kamiennymi schodkami schodziła ostrożnie w dół. Czuła przenikliwy chłód bijący od obdrapanych murów. Oblekał jej ciało, ale również serce. Przerażało ją to dziwne uczucie. Nigdy nie doświadczyła niczego podobnego. Czy był to strach? Jeżeli nawet, to w nadzwyczajnej formie. Mimo wielu wątpliwości, dziewczyna nie zrezygnowała. Powoli zagłębiała się w mrok lochów.

Kiedy dotarła na miejsce, prewencyjnie obejrzała okolicę. Nie chciała, by ktokolwiek ją tam widział. Upewniwszy się, że jednak jest sama, cichutko zapukała do drzwi, by chwilę potem je otworzyć. Wtargnęła do ciasnego pomieszczenia wypełnionego odurzającymi oparami. Już miała się przebić przez cienką mgiełką, gdy kilka metrów od siebie dostrzegła blond chłopca opierającego się o stare biurko. Przez myśl przemknął jej pomysł, by się wycofać, jednak było już na to zapóźniona. Blondyn i mężczyzna, którego twarz okalały strąki tłustych włosów, skupili swoją uwagę na małej dziewczynce.
                
— Dzień dobry, profesorze – Nika wydusiła z siebie uprzejme powitanie bagatelizując obecność Malfoya. Pewnym krokiem przysunęła się do najwyższego regału zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę cała trójka stała w milczeniu. W końcu młody Ślizgon i jego wychowawca zignorowali obecność Krukonki i wrócili do rozmowy, co jeszcze bardziej wyprowadziło z równowagi czarnowłosą. Przecież już siódma wieczorem. Chyba nie wymyśliła sobie tego szlabanu. Byli umówieni.

— Witam panno Snape. – Nareszcie się do niej zwrócił. – Malfoy – wskazał wymownie na drzwi i poczekał, aż Ślizgon opuści gabinet. Wtedy niemalże niedostrzegalnym gestem zaprosił Nikę, by usiadła na niestabilnym krześle przy biurku. Sam zajął miejsce po drugiej stronie stołu i zaczął wypełniać jakieś papiery. Po raz kolejny zapadła niezręczna dla jedenastolatki cisza. Naprawdę nie wiedziała, czego się spodziewać. A ta niepewność tylko niepotrzebnie ją drażniła.

— Przepraszam – nie wytrzymała dalszego milczenia.

— Dobrze. W takim razie zaczynamy – Snape kompletnie ją zignorował. Wiedział, że dziewczyna chciałaby porozmawiać o rodzinie. Ale on nie miał zamiaru odpowiadać na jej pytania. Wolał raczej przewodzić temu wieczorowi, niż przekazać pałeczkę młodocianej przestępczyni łamiącej szkolny regulamin. – Przygotujesz mi pewien eliksir – kontynuował. – Szlaban potrwa tak długo, aż ci się uda bezbłędnie go uwarzyć. – Machnął niedbale różdżką wyczarowując na stole kociołek.
                
Phi – pomyślała – co to ma być za szlaban? Nika miałaby sobie nie poradzić z przygotowaniem mikstury? Akurat w te klocki jest całkiem niezła.

— Jednak nie myśl sobie, że zadam ci jakiś łatwy wywar. Na pewno nie będzie to na poziomie klasy pierwszej. – Ciągnął myśląc, że uda mu się odebrać uczennicy pewność siebie. – Tutaj masz przepis – podał jej obdartą książkę. – A potrzebne składniki znajdziesz na półkach. Czas start.

Mistrz Eliksirów wrócił do swojego monotonnego zajęcia sprawdzania esejów, a Nika zajrzała do księgi. Spojrzała na nagłówek. Aż otworzyła usta ze zdziwienia, co nie uszło uwadze profesora. Nic nie mówiąc tylko wykrzywił usta w drwiącym uśmiechu. Esencja szczęścia? Dziewczyna nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że coś takie może istnieć. Pośpiesznie objęła wzrokiem ingrediencje i z miną powątpiewania zabrała się do pracy. Przecież to nie może być aż takie trudne. – Przekonywała samą siebie.

***
                
Hermiona siedziała zamyślona przed kominkiem. Kątem oka spoglądała na Rona. Żałowała, że musi znosić akurat jego towarzystwo. Odkąd Harry leżał w skrzydle szpitalnym, Rudzielec właśnie do niej się przyczepił. A ona wolałabym wolny czas spędzać ze swoją przyjaciółką. Jednak dyrektor nie zgodził się, by Nika została przeniesiona do Gryffindoru. Obie był w tej sprawie w jego gabinecie. Ale na nic się zdały przekonywania i oczy błyszczące od łez. Z decyzją Tiary trzeba się pogodzić.
                
Od tamtej chwili Miona straciła cały zapał. Już się tak nie ekscytowała światem magii. Zrozumiała, że nie jest on wcale taki idealny, jak mogłoby się wydawać. Co prawda wszystko w nim jest tak odmienne, ale to nie znaczy, iż lepsze. Kiedy była sama w dormitorium, płakała. Chciała wrócić do mugolskiej szkoły. Miała dość Hogwartu i tych dziwacznych lekcji. Pragnęła normalności. Nikomu o tym nie mówiła, nawet Nice, ale nie czuła się w tej szkole dobrze.

Uderzona nagłą myślą zerwała się z fotela. Wybiegła z impetem przez dziurę w portrecie. Odprowadzał ją krzyk Ronalda – Dokąd lecisz? Nie było czasu na odpowiedź. Poza tym sama jeszcze nie wiedziała, gdzie tak śpieszy.

— Panno Granger – zatrzymał ją stanowczy ton McGonagall. – Proszę uważać. O mało nie zostałam potrącona. Ktoś panią goni?

— Przepraszam. Ja właśnie do pani szłam.

— Biegłaś, moja droga, biegłaś. – Jak zawsze idealna, profesor sprostowała wypowiedź szatynki. – Zapraszam do gabinetu. Tam porozmawiamy.

Minerwa McGonagall zaprowadziła Hermionę do swojego kabinetu. Kazała jej usiąść na sofie, a sama spoczęła za biurkiem.

— W czym więc rzecz, panno Granger? – Zapytała oficjalnie.

— Bo ja… — Miona nie bardzo wiedziała od czego powinna zacząć. Zastanawiała się, czy faktycznie powinna cokolwiek mówić. – Nie jestem pewna, czy się tutaj nadaję – wyrzuciła z siebie na wydechu.

— Co też pani wygaduje? – McGonagall nie tego spodziewała się po uczennicy. Sądziła, że Hermiona przybywa do niej z bardziej kuriozalnym problemem.
                
— Nie odnajduję się tutaj. Czuję się jakoś dziwnie. Inne otoczenie, inni ludzie. To mnie przerasta. – W końcu mogła komuś to powiedzieć. – Ja tutaj nie pasuję.
                
— Czy chce pani mi powiedzieć, że pragnie opuścić Hogwart?
                
— Tak, chyba tak.

— Nie jest pani do końca przekonana. W takim razie proszę do mnie przyjść, jeśli będzie pani w stu procentach pewna swojej decyzji. – McGonagall wstała z krzesła chcąc pożegnać uczennicę.

— Pani profesor – Miona nie chciała tak tego zostawiać. Liczyła na jakieś wsparcie ze strony opiekunki. – Może mogłaby pani jakoś mi doradzić. – Łzy same poleciały z jej oczu.
                
— Proszę nie płakać, panno Granger – podała jej chusteczki i usiadła obok dziewczyny. – Uważam, że Hogwart to dla pani ogromna szansa. Niewiele dzieci mugolskich rodzin dostępuje podobnego zaszczytu. Proszę to wziąć pod uwagę. Jednak nie bronię pani rezygnacji z nauki. Bardzo możliwe, że zmiana otoczenia to zbyt duży szok. Ale nie wydaje mi się, by właśnie to było przyczyną pani niepewności. Mam informacje, iż miała pani już wcześniej kontakt z magią, prawda?
                
—Tak. – Jedenastolatka otarła ostanie łzy. Teraz już w ogóle nie wiedziała, co myśleć o tej sytuacji. McGonagall zupełnie zmieniła jej spojrzenie. —  Powinnam to jeszcze przemyśleć.


— Zgadzam się – teraz już znacznie milszym głosem nauczycielka zwróciła się do Miony. Pomogła jej się ogarnąć i odprowadziła ją do wieży Gryffindoru.

*** 

Dedykacja: Vikta ^^ Ostatnio tylko jeden komentarz. Więc rozdział dedykuję właśnie temu jedynemu czytelnikowi. 
A kolejna notka będzie zadedykowana osobie, która wymyśli ciekawy tytuł dla tego rozdziału. Niech będzie to taki mały konkurs :) Mam nadzieję, że ktoś w ogóle weźmie udział :P

6 komentarzy:

  1. Pierwsza! Pierwsza! Pierwsza! Cieszę się jak małe dziecko... No ale cóż. Długo mnie nie było z powodów prywatnych. Na szczęście udało mi się nadrobić już u cb rozdziały. Widzę że nie próżnowałaś... :) To dobrze. Czekam na nn i zapraszam do siebie gdzie pododawałam już rozdziały :)

    Całuję.
    Melania Zabini

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło Cię tu widzieć. Niestety mam u Ciebie nie małe zaległości, ale postaram się wszystko jak najszybciej nadrobić.
      A masz jakiś pomysł na tytuł tego rozdziału?
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. druuga (chyba...) tak więc rozdział z poprzedniej wersji ale to rozumiem. Aidan mnie zaskoczył i mam nadziję na wątek miłosny... och. jak jak uwielbiam takie wątki!!! tytuł? może "miłosc i niepewnosc? albo "problemy dnia codziennego", "natrętny krukon i zagubiona gryfonka", "krukon, eliksir i niepewnosc"
    jeju! mam tyle pomysłow a Ty tego nie nazwałas???
    okok. sama wiem że to niełatwe.
    a jak tam wiersz? nie uwierzysz ale ostatnio mam wenę!!!
    no to pa, lecę pisac moje ff....
    całuski i weny
    Romilda Asteria Ellis
    micmilde.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aidan to nowa postać, która w poprzedniej wersji się nie pojawiła. Zapewne trochę namiesza :)
      Wezmę pod uwagę twoje propozycje na tytuł. Cieszę się, że masz tyle pomysłów. Niestety, ale ja czasami po prostu nie potrafię nazwać rozdziału. Nic mi nie pasuje. Dlatego poprosiłam o pomoc.
      Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci, aby wena Cię nie opuszczała przez długi czas.

      Usuń
  3. Pewnie mnie nie pamiętasz, ale powoli wracam do blogowania. Niedługo nowy post na- http://fransessa-gellner.bloog.pl/
    PS- zaległości nadrobiłam i jestem na bierząco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ skąd. Pamiętam bardzo dobrze. Cieszę się, że tu wpadłaś i powracasz do pisania.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń

Dziękuję za pozostawienie komentarza.