Z nieba spadały puszyste płatki śniegu. Osadzały
się na grubej pokrywie śnieżnej na błoniach Hogwartu zatracając swoje
oryginalne kształty. W jednym momencie każdy indywidualny płatek śniegu stapiał
się z tłumem i stawał się jedynie cząsteczką znacznie większego tworu. Nika
lubiła obserwować ruch wirujących w powietrzu śnieżynek, ale w tym momencie nie
miała czasu na podobne zajęcia. Zbliżał się czas wyjazdu do domu. Po południu z
Hogsmeade odjeżdżał pociąg do Londynu. Krukonka musiała w końcu spakować swoją
walizkę. Przez ostatnie dni w ogóle nie miała na to siły. Poważnie zastanawiała
się, czy jednak nie zostać w szkole na ferie, ale ostatecznie postanowiła
wrócić do domu i wyjaśnić wszystkie sprawy z rodzicami i z Hermioną.
Do
kufra wrzuciła jeszcze czerwoną kosmetyczkę i była gotowa, by zejść przed drogą
do wielkiej sali na posiłek. Zaklęciem odstawiła bagaże na swoje łóżko i wyszła
z dormitorium. W pokoju wspólnym spotkała Laveną, która koniecznie chciała
pójść z nią. Nika nie miała ochoty na kłótnie, dlatego bez słowa zgodziła się
na towarzystwo jasnowłosej. Na szczęście tym razem panna Burke nie była tak
uciążliwa. Nie ośmieliła się nawet odezwać. Po porostu dotrzymywała kroku
wyższej od siebie Nice i w ciszy razem podążały korytarzami Hogwartu.
— Wracasz na święta do domu, tak? – Kiedy dziewczyny siedziały już przy stole,
Lavena odważyła się odezwać. Nie potrafiła dłużej milczeć. Poza tym chciała
jeszcze porozmawiać z czarnowłosą i ją przeprosić za swoje zachowanie.
— Tak. – Krukonka odparła bez jakichkolwiek emocji. Nie czuła się najlepiej. Miała
ściśnięty żołądek z nerwów. Jednak trochę bała się powrotu do domu. Lękała się
prawdy.
— Ja zostaję w Hogwarcie.
Snape’ówna
nic nie odpowiedziała. Dalej przeżuwała ciasto marchewkowe.
— Wiesz Nika – Lavena próbowała niepewnie zacząć monolog, który już od dłuższego
czasu chciała z siebie wydusić. – Chciałam cię przeprosić. Chyba nie bardzo ci
się podobało, że tak za tobą chodziłam. Ale ja tu nie mam żadnej koleżanki. Ty
wydawałaś się najfajniejszą z towarzystwa, więc jakoś chciałam się
zaprzyjaźnić. Tylko, że ty miałaś zupełnie inne plany. A ja byłam taka
nachalna. Przeprasza.
Nika
o mało się nie zakrztusiła popijając kolejny kęs sokiem dyniowym. Nie wierzyła
własnym uszom. Nie tego się spodziewała. Właściwie niczego się nie spodziewała.
Sądziła, że Lavena idzie z nią, bo znów chce ją czymś wkurzyć. Zatkało ją. Nie
wiedziała, co mogłaby powiedzieć. W jednym momencie zrobiło jej się żal małej
Burke. Poczuła do niej jakąś sympatię. Spojrzała tylko w jej niebieskie oczy.
Ale nie wysiliła się, by wydusić z siebie choć słowo. Pozwoliła po prostu
odejść Lavenie bez pożegnania.
Czarnowłosa
natychmiast odepchnęła od siebie ten melancholijny nastrój. Nie miała zamiaru
rozmyślać teraz o jakiejś tam koleżance z dormitorium. W pamięci przywołała
obraz domu. Zobaczyła uśmiechniętych rodziców. Sama się w tym momencie
uśmiechnęła. Była pewna, że dobrze robi wracając na przerwę świąteczną do domu.
Czas najwyższy zmierzyć się z problemami. A potem będzie mogła przyjechać do
Hogwartu pełna energii na dalszą naukę.
***
— Nareszcie wolność - wykrzyknął uradowany Ron, kiedy razem z Harrym siedzieli w
samotności przed kominkiem w pokoju wspólnym. – Będziemy mogli spokojnie
pogadać o quidditchu i innych męskich sprawach.
— Ale będzie trochę smutno… - zauważył nieco przygnębiony Harry.
— Nie przesadzaj. Są święta, trzeba…
— Trzeba spędzić ten czas w gronie najbliższych – dokończył czarnowłosy,
aczkolwiek nie tak jakby się tego spodziewał Ronald. On miał zupełnie inne
zdanie, co do świąt i nie obawiał się powiedzieć tego, co myślał:
— Nieprawda. Tutaj przynajmniej nie będę musiał słuchać nawoływań matki do
pomocy. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to uciążliwe, kiedy stoi nad tobą
dopóki nie posprzątasz w pokoju.
— Masz rację. Nie wyobrażam sobie tego. A wiesz dlaczego? Bo nigdy nie byłem
proszony o pomoc w przygotowaniach świąteczny. Nie możesz wiedzieć, co
przeżywałem przez ostatnie jedenaście lat podczas przerwy świątecznej. Każdy
grudzień wyglądał tak samo. Siedziałem w komórce pod schodami i wysilałem
słuch, by móc posłuchać kolęd w Wigilię. Rozkoszowałem się jedynie zapachem
tych wszystkich potraw. Nie wiesz, jaka to była udręka. Dursleyowie w
wykrochmalonych strojach zasiadali do stołu, a ja przeżuwałem przesuszony chleb
z masłem. Potem oni otwierali ładnie zapakowane drogie prezenty, a ja musiałem
się cieszyć z przetartych skarpetek po Dudleyu. To był istny koszmar. A teraz,
kiedy mógłbym wreszcie doświadczyć magii świąt, wszyscy wyjechali. Zostałeś tylko
ty i jeszcze śmiesz twierdzić, że tak w samotności jest przyjemnie.
Harry
przestał panować nad emocjami. Nie chciał tego wszystkiego mówić na głos. Ale
te wszystkie wyrzuty już tak długo zalegały na dnie jego duszy, że nie potrafił
się powstrzymać.
— Przykro mi Harry, nie chciałem, nie wiedziałem… - Ron był rzeczywiście
poruszony tym, co właśnie usłyszał. Jako członek tak licznej rodziny, jaką
mieli Weasleyowie, nie potrafił zrozumieć, że nie wszyscy mogą spędzać święta w
gronie najbliższych. Dla rudzielca było to normalne, dlatego tak bardzo cieszył
się, że choć raz spędzi święta w innym otoczeniu, z innymi ludźmi. Nie mógł
przewidzieć, że Potter nie myśli tak samo jak on. Skarcił się za to, że uraził
przyjaciela.
— A co ty tam możesz wiedzieć? – Czarnowłosy wypalił mu prosto w twarz, poczym
wyszedł na korytarz. Nie zniósłby dłużej towarzystwa Ronalda. Nie dlatego, że
nic nie rozumiał. Potter był po prostu oburzony zachowaniem Weasleya. Rudzielec
nie doceniał tego, co miał. I jeszcze miał czelność udawać współczucie. Harry
nie znosił litości.
***
Nika
już zdążyła opowiedzieć rodzicom o wszystkich wydarzeniach mających miejsce w
Hogwarcie. Byli wszystkiego bardzo ciekawi. Wypytywali się o najdrobniejsze
szczegóły. Jednak ni słowem nie wspomnieli o Severusie. Jedenastolatka również
nie poruszała tematu. Nie była pewna, czy wszyscy są na to gotowi. Sama nie
wiedziała, czy właśnie w tej chwili chciałaby poznać całą prawdę. A jeżeli ta
prawda okazałaby się bolesna? Jakby wyglądały święta? Nika nie chciała zmieniać
dobrych nastrojów. Pragnęła radosnych, rodzinnych świąt. A stryjek nie może być
przeszkodą.
Pogoda
była iście świąteczna. Za oknem rozciągał się biały krajobraz. A pośród niego
ceglane domki oświetlone ostatnimi promieniami zimowego słońca. Srebrzyste
sopelki zawieszone na dachach i delikatne płatki śniegu topniejące na
kamiennych parapetach. Na podwórkach choinki przystrojone kolorowymi lampkami,
których urok będzie w pełni widoczny dopiero po zachodzie słońca – kiedy na
niebie pojawi się księżyc i migające gwiazdki.
— Córeczko, idź się już przebrać. – Poprosiła Stella nakrywając do stołu. – Obiad
zaraz będzie.
Dziewczyna
weszła do swojego przytulnego pokoiku na poddaszu. Rozkoszowała się jego
wystrojem. To otoczenie zupełnie nie przypominało szkolnego dormitorium. Sypialnia
Niki była przestronna. Ściany pokrywała gwiezdna tapeta, zaś podłoga była
usłana jakby wiosenną łąką. Tutaj każdy poczułby się jak w raju. Ten widok
przynosił Nice na myśl wspomnienia z dzieciństwa. Zapominając o co prosiła ją
matka, zamknęła oczy i odpłynęła do krainy marzeń.
W głębi pomieszczenia
zobaczyła siebie leżącą na ogromnym łóżku z baldachimem. Przy niej siedziała
mama i czytała jej kolejny nudny wywiad z Nicholasem Flamelem. Za chwilę
pojawiła się tańcząca postać ojca z córką na rękach. Potem razem z Hermioną
przebierały się w barwne suknie i udawały mugolskie modelki na wybiegu.
Na myśl o tej sielskiej
przeszłości dziewczyna uroniła łzę. Słona spłynęła po jej twarzy. Ale szybko ją
otarła. Nie mogła płakać akurat dzisiaj. Miała się uśmiechać. Nie chce, by
rodzice myśleli, że jest nieszczęśliwa, czy coś podobnego. Święta to przede
wszystkim czas radości. Nika nie miała zamiaru tego zmieniać.
Podeszła
do szafy stojącej w rogu. Otworzyła ja bez namysłu. Jakieś znoszone jeansy.
T-shirty o smutnych kolorach. Nie było tam nic, co mogłaby na siebie włożyć.
Przynajmniej nie na tę okazję.
— Mamo! – Zawołała w rozpaczy.
— Na stoliku! – Z dołu dobiegł
głos Stelli.
Czarnowłosa
obróciła się. Dopiero teraz dostrzegła paczuszkę zalegającą na drewnianym
blacie. Natychmiast wzięła ją do rąk. Rozwiązała błękitną kokardę i zajrzała do
środka. Pudełko skrywało w sobie elegancką granatową sukienkę skrojoną na miarę
Niki. Dziewczyna pośpiesznie zrzuciła z siebie wszystkie ciuchy i przymierzyła
nowe ubranie. Przejrzała się w ozdobnym lustrze przeczesując palcami czarne
loki. Wyglądała cudownie. I właśnie miała schodzić na obiad, gdy zadzwonił
dzwonek do drzwi.
Kto mógł przychodzić o tej porze
i to w taki dzień? Snape’owie nikogo nie zapraszali. A przynajmniej tak myślała
ich córka. I kiedy zbiegła do salonu, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Do holu
właśnie wchodził mężczyzna w czarnej szacie. Znała go dobrze. Stryjek.
***
Tym razem bez akapitów, bo nie potrafię zsynchronizować jednocześnie wyjustowanego tekstu z zaznaczeniem poszczególnych akapitów. Mam wrażenie, że na blogspocie jest to po prostu niemożliwe. Gdybyście zauważyli jakiekolwiek błędy, informujcie mnie, a postaram się je poprawić.
Pozdrawiam
Świetny rozdział! :) Przeczytałam cały, ale nie mam teraz czasu na komentarze długie, co mnie bardzo boli ;( Jestem tylko ciekawa, czemu Snape ich odwiedził :) Mam nadzieję, że się dowiem :)
OdpowiedzUsuńA tymczasem pozdrawiam i życzę weny :)
Już w następnym rozdziale będzie więcej Seva i co nieco się wyjaśni :)
UsuńPozdrawiam
Wpadłam na Twojego bloga, a już wiem, że zostanę tu dlużej ;) Ogólnie to nie lubie opowiadań o czasach Harrego, ale to jest naprawde niezłe :) Czekam na więcej i życzę duuuuużo weny ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie lucissa-love.blogspot.com :)
Pozdrawiam,
Cysia
Miło Cię powitać w skromnych progach tego bloga. Cieszę się, że mimo wszystko miałaś chęci przeczytać opowiadanie. Liczę na częstsze wizyty.
UsuńCóż wena na pewno się przyda. Ale czas też jest bardzo potrzebny.
Do Ciebie bym z przyjemnością wpadła, ale do końca roku szkolnego będzie to po prostu niemożliwe właśnie ze względu na deficyt czasu.
Dziękuję za pozostawienie komentarza. Pozdrawiam