Mimo próśb dyrektora na sali
wybuchła nie mała panika. Tym razem nawet Dumbledore nie miał władzy by
zapanować nad spanikowanym tłumem. Na szczęście prefekci wzięli sprawy w swoje
ręce i w jakiś sposób udało im się podzielić uczniów na grupy, by potem ich
wyprowadzić.
Harry podążał za dzikim tłumem w stronę wieży
Gryffindoru. A przynajmniej tak mu się wydawało. Bo kiedy, zobaczył nowo
poznanego Aidana, zrozumiał, że pomylił grupy. Nagle uświadomił sobie, że
znajduje się wśród obcych. Nikogo nie znał. Nigdzie nie widział Rona. Nie
przejmując się wcale trollem buszującym po lochach odłączył się od grupy i
skręcił w pusty korytarz. Podążał nim zamyślony całkowicie zapominając jak się
tam znalazł.
— Harry – usłyszał za sobą piskliwy głos przyjaciela.
– Już myślałem, że troll cię zjadł.
— No wiesz… - Potter poczuł się oburzony, choć był
świadom, iż Weasley tylko żartował.
— Chodźmy lepiej do pokoju wspólnego, bo będą nas
szukać – Ron był najwyraźniej przerażony zaistniałą sytuacją, a Harry nie
zdawał sobie sprawy, jak niebezpiecznym stworzeniem może być troll. Rudzielec
pociągnął towarzysza w stronę schodów. Oboje weszli na pierwsze stopnie i ku
ich zaskoczeniu, schody poruszyły się.
— Jeszcze tego brakowało… - Zmartwił się Ron.
Chłopcy zeszli na opustoszały korytarz. Wokół
panowała ciemność. Nie było już nawet słychać odgłosów z wielkiej sali.
Wszystko umilkło. Przeszył ich zimny dreszcz. Podświadomie czuli, że to nie
jest kolejny korytarz prowadzący do jakichś sal lekcyjnych. Wiedzieli, że nigdy
nie powinni się tam znaleźć. A jednak nie cofnęli się. Wymienili tylko
porozumiewawcze spojrzenia i ruszyli wprost w paszczę potwora.
***
W
kolejne dni w Hogwarcie nie mówiło się o niczym innym, tylko o podejrzanej
gościnie trolla. Po korytarzach roznosiły się najróżniejsze plotki. Każdy
wierzył w to, co wydawało mu się najbardziej prawdopodobne. Ale nikt nie
przypuszczał, że po tym wszystkim, któryś z nauczycieli straci pracę. Tym
bardziej nikt by nie podejrzewał, że trafi akurat na nieśmiałego Quirella.
Kiedy
na czwartkowym śniadaniu dyrektor przedstawił Martinę Powell, na sali zapadła
cisza jak nigdy. Nie było oklasków. Nie było gwizdów. Tylko cisza. Uczniowie
byli w szoku. Dopiero po chwili salę wypełniły pierwsze pomruki. Dlaczego
Quirell opuścił szkołę? Od teraz imię nowej nauczycielki OPCM zagościło na
ustach wszystkich uczniów. Jedni próbowali powiązać zmianę nauczyciela z
trollem. Inni uważali, że to dwie osobne sprawy. Ale prawdy nikt nie znał. Za
wyjątkiem grona pedagogicznego. Lecz ci milczeli. Żaden z profesorów nie
odpowiadał na pytania ciekawskich uczniów. Co jeszcze bardziej przyczyniło się
do narodzin kolejnych plotek, którym nie było końca.
— Cześć Nika – Harry przysiadł się do czarnowłosej na historii magii. Wiedział,
że profesor Binns nie zwraca najmniejszej uwagi na uczniów, kiedy przedstawia
temat, więc Potter uznał tę lekcję za najlepszy moment na rozmowę z koleżanką.
— Cześć – dziewczyna niechętnie się przywitała i ponownie pochyliła się nad
pergaminem udając, że robi notatki.
— Gdzie jest Hermiona? – Potterowi wydawało się, że jest to najlepsze pytanie na
nawiązanie kontaktu z Niką, która nie wydawała się być w najlepszym humorze.
Ale nawet nie mógł przypuszczać, jak bardzo się pomyli w swoich spekulacjach.
— Nie mam pojęcia. To do twojego domu należy.
— Nika, wiem, że nie masz dziś zbyt dobrego humoru, ale chyba możemy porozmawiać
jak przyjaciele, co?
— Co wy wszyscy z tymi przyjaciółmi – dziewczyna podniosła głos, co nie uszło
uwadze ducha prowadzącego zajęcia. Profesor Binns podszedł, a właściwie
podleciał do stolika, przy którym siedziała Krukonka.
— Panno… - zawahał się na chwilę.
— Snape. – Dokończyła za niego dziewczyna. – Tak, przepraszam profesorze, już nie
będę rozmawiać.
Duch
był najwidoczniej zadowolony ze swojej interwencji i nie kierując żadnych słów
w stronę Krukonki, powrócił do katedry i kontynuował lekcję, a Nika
kontynuowała rozmowę z Harrym, jednak tym razem zwracając uwagę na swój ton.
— Nie wiem o co ci chodzi, ale martwię się o Hermionę i chciałbym wiedzieć co z
nią. Poza tym miałem zamiar opowiedzieć ci, co widziałem na trzecim piętrze.
— Przecież tam nie wolno chodzić – Snape'ówna ponownie dała się ponieść emocjom i
trochę głośniej wypowiedziała te słowa. Jednak tym razem uprzedziła ruch
profesora i od razu przeprosiła. Poczym szeptem zwróciła się do kolegi –
Zwariowałeś, czy co? Po co tam poszedłeś?
— Coś czuję, że nie uwierzysz, kiedy ci powiem, że znalazłem się tam z Ronem
przez przypadek. Ale nie to jest najważniejsze. Widzieliśmy tam coś. Jakiś
potwór normalnie. Pies o trzech głowach. Ogromny i obrzydliwy. Ślina ciekła mu
po pysku. Z gardła mu jechało. Wcale się nie dziwię, że nie pozwalają tam
chodzić. Ale nie rozumiem, dlaczego to coś siedzi w zamku.
— Wstrząsająca historia, tylko po co mi to mówisz? – W głosie czarnowłosej znów
można było wyczuć chłód.
— Pomyślałem, że może profesor…
— Przykro mi, Harry. Nie mam najmniejszego zamiaru go o to pytać. To, że jestem z
nim spokrewniona, nie znaczy, że mu ufam, a on mnie. To nie jest dobry pomysł.
Do
końca zajęć ta dwójka siedziała w milczeniu. Żadne z nich nie poruszyło tego ni
innego tematu. Udawali, iż wsłuchują się w słowa Binnsa. Nika coś bazgroliła na
pergaminie. Harry dłubał stalówką w stoliku. I oboje rozmyślali nad przebytą
rozmową. Dopiero, gdy zabrzmiał dzwonek zwiastujący przerwę obiadową, Krukonka
odważyła się ponownie odezwać.
— Stryjek nam nie pomoże – zwróciła się po cichu do kolegi, który właśnie wkładał
podręcznik do torby. – Ale wiem, kto by mógł.
Nie
minęło pięć minut, a już trójka pierwszoroczniaków podążała jeszcze zielonymi
błoniami w stronę Zakazanego Lasu. Jesienne powietrze dało im się we znaki,
kiedy kamiennymi schodkami schodzili wprost pod niedużą chatkę gajowego. Z
ceglanego komina unosił się wprost do nieba szary dym zwiastujący, że Hagrid był
w domu. Toteż pewnym krokiem podeszli pod drzwi budynku. Potter zapukał z
całych sił, a i tak wydawało im się, że tylko musnął piąstką dębowe wrota.
Usłyszeli szczekanie. A zaraz potem ciężkie kroki stawiane przez olbrzyma.
— Kto tam? – Właściciel
zapytał grubym, ale jakże niepewnym głosem.
— To my, Hagrid. –
Harry odezwał się bez najmniejszych oporów. Chyba tylko w nim gajowy nie budził
lęku.
Drzwi uchyli się z lekkim
skrzypnięciem. Ogromna dłoń Hagrida zaprosiła gości do środka. W progu
przywitał ich mokrym całusem pies gajowego. Trochę wystraszeni i przytłoczeni
ciasnym pomieszczeniem usadowili się na ławie. Hagrid od razu przygotował
filiżanki i zawiesił kocioł z wodą nad ogniem. Z rozlatującego się kredensu
wyciągnął półmisek z ciasteczkami. Wyglądały naprawdę smakowicie.
— A gdzie wasza
koleżanka z tymi puszystymi włosami? – Hagrid zadał pytanie, na którego
odpowiedź od dawna czekali chłopcy.
— Wróciła do domu –
odparła ze smutkiem Nika, ale od razu pozbyła się melancholijnego nastroju i
postanowiła przejść do rzeczy. – Ale to my byśmy chcieli panu zadać kilka
pytań.
— Mówcie mi po prostu
Hagrid – poprosił zalewając listki herbaty wrzątkiem.
— Auu… - Wyjąkał Ron, który
do tej pory siedział jak na szpilkach. – Na brodę Merlina, ile te ciastka mają
lat.
— Jakąś godzinę temu
wyjąłem je z pieca, bo co?
— Bo… Są bardzo pyszne –
przyznał nieco speszony Weasley.
— Ale przejdźmy już do
rzeczy – Nika nie lubiła kiedy jej się przerywa. Tym bardziej gdy musi
przebywać w takim miejscu, jak to. – Hagridzie, czy spotkałeś kiedyś psa z
trzema głowami?
— Pewnie. Nawet w
Hogwarcie taki jest… - I zawiesił się na moment. – Niewyparzony język. Nie
powinienem wam tego mówić. Dumbledore będzie wściekły. Chyba nie byliście na
trzecim piętrze u Puszka?
— Ten potwór to Puszek?
– Zdziwił się Ron.
— Dlaczego dyrektor
ukrywa go w szkole? – Zapytał dotąd nic niemówiący Harry.
— Puszek strzeże czegoś
bardzo ważnego, ale to nie wasz interes. Zapomnijcie o Puszku i tej rozmowie. A
teraz zmykajcie na lekcje.
Nie mogli nawet dopić
herbaty, która w odróżnieniu do ciastek była przepyszna. Hagrid wyprosił ich
bez słowa wyjaśnienia. Uczniowie posłusznie opuścili chatkę i skierowali się w
stronę szkoły. Zastanawiali się czego mógł strzec ten okropny potwór.
Wiedzieli, że dopóki się nie dowiedzą, dopóty nie zostawią tej sprawy w
spokoju.
***
Nie dość, że rozdział początkowo miał się pojawić jakiś tydzień temu, to na dodatek nie jestem zbytnio z niego zadowolona. Miałam zupełnie inny zamiar, kiedy zaczęłam go pisać. A wyszło też co innego. Poza tym jest dość krótki. Jednym słowem jestem zawiedziona. Ale może następny będzie lepszy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTamten komentarz mi się usunął, więc jeszcze raz
UsuńRozdział jest fajny. Troszkę mało w nim akcji, ale wcale nie znaczy, że jest nudny. Wydaje mi się, że raz piszesz według kanonu, a potem nie. I to mnie właśnie myli. No cóż... Fajnie jest jeszcze raz przeżyć tą historię, tym razem z nową bohaterką. Pozdrawiam i liczę, że będziesz mnie informować o nowych rozdziałach ;)
PS: Masz małą literówkę: Ale to my byśmy chcieli pani zadać kilka pytań.Napisałaś "pani".
Literówka już poprawiona, a przy okazji jeszcze kilka innych błędów :)
UsuńKiedy zaczęłam pisać to opowiadanie, nie miałam zbytnio na nie pomysłu, ale teraz kiedy już wiem, co i jak i opieram się na dawnej wersji, czasem po prostu trudno wymazać pewne elementy, bo trzeba by wówczas zmieniać wszystko. A nie o to mi chodzi. Dlatego pojawiają się pewne elementy z kanonu, jednak pracuję nad tym, by jakoś je zamazać i stworzyć swoją wersję wydarzeń.
Pozdrawiam
Mi to nie przeszkadza. Naprawdę, ale te nowe wydarzenia też są świetne ^^
UsuńWitaj :) Trafiłam na bloga przez przypadek i nie żałuję od razu dodałam go do obserwowanych, to znaczy, że będę wpadać częściej :) Masz fajny, prosty, a zarazem wciągający styl. Bardzo mi się to podoba. Wplotłaś do HP nową postać - to też bardzo fajne :) Ciekawy pomysł. Życzę dużo weny! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba i liczę na częstsze wizyty :)
UsuńPozdrawiam