21 grudnia 2013

Rozdział XII - To nie tak miało być

— Nika! Gdzie byłaś cały wieczór? – zapytała z obrażoną miną Padma, kiedy obudziwszy się dojrzała koleżankę w łóżku obok. Swoim donośnym głosem obudziła resztę współlokatorek. Wszystkie przymrużonymi oczami spoglądały teraz w stronę  czarnowłosych pierwszoklasistek. – Hermiona cię szukała. Ponoć Potter… — Nie zdołała już dokończyć, gdy zorientowała, się, że wszyscy obecni słuchają jej z uwagą. – Nie macie swoich zajęć? A z tobą, to sobie zaraz porozmawiamy. – Ostatnie zdanie skierowała bezpośrednio do panienki Snape.
                
W wielkiej sali jak zawsze panował gwar. Ale nikomu to nie przeszkadzało. O tej porze dnia uczniowie myśleli tylko o tym, by coś pożywnego zjeść przed całym dniem ciężkiej pracy. A było w czym wybierać. Stoły były suto zastawione. Smażone kiełbaski ociekały tłuszczem. Jajecznica porażała swoim intensywnym kolorem. Zarumienione tosty aż się prosiły, by posmarować je którymś z owocowych dżemów. A nad tym wszystkim unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy. Było też ciepłe kakao i sok dyniowy, tak uwielbiany przez Nikę.
                
— Hermiona cię szukała – tym razem Padma sprawdziła, czy nikt z osób postronnych nie jest zainteresowany rozmową dziewczyn i kontynuowała. – Potter wyszedł już ze skrzydła szpitalnego. 
                
Hermiona. Harry. Nika na śmierć zapomniała o swoich gryfońskich kolegach. Były z Hermioną umówione. Miały wraz z Ronem przygotować niespodziankę dla Harry’ego z okazji jego powrotu do szkoły. A ona zamiast przywitać Pottera, uganiała się za Malfoyem. Miona jej tego nie wybaczy. Ona sama sobie tego nie wybaczy. Jak mogła tak głupio postąpić? Myślała wówczas tylko o sobie. A przyjaciele odeszli na dalszy plan. I co Harry sobie o niej pomyślał? Już tak dobrze się dogadywali. Wspólnie spędzony czas w skrzydle szpitalnym bardzo ich do siebie zbliżył. Zdążyli się całkiem dobrze poznać. Świetnie się dogadywali. Czuli się swobodnie w swoim towarzystwie. Już prawie mogli się nazwać przyjaciółmi. Nika powiedziała mu o swoich rozterkach w sprawie profesora Snape’a. On ją podniósł na duchu. I jak mu się odpłaciła? Zawiodła ich wszystkich. Nawet Padma na nią rano naskoczyła.
                
— Całkiem o nich zapomniałam przez tego Malfoya – w natłoku myśli nie zorientowała się, że wypowiedziała te słowa na głos.
                
— O czym ty mówisz? – Zapytała już całkiem wyprowadzona z równowagi Patil.
                
— Co? Coś ci się przesłyszało. Nic nie mówiłam – młoda Krukonka jakoś próbowała zamazać tamte słowa. Nie chciała nikomu opowiadać wczorajszego wieczoru. Najchętniej sama by go wyrzuciła z pamięci. Przez to nie było jej przy powitaniu Harry’ego.
                
— Nika, wiem, co słyszałam. Może w końcu powiesz mi, gdzie wczoraj byłaś?
                
— Miałam szlaban u profesora eliksirów. – Odpowiedziała ciesząc się, że nie musi w tej chwili kłamać.
                
— A co z tym wszystkim ma wspólnego Malfoy? – Jednak Padma nie dawała za wygraną.
                
— O co tobie chodzi? Jaki Malfoy?
                
— Nie chcesz, to nie mów, ale ja myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami i nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. – Mówiąc te słowa o mało się nie rozpłakała. Ale kiedy, zostawiając na talerzu nadgryzioną kromkę wyszła szybkim krokiem z wielkiej sali, łzy zaczęły ciurkiem lecieć po jej policzkach. Nika jakby w ogóle się tym nie przejęła i dalej męczyła jajecznicę. Nie miała ochoty za nią iść. Nie zamierzała jej przepraszać. Nic nie zrobiła. Nic takiego nie powiedziała. Poza tym Nika ma tylko jedną przyjaciółkę – Hermionę.
                
Muszę ją przeprosić za wczoraj. Napadła ją nagła myśl. Zerwała się z ławy, potrącając przy tym małą Lavenę, która wylała przez to na siebie kakao. Ominęła zgrabnie stół Puchonów i podeszła do Gryfonów. W tłumie jedzących odszukała postać swojej przyjaciółki. Podeszła do niej niepewnie. Nie wiedziała, jak Hermiona może zareagować na jej widok. W końcu wczoraj Nika nie stawiła się w umówionym miejscu i nie poinformowała Miony o zmianie planu. Brązowooka musiała być na nią wściekła. Temu nikt nie może zaprzeczyć.
                
— Miona? – Zawołała ją skruszonym głosikiem. Panna Granger odwróciła się w jej stronę. Zmierzyła przyjaciółkę ostrym spojrzeniem, poczym łagodnym tonem zaprosiła ją, by usiadła obok. Już nic nie musiała mówić. Nika wiedziała, że jej przebaczyła. A myślała, że będzie dużo gorzej. I wcale się nie myliła. Bo kiedy dosiadła się do stołu Gryfonów, szatynka zaczęła swój monolog.
                
— Czekaliśmy wczoraj na ciebie. Specjalnie wyciągnęliśmy Harry’ego z tłumnego pokoju wspólnego, bo uwierz, wszyscy czekali na jego powrót, a potem zaprowadziliśmy go do tamtej klasy i co? Nie ma ciebie. Myśleliśmy, że może trochę się spóźnisz. Bo ty zawsze dotrzymywałaś słowa. Ale przesiedzieliśmy tam dwie godziny na marne. Nie zjawiłaś się. Zawiodłam się na tobie. Zmieniłaś się.
                
Nika siedziała w towarzystwie rozpromienionych Gryfonów. Wśród uczniów toczyły się najróżniejsze rozmowy. Jedni szeptali, ale inni się przekrzykiwali. A dziewczyna potrzebowała teraz spokoju. Słowa Hermiony były dla niej niczym tępy nóż wpijający się w plecy. Wszystkie zapachy się ze sobą mieszały. Myśli kotłowały. W jednej chwili jedenastolatce zrobiło się słabo. Pojawiły się znienacka mdłości. Głowa pękała. Na dodatek burczało jej w brzuchu, bo przez to wszystko nie zdążyła porządnie się najeść. Blada na twarzy, nic nie mówiąc do właśnie przybyłych Rona i Harry’ego, powolnym krokiem opuściła pomieszczenie. Szła jak w transie przez szkolne korytarze. Potykała się o nerwowych uczniów, ale nic sobie z tego nie robiła. Miała jakiś cel, do którego podążała. Co to za cel? Sama jeszcze nie wiedziała.
                
W przeciągu nawet nie doby, posypało się jej życie. Zawiodła wspaniałych ludzi. Straciła koleżankę i najlepszą przyjaciółkę. Zrozumiała, że została sama. A jeszcze niedawno martwiła się o Hermionę, że sama sobie nie poradzi w tym nowym świecie. I jak jej pomogła? Odwracając się od niej. Jak mogła tak zapomnieć o tamtym spotkaniu? Gdyby nie…
                
Nie. Już nie miała żadnych wymówek. Wszystko było jej winą. Sama doprowadziła się do takiego stanu. Musi więc cierpieć.
                
Wtem zabrzmiał szkolny dzwonek. Nika obudziła się z zamyślenia. Powinna pójść na transmutację. Ale gdzie ja zostawiłam podręcznik? Gorączkowo szukała we wspomnieniach, gdzie po raz ostatni widziała książkę od transmutacji, gdy złapała ją za rękę Lavena. Zaskoczona czarnooka pospieszyła za rówieśniczką.
                
— Nika, szybciej. McGonagall już pewnie czeka.
                
— Ale ja nie mam swojej torby.
                
— Później. Pożyczę ci swój podręcznik.
                
Dziewczyny czym prędzej pospieszyły do klasy. Nauczycielka rzeczywiście już czekała, by rozpocząć lekcje. Na szczęście uczniowie jeszcze nie zdążyli się ogarnąć i opiekunka Gryffindoru nie zauważyła dwóch spóźnialskich przemykających do pustej ławki pod oknem.
                
— Moje miejsce jest… tam. – Nika odwróciła się do tyłu. Ale ławka, w której ostatnio siedziała z Hermioną, była zajęta przez dwie dziewczyny, z którymi zdążyła się już dziś pokłócić. Kiedy zobaczyła je razem, uśmiechnięte, zwątpiła. Bez słowa usiadła obok Laveny. Nie przepadała za nią w pierwszych dniach szkoły. Nie lubiła jak mała za nią latała i pytała o zajęcia. Lecz teraz była jej wdzięczna, że mimo wszystko, pomogła Nice.
                
— Dzisiaj zajmiemy się przemianą kociego włosa w ziarnko piasku – rozpoczęła lekcję McGonagall. W klasie zapadła cisza. Nikt nie śmiał przerywać tej surowej nauczycielce. Uczniowie czuli przed nią respekt. – Nie sądzę, żeby komukolwiek udało się to już na pierwszej lekcji, ale ćwiczenia to podstawa do osiągnięcia wyznaczonego celu.
                
Przez te wszystkie przeżycia Nika nie miała najmniejszej ochoty na naukę. Pewnie gdyby nie Lavena, w tym czasie szukałaby swojej torby i miała gdzieś transmutację. Ale skoro już przyszła na zajęcia, nie mogła przecież tak bezczynnie siedzieć. Aby nie wzbudzić podejrzeń McGonagall zaczęła wymachiwać różdżką nad długim włosem i mamrotać durne zaklęcie. Niestety jej plan był do niczego. To właśnie na niej skupiła swoją uwagę profesor. Dumnym krokiem podeszła do uczennicy. Spojrzała na nią zatroskanym wzrokiem i zapytała:
                
— Panienko Niko, źle się pani czuje?
                
— Nic mi nie jest, pani profesor. – Powiedziała to, co chciałaby czuć.
                
— Proszę udać się do skrzydła szpitalnego. – Rozkazała, a Nika uśmiechnęła się w duchu i chowając różdżkę za pazuchę wyszła z klasy.  
                
Na holu było cicho jak makiem zasiał. Wszyscy uczniowie skryli się w salach lekcyjnych. Krukonka ruszyła w stronę skrzydła szpitalnego. Ale wcale nie zamierzała się tam meldować. Chciała po prostu trochę pospacerować po zamku i pomyśleć. A potem może uda się do Flitwicka i poprosi o zwolnienie do końca dnia. Była dobita. I tak nie potrafiłaby myśleć na lekcjach. Czuła się fatalnie.
                
Echo jej kroków nieustannie za nią podążało. Jednak dziewczyna się tym nie przejmowała. Wiedziała, że i tak jej nikt nie usłyszy. Nie bała się więc, że ktoś mógłby ją przyłapać na włóczeniu się po zamku w czasie zajęć. Pewnym krokiem szła w nieznane. Nie wyznaczyła sobie żadnego celu. Byle dalej od tłumu. Chciała być sama. Chciała jakoś odpocząć od natłoku zdarzeń. Nadal widziała przed oczami wściekłego Snape’a wybiegającego z gabinetu. Będzie musiała do niego w końcu pójść, by się dowiedzieć, jak to wszystko się skończyło. Czy Malfoy wie o ich powiązaniach rodzinnych? Ile zdążył podsłuchać? I wreszcie, czy zachowa te informacje dla siebie?
                
Czasami nawet myślami można wywołać wilka z lasu. W tej chwili pojawił się przed Niką dumnie wypinający pierś Ślizgon.
                
— Kogo ja tu widzę? Wagary, tak? – Oparł się o ścianę i czekał na jakąś reakcję dziewczyny.
                
— Przestań, Malfoy… — Choć wczoraj chciała go za wszelką cenę znaleźć i może nawet pokusiła się o myśl, by go jakoś skrzywdzić, dzisiaj nie miała najmniejszej ochoty wdawać się w żadne dyskusje. Pragnęła odrobiny samotności. Ale widocznie w tym zamku nie było miejsca, gdzie można posiedzieć w ciszy i zapomnieć o rzeczywistości. – Nie chce mi się z tobą gadać. – Odwróciła się do niego plecami.
                
— Myślisz, że mnie to sprawia jakąś przyjemność?
                
— O co więc chodzi? – Znów stała z nim twarzą w twarz. Może faktycznie miał do niej jakąś sprawę? A nuż chodziło o wczorajszy wieczór. Co za obślizgły typ… Patrząc na niego, szło jej na wymioty.
                
— Twój stryjaszek cię wzywa – zaśmiał się, cokolwiek miało to znaczyć.
                
— To wszystko, tak? – Starała się nie okazywać żadnych emocji. Już wiedziała, że zanosi się na kontynuację wieczornej rozmowy. Cieszyła się w duchu jednocześnie będąc przestraszoną. Miała nadzieję, że Malfoy zaraz ją zostawi, a ona będzie mogła dać upust swym emocjom. Ale najwyraźniej się na to nie zanosiło. Blondyn niewzruszony stał pod ścianą i tylko się jej przyglądał kiwając z niedowierzaniem głową.
                
— Miałem cię do niego zaprowadzić. A wiesz, że nie lubię marnować swojego cennego czasu na takie błahostki, więc się pośpiesz.
                
Nie czekając aż Malfoy się ruszy, szybkim krokiem skierowała się w stronę lochów. Nie miała zamiaru iść z tym idiotą. Więc jej krok graniczył z truchtem a nawet biegiem. Chciała jak najszybciej dotrzeć do gabinetu Mistrza Eliksirów, choć to miejsce przyprawiało ją o nieprzyjemny dreszcz. Byle dalej od Ślizgona.
                
Zatrzymała się dopiero przed niepozornymi drzwiami. Zapukała trzy razy nie zwracając uwagi na młodego Malfoya, który dopiero ją doganiał. Ponieważ zbliżał się co raz szybciej, bez zaproszenia wparowała do środka, zamykając za sobą z trzaskiem drzwi.
                
— Dzień dobry, profesorze. Chciał pan ze mną rozmawiać.
                
— Dzień dobry, siadaj – wskazał jej to chybotliwe krzesło. – A gdzie Malfoy? – I wtedy do ciasnego gabinetu wpadł zdyszany Ślizgon. – Zapraszam, panie Malfoy. – I jemu wskazał krzesło, które właśnie pojawiło się obok tego, na którym zdążyła już spocząć Nika.
                
Jeszcze jego tutaj brakowało… Co też stryjek kombinuje?

— Panno Snape – profesor znów zabrał głos. – Pan Malfoy chciał coś pani powiedzieć – i spojrzał wymownie na swojego podopiecznego.
                
Nika była w totalnym szoku. Co on mógł mieć jej do powiedzenia?
                
— Nikomu nie powiem o twojej rozmowie z profesorem – oznajmił od niechcenia wlepiając już nie tak odważny wzrok w posadzkę.
                
— Panno Snape – teraz stryjek zwrócił się do dziewczyny – proszę się nie martwić, że ta tajemnica przestanie być tajemnicą. Zapewniam, że pan Malfoy nikomu nie powie o podsłuchanej rozmowie. Dobrze wie, że wczoraj złamał regulamin. To wszystko – dodał po chwili. – Możecie wracać na lekcje. – Nika dostrzegła zgrabny ruch jego ręki, co sprawiło, że otworzyły się drzwi. Gest ten był jednoznaczny z wyproszeniem ich z jego królestwa. A oni nie zamierzali sprzeciwiać się jego woli. Malfoy został wystarczająco upokorzony. Najprawdopodobniej nigdy nie powie o tym rodzicom. Zhańbiłby się do reszty. Ojciec na pewno nie byłby wówczas dla niego wyrozumiały. Zaś Nika poczuła nieodpartą chęć na drzemkę. Wyszli z gabinetu. Kiedy wrota do jaskini nietoperza się zatrzasnęły, Krukonka tylko wyraziła swoją wdzięczność ku blondynowi:
                
— Dziękuję za dyskrecję.
                
— Nie przesadzaj, co? Bo mój stosunek do ciebie przez to się nie zmieni.
                
— Nawet tego nie pragnęłam. Możesz się wypchać swoimi stosunkami. Po tym wszystkim…

***
Przyjaciółko!
                Dobrze wiesz, że byłam zafascynowana magią. Poznanie Ciebie było niesamowitym przeżyciem. Pokazałaś mi inny świat. Opowiadałaś o nim z takim entuzjazmem… Mówiłaś o pozytywach i rzeczach wręcz niemożliwych. Często uważałam te opowieści za jakąś piękną bajkę. Takie marzenie nie do spełnienia. Nic więcej. Dlaczego? Mama wiele razy powtarzała mi, że nie ma idealnego świata, a ja ją kocham. Wierzyłam jej bezgranicznie. Miałam więc mnóstwo mieszanych uczuć. Ty byłaś realna. Nie mogłaś więc wymyślić nierealnego świata. Tym bardziej, że sama pokazywałaś mi dowody. Choćby tamte książki z ruchomymi obrazkami. Niestety ja nie zawsze ci wierzyłam. Po prostu nie mogłam tego pojąć. Wychowałam się w końcu w rodzinie mugoli, więc chyba mnie rozumiesz… I wtedy dostałam list z Hogwartu. Moje życie diametralnie się zmieniło. Przekonałam się o Twojej racji. Byłam w siódmym niebie. Bo razem z Tobą mogłam odkrywać nową dla mnie rzeczywistość. Moje marzenie zaczęło się spełniać. Jednak niedługo trwała moja euforia. Tutaj poznałam magię, tą prawdziwą, a nie z opowiadań. Nie uważam, że Twoje opowiadania były nieprawdziwe, ale jak każdy chciałaś zareklamować swój świat i pokazywałaś go z jak najlepszej strony. Jednak mama miała rację. Nie istnieją rzeczy idealne. Liczyłam, że tutaj moje mugolskie problemy znikną. Tak się też stało. Niestety wraz z ich odejściem pojawiły się nowe problemy i wątpliwości. Czuję się wśród was dziwnie. Wiem, że jestem inna. Nie rozumiem tego świata. Odchodzę.

Hermiona

***

Dedykacja: rosmaneczka. Czytając Twoje opowiadanie wena przychodzi sama. Dziękuję :)
Podoba mi się ten rozdział. Dużo w nim emocji. Tak mnie się przynajmniej wydaje.
A teraz chciałabym Wam jeszcze złożyć najserdeczniejsze życzenia świąteczne. Aby był to radosny i ciepły czas spędzony w gronie najukochańszych osób (i pupili również :P) Wesołych Świąt!

5 komentarzy:

  1. Więc jestem :). Pisałaś na moim blogu, że wróciłaś do pisania itd., to pomyślałam, że wejdę :). Wpis napisany całkiem dobrze, bardzo wzruszający jest ten list Hermiony. Jednak po przeczytaniu go kilka razy, mogę powiedzieć, że można go zrozumieć dwuznacznie. Najważniejszą wagę w interpretacji pełnią dla mnie ostanie słowa tego tekstu tzn "Czuję się wśród was dziwnie. Wiem, że jestem inna. Nie rozumiem tego świata. Odchodzę. " bardzo poruszające słowa pożegnania. Po przeczytaniu po raz pierwszy odebrałam to jednoznacznie - Hermiona popełniła samobójstwo. Jednakże może to też być inny rodzaj pożegnania. Podkreślone słowa: " czuję się WŚRÓD WAS dziwnie. Wiem, że jestem INNA. Nie rozumiem TEGO ŚWIATA. " mogą oznaczać też pożegnanie ze światem magii. Co miałaś na myśli? Odpowiedź na to pytanie znasz tylko ty i być może tak właśnie ma zostać..
    Ja też postanowiłam spróbować powrócić do pisania swojego bloga. Przeczytałam wszystko jeszcze raz, popoprawiałam stare wpisy i aktualnie wszystko wywracam do góry nogami :). Byłoby mi miło, gdybyś mnie odwiedziła :)
    magia-tajemnic.bloog.pl ( dawny adres tytankiwschodu.bloog.pl )
    Angie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też już nieźle namieszałam w tym starym opowiadaniu. I owa jego wersja wygląda zupełnie inaczej. Ale wydaje mi się, że mimo wszystko lepiej.
      Trochę zaskoczyła mnie Twoja interpretacja listu Hermiony. Co chciała w nim powiedzieć nie jest żadną tajemnicą, ale to już w kolejnym rozdziale się wyjaśni i wszystko zrozumiesz.
      Miło mi, że wpadłaś tutaj i miałaś chęci, by przeczytać i oczywiście skomentować. Bo wiadomo, mówi się, że komentarze są nieistotne, ale to one najczęściej napędzają do dalszego pisania. Tak więc bardzo dziękuję :)
      Pozdrawiam serdecznie i życzę Wesołych Świąt :)

      Usuń
  2. Na początek chciałabym przeprosić za taką długą nieobecność. Niestety w szkole nas nie oszczędzali i mieliśmy masę pracy domowej, więc nie miałam jak się ogarnąć.
    Przechodząc do rozdziału, bardzo mi się spodobał. Szkoda tylko, że Miona odchodzi :c Mam nadzieję, że nie na dobre...
    Proszę o informację o nowych rozdziałach ;D
    Pozdrawiam i życzę Wesołych Śwąt!

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam na twojego bloga przypadkiem, ale już teraz wiem, że zostanę na dłużej - przeczytałam wszystkie rozdziały jednym ciągiem, uwielbiam twój styl pisania, jest taki lekki, bez zbędnego patosu ;) Co prawda nie mogę zrozumieć czemu Nika od samego początku tak bardzo najeżdża na tą Lavenę, w sumie nic strasznego nie zrobiła... chociaż w sumie chyba każdy zna kogoś, kto irytuje, niezależnie od tego co robi. No i ten list na końcu - masakra, mam nadzieję, że Hermiona jednak zmieni zdanie i przy okazji pogodzi się z Niką.
    W ogóle jestem pełna podziwu, że dajesz radę pisać z perspektywy jedenastolatki - sama nigdy nie miałam problemu z wczuciem się w rolę kogoś, o skrajnie odmiennym od mojego charakterze, czy nawet w rolę chłopaka, ale z perspektywy dziecka jakoś nigdy pisać nie potrafiłam, nie robi ci to żadnego problemu?
    Informuj mnie proszę koniecznie o nowych rozdziałach na listy-niczyje.blogspot.com
    Może przy okazji i mój blog przypadnie ci do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Cię tu powitać.
      Kiedy zaczynałam tworzyć to opowiadanie byłam znacznie młodsza i nie miałam żadnych problemów, by wczuć się w postać jedenastolatki, a teraz, cóż, czasami mam wrażenie, że jednak niektóre zachowania Niki są dość dojrzałe jak na jej wiek, a mimo to nie chcę jej postarzać. Ta postać jest w pewnym sensie wyjątkowa.
      Zachowanie bohaterki może być wielu przypadkach niezrozumiałe, ale ma na to wpływ pewna tajemnica, która za jakiś czas wyjdzie na światło dzienne. A na razie chicho...sza.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

Dziękuję za pozostawienie komentarza.