Krukonki z pierwszego roku jeszcze smacznie spały,
kiedy do ich dormitorium zaczęły wkradać się pierwsze promienie jesiennego
słońca. Tylko jedna ślepo wpatrywała się w sufit nie zwracając uwagi na
rzeczywistość. Była zaklęta we własnym świecie. Przestrzeni myśli i pytań, na
które nie można znaleźć odpowiedzi. Całą noc próbowała odegnać wszelkie znaki
zapytania i odpocząć. Zmieniała nerwowo pozycję. Szukała wytchnienia od
natrętnych obrazów pojawiających się w jej umyśle. Na nic były wszelkie próby.
Nie spała. I poczuła ulgę, kiedy zaczęło się rozjaśniać na dworze. To znaczyło,
że nareszcie dobiegał końca ten męczący czas.
Nie chcąc budzić
koleżanek, którym tak zazdrościła spokojnego snu, po cichu wymknęła się z
sypialni. W łazience przebrała się w dres. Skoro nie mogła spać, postanowiła
pójść pobiegać. Może niejakie zmęczenie pozwoli jej później zasnąć.
Dziewczyna w niebieskim
stroju sportowym przemknęła cichymi korytarzami zamku do sali wejściowej. Na
szczęście drzwi były już otwarte i nie musiała się martwić, że będzie zmuszona
pozostać w zamku aż do śniadania. Wyszła na błonia. Słońce dopiero wschodziło.
Jasne promienie przenikały przez cienką warstwę chmur. Widok wspaniały. Tylko
temperatura o brzasku nie była zbyt przyjemna. Chłodne powietrze otarło się o
bledziutką w tym świetle twarz, wywołując na całym ciele nieznaczny dreszcz.
Ale to nie przeszkadzało Nice. Musiała się wyrwać. A ta jesienna pogoda tylko
ją utwierdziła w tym, że poranny jogging to dobry pomysł. Ruszyła więc powolnym
truchtem w stronę jeziora.
Biegła tak wsłuchując
się w śpiew ptaków. Nareszcie poczuła się swobodnie. Wcześniej nawet by jej
przez myśl nie przeszło, że mury Hogwartu będą ją dusić. Nie wiedziała dlaczego
tak się działo. Zawsze z entuzjazmem podchodziła do edukacji w Szkole Magii i
Czarodziejstwa. Wręcz nie mogła się doczekać, kiedy otrzyma list. Tak bardzo
się cieszyła, gdy i Hermiona takowy dostała. Była przekonana, że to będą ich
najlepsze lata. Ale po ceremonii przydziału wszystko się zawaliło. Nie tak to
sobie wyobrażała. Miały być w jednym domu. Razem uczestniczyć w zajęciach.
Spędzać wolny czas w pokoju wspólnym. A co się okazało? Zostały rozdzielone. Z
trudem wyłuskiwały ze swych grafików wolne chwile na spotkania. I jeszcze ten
nauczyciel eliksirów. Nika myślała, że będzie to jej ulubiony przedmiot. W domu
miała wiele do czynienia z różnymi miksturami. Lubiła towarzyszyć ojcu w jego
pracy nad nowymi antidotami. Z uśmiechem słuchała opowiadań matki na temat
najwybitniejszego alchemika wszechczasów. Marzyła, by być taką, jak Nicolas
Flamel. Ale Severus Snape pokrzyżował jej wszystkie plany. Nagle zdała sobie
sprawę, że przez niego może znienawidzić tę wspaniałą sztukę warzenia
eliksirów. Bo jak ona wytrzyma jego wredny charakter? Tym bardziej, iż okazał
się jej stryjem.
— Małe dziewczynki nie
powinny o tak wczesnej porze samotnie przebywać poza zamkiem.
Nika przestraszyła się
nie na żarty. Była zajęta własnymi myślami, gdy nagle złapał ją ktoś za ramię i
przemówił w tak dziwny sposób. Odruchowo wyrwała się z mocnego uścisku
starszego chłopaka i cofnęła o kilka kroków. Wysoki młodzieniec o krótko
ściętych włosach widząc strach w oczach czarnowłosej natychmiast ją uspokoił.
— Przepraszam, nie
chciałem cię wystraszyć. Nie musisz się mnie bać. Jestem Aidan. Krukon z
trzeciego roku. – Przedstawił się wyciągając rękę do jedenastolatki.
— Nika Snape. – Z
większą pewnością siebie uścisnęła dłoń chłopaka.
— Czy ty i profesor…?
— Nie. To tylko
zbieżność nazwisk – dziewczyna bez zająknięcia skłamała, by tylko nie wdawać
się w dalsze dyskusje na ten temat.
— Ach… — Szatyn o
bursztynowych oczach był nieco zawiedziony taką odpowiedzią, ale nie wnikał.
Zmienił temat, by powtórnie nie wystraszyć jedenastolatki, tym razem
nachalnością. – A więc, co robisz o tak wczesnej porze sama, nad jeziorem?
— Z nieba spadłeś?
Biegałam przecież. Nie szedłeś za mną?
— Ależ ty się czepiasz
szczegółów. Chciałem po prostu jakoś zacząć rozmowę – próbował się tłumaczyć,
ale Nika i tak uważała, że to dość podejrzana sytuacja. Czyżby była aż tak
zamyślona, żeby się nie zorientować, że ktoś za nią podążał?
— Jestem zmęczona.
Miałam bezsenną noc.
— Cóż za zbieg okoliczności.
Również od wieczora nie zmrużyłem oka. – Aidan próbował jakoś znaleźć wspólny
język z nową koleżanką, ale robił to dość nieudolnie.
— Będę już wracać. Może
przed zajęciami jeszcze się zdrzemnę – spławiła go. Bez żadnych gestów
pożegnania zawróciła i pobiegła z powrotem do zamku. Jednak jej samotność nie
trwała długo. Chłopak ocknął się z niejakiego zamyślenia i pobiegł za Niką.
— Odprowadzę cię. Z
jakiego jesteś domu?
Co za natrętny człowiek – pomyślała w duchu, ale grzecznie
odpowiedziała na jego pytanie:
— Z Ravenclawu.
— W takim razie możesz
być pewna, że bezpiecznie cię dotransportuję przed same drzwi dziewczęcej
sypialni. – Teraz już nie mogła mu odmówić.
~~*~~
Kamiennymi
schodkami schodziła ostrożnie w dół. Czuła przenikliwy chłód bijący od
obdrapanych murów. Oblekał jej ciało, ale również serce. Przerażało ją to
dziwne uczucie. Nigdy nie doświadczyła niczego podobnego. Czy był to strach?
Jeżeli nawet, to w nadzwyczajnej formie. Mimo wielu wątpliwości, dziewczyna nie
zrezygnowała. Powoli zagłębiała się w mrok lochów.
Kiedy
dotarła na miejsce, prewencyjnie obejrzała okolicę. Nie chciała, by ktokolwiek
ją tam widział. Upewniwszy się, że jednak jest sama, cichutko zapukała do
drzwi, by chwilę potem je otworzyć. Wtargnęła do ciasnego pomieszczenia
wypełnionego odurzającymi oparami. Już miała się przebić przez cienką mgiełką,
gdy kilka metrów od siebie dostrzegła blond chłopca opierającego się o stare
biurko. Przez myśl przemknął jej pomysł, by się wycofać, jednak było już na to
zapóźniona. Blondyn i mężczyzna, którego twarz okalały strąki tłustych włosów,
skupili swoją uwagę na małej dziewczynce.
—
Dzień dobry, profesorze – Nika wydusiła z siebie uprzejme powitanie
bagatelizując obecność Malfoya. Pewnym krokiem przysunęła się do najwyższego regału
zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę cała trójka stała w milczeniu. W końcu
młody Ślizgon i jego wychowawca zignorowali obecność Krukonki i wrócili do
rozmowy, co jeszcze bardziej wyprowadziło z równowagi czarnowłosą. Przecież już
siódma wieczorem. Chyba nie wymyśliła sobie tego szlabanu. Byli umówieni.
—
Witam panno Snape. – Nareszcie się do niej zwrócił. – Malfoy – wskazał wymownie
na drzwi i poczekał, aż Ślizgon opuści gabinet. Wtedy niemalże niedostrzegalnym
gestem zaprosił Nikę, by usiadła na niestabilnym krześle przy biurku. Sam zajął
miejsce po drugiej stronie stołu i zaczął wypełniać jakieś papiery. Po raz
kolejny zapadła niezręczna dla jedenastolatki cisza. Naprawdę nie wiedziała,
czego się spodziewać. A ta niepewność tylko niepotrzebnie ją drażniła.
—
Przepraszam – nie wytrzymała dalszego milczenia.
—
Dobrze. W takim razie zaczynamy – Snape kompletnie ją zignorował. Wiedział, że
dziewczyna chciałaby porozmawiać o rodzinie. Ale on nie miał zamiaru odpowiadać
na jej pytania. Wolał raczej przewodzić temu wieczorowi, niż przekazać pałeczkę
młodocianej przestępczyni łamiącej szkolny regulamin. – Przygotujesz mi pewien
eliksir – kontynuował. – Szlaban potrwa tak długo, aż ci się uda bezbłędnie go
uwarzyć. – Machnął niedbale różdżką wyczarowując na stole kociołek.
Phi – pomyślała – co to ma być za szlaban? Nika miałaby sobie nie poradzić z
przygotowaniem mikstury? Akurat w te klocki jest całkiem niezła.
—
Jednak nie myśl sobie, że zadam ci jakiś łatwy wywar. Na pewno nie będzie to na
poziomie klasy pierwszej. – Ciągnął myśląc, że uda mu się odebrać uczennicy
pewność siebie. – Tutaj masz przepis – podał jej obdartą książkę. – A potrzebne
składniki znajdziesz na półkach. Czas start.
Mistrz
Eliksirów wrócił do swojego monotonnego zajęcia sprawdzania esejów, a Nika
zajrzała do księgi. Spojrzała na nagłówek. Aż otworzyła usta ze zdziwienia, co
nie uszło uwadze profesora. Nic nie mówiąc tylko wykrzywił usta w drwiącym
uśmiechu. Esencja szczęścia?
Dziewczyna nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że coś takie może
istnieć. Pośpiesznie objęła wzrokiem ingrediencje i z miną powątpiewania
zabrała się do pracy. Przecież to nie
może być aż takie trudne. – Przekonywała samą siebie.
***
Hermiona
siedziała zamyślona przed kominkiem. Kątem oka spoglądała na Rona. Żałowała, że
musi znosić akurat jego towarzystwo. Odkąd Harry leżał w skrzydle szpitalnym,
Rudzielec właśnie do niej się przyczepił. A ona wolałabym wolny czas spędzać ze
swoją przyjaciółką. Jednak dyrektor nie zgodził się, by Nika została przeniesiona
do Gryffindoru. Obie był w tej sprawie w jego gabinecie. Ale na nic się zdały
przekonywania i oczy błyszczące od łez. Z decyzją Tiary trzeba się pogodzić.
Od
tamtej chwili Miona straciła cały zapał. Już się tak nie ekscytowała światem
magii. Zrozumiała, że nie jest on wcale taki idealny, jak mogłoby się wydawać.
Co prawda wszystko w nim jest tak odmienne, ale to nie znaczy, iż lepsze. Kiedy
była sama w dormitorium, płakała. Chciała wrócić do mugolskiej szkoły. Miała
dość Hogwartu i tych dziwacznych lekcji. Pragnęła normalności. Nikomu o tym nie
mówiła, nawet Nice, ale nie czuła się w tej szkole dobrze.
Uderzona
nagłą myślą zerwała się z fotela. Wybiegła z impetem przez dziurę w portrecie.
Odprowadzał ją krzyk Ronalda – Dokąd
lecisz? Nie było czasu na odpowiedź. Poza tym sama jeszcze nie wiedziała,
gdzie tak śpieszy.
—
Panno Granger – zatrzymał ją stanowczy ton McGonagall. – Proszę uważać. O mało
nie zostałam potrącona. Ktoś panią goni?
—
Przepraszam. Ja właśnie do pani szłam.
—
Biegłaś, moja droga, biegłaś. – Jak zawsze idealna, profesor sprostowała
wypowiedź szatynki. – Zapraszam do gabinetu. Tam porozmawiamy.
Minerwa
McGonagall zaprowadziła Hermionę do swojego kabinetu. Kazała jej usiąść na
sofie, a sama spoczęła za biurkiem.
—
W czym więc rzecz, panno Granger? – Zapytała oficjalnie.
—
Bo ja… — Miona nie bardzo wiedziała od czego powinna zacząć. Zastanawiała się,
czy faktycznie powinna cokolwiek mówić. – Nie jestem pewna, czy się tutaj
nadaję – wyrzuciła z siebie na wydechu.
—
Co też pani wygaduje? – McGonagall nie tego spodziewała się po uczennicy.
Sądziła, że Hermiona przybywa do niej z bardziej kuriozalnym problemem.
—
Nie odnajduję się tutaj. Czuję się jakoś dziwnie. Inne otoczenie, inni ludzie.
To mnie przerasta. – W końcu mogła komuś to powiedzieć. – Ja tutaj nie pasuję.
—
Czy chce pani mi powiedzieć, że pragnie opuścić Hogwart?
—
Tak, chyba tak.
—
Nie jest pani do końca przekonana. W takim razie proszę do mnie przyjść, jeśli
będzie pani w stu procentach pewna swojej decyzji. – McGonagall wstała z
krzesła chcąc pożegnać uczennicę.
—
Pani profesor – Miona nie chciała tak tego zostawiać. Liczyła na jakieś
wsparcie ze strony opiekunki. – Może mogłaby pani jakoś mi doradzić. – Łzy same
poleciały z jej oczu.
—
Proszę nie płakać, panno Granger – podała jej chusteczki i usiadła obok
dziewczyny. – Uważam, że Hogwart to dla pani ogromna szansa. Niewiele dzieci
mugolskich rodzin dostępuje podobnego zaszczytu. Proszę to wziąć pod uwagę.
Jednak nie bronię pani rezygnacji z nauki. Bardzo możliwe, że zmiana otoczenia
to zbyt duży szok. Ale nie wydaje mi się, by właśnie to było przyczyną pani
niepewności. Mam informacje, iż miała pani już wcześniej kontakt z magią,
prawda?
—Tak.
– Jedenastolatka otarła ostanie łzy. Teraz już w ogóle nie wiedziała, co myśleć
o tej sytuacji. McGonagall zupełnie zmieniła jej spojrzenie. — Powinnam to jeszcze przemyśleć.
—
Zgadzam się – teraz już znacznie milszym głosem nauczycielka zwróciła się do
Miony. Pomogła jej się ogarnąć i odprowadziła ją do wieży Gryffindoru.
***
Dedykacja: Vikta ^^ Ostatnio tylko jeden komentarz. Więc rozdział dedykuję właśnie temu jedynemu czytelnikowi.
A kolejna notka będzie zadedykowana osobie, która wymyśli ciekawy tytuł dla tego rozdziału. Niech będzie to taki mały konkurs :) Mam nadzieję, że ktoś w ogóle weźmie udział :P
Pierwsza! Pierwsza! Pierwsza! Cieszę się jak małe dziecko... No ale cóż. Długo mnie nie było z powodów prywatnych. Na szczęście udało mi się nadrobić już u cb rozdziały. Widzę że nie próżnowałaś... :) To dobrze. Czekam na nn i zapraszam do siebie gdzie pododawałam już rozdziały :)
OdpowiedzUsuńCałuję.
Melania Zabini
Jak miło Cię tu widzieć. Niestety mam u Ciebie nie małe zaległości, ale postaram się wszystko jak najszybciej nadrobić.
UsuńA masz jakiś pomysł na tytuł tego rozdziału?
Pozdrawiam
druuga (chyba...) tak więc rozdział z poprzedniej wersji ale to rozumiem. Aidan mnie zaskoczył i mam nadziję na wątek miłosny... och. jak jak uwielbiam takie wątki!!! tytuł? może "miłosc i niepewnosc? albo "problemy dnia codziennego", "natrętny krukon i zagubiona gryfonka", "krukon, eliksir i niepewnosc"
OdpowiedzUsuńjeju! mam tyle pomysłow a Ty tego nie nazwałas???
okok. sama wiem że to niełatwe.
a jak tam wiersz? nie uwierzysz ale ostatnio mam wenę!!!
no to pa, lecę pisac moje ff....
całuski i weny
Romilda Asteria Ellis
micmilde.blogspot.com
Aidan to nowa postać, która w poprzedniej wersji się nie pojawiła. Zapewne trochę namiesza :)
UsuńWezmę pod uwagę twoje propozycje na tytuł. Cieszę się, że masz tyle pomysłów. Niestety, ale ja czasami po prostu nie potrafię nazwać rozdziału. Nic mi nie pasuje. Dlatego poprosiłam o pomoc.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci, aby wena Cię nie opuszczała przez długi czas.
Pewnie mnie nie pamiętasz, ale powoli wracam do blogowania. Niedługo nowy post na- http://fransessa-gellner.bloog.pl/
OdpowiedzUsuńPS- zaległości nadrobiłam i jestem na bierząco
Ależ skąd. Pamiętam bardzo dobrze. Cieszę się, że tu wpadłaś i powracasz do pisania.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)