Koszmary, które nawiedzały Nikę, gdy tylko zamknęła
oczy, odeszły. Od powrotu do Hogwartu po przerwie świątecznej spała spokojnie.
Nie bała się już zmroku. Nie miała wstrętu do wygodnego łóżka, które stało w
dormitorium dziewcząt. Ponownie zaczęła lubić ten moment, gdy zrzucała z siebie
szkolne szaty i po szybkim prysznicu otulała się ciepłą piżamką. Zakładała
wtedy wełniane skarpety, jakie dostała niegdyś od Hermony na urodziny, która z
kolei dostała je od swojej babci na święta. Niestety były jej za małe. A nie chciała,
by takie piękne wzorzyste zmarnowały się. Nice naprawdę podobał się ten
prezent. Zawsze, gdy je wkładała, a robiła to często, ze względu, że noce w
Hogwarcie były chłodne, wspominała swoją przyjaciółkę. Każdego wieczoru
zastanawiała się, co u niej słychać, jednocześnie nie mając dość odwagi, by o
to zapytać choć listownie. Odganiała więc od siebie wszystkie niewiadome, by
ponownie zatopić się we śnie. Tym razem pięknym, spokojnym i bajkowym. Gdy
opadała w objęcia Morfeusza, już się nie bała. Wręcz przeciwnie. Czuła się
bezpiecznie w świecie, do jakiego wstępowała, gdy tylko pożegnała się z rzeczywistością.
Tutaj nie miała zmartwień. Mogła się cieszyć chwilą obecną. We śnie żyła drugi
raz.
Kiedy pierwsze promienie wiosennego słońca zaczęły rozświetlać sypialnię Krukonek, Nika nieśmiało otworzyła oczy. Przetarła niezgrabnie powieki i powlokła się ospałym krokiem do łazienki. Codziennie powielała ten sam schemat. Wstawała już o świcie, by jak najszybciej wykonać poranną toaletę. Potem pakowała wszystkie podręczniki, jakie danego dnia były jej potrzebne i wychodziła do biblioteki. Tam w ciszy i spokoju (bo nawet pani Pince zapewne jeszcze smacznie drzemała w swoim łóżku) dziewczyna powtarzała kolejne zagadnienia czy to z transmutacji, czy z obrony przed czarną magią. O tak wczesnej porze myślało jej się najlepiej. A do tego nikt jej nie przeszkadzał. Była w swoim żywiole. Albo tak przynajmniej sobie wmawiała. Bo nauka pozwalała jej zagłuszyć inne sprawy. Ślęcząc nad książkami mogła zapomnieć o tęsknocie za przyjaciółką, nie musiała myśleć o rodzicach, z którymi jej relacje w ostatnim czasie się pogorszyły, mogła też odetchnąć od tajemnic rodzinnych.
Nie znała historii swojego rodu. Nawet nie wiedziała, że jakaś historia istnieje. Nie znała swoich przodków. Wcześniej nie zastanawiała się, czy w ogóle jakichś miała. Żyła swoim małym światem. I myślała, że tak właśnie musi być. Nie pragnęła odkrywać genealogii swojej rodziny. Ale kiedy dowiedziała się tak nagle, że jej ojciec ma brata… To spadło na nią jak grom z jasnego nieba. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. W duchu była ciekawa. Jednak nie zamierzała się do tego przyznać. I choć Severus zaproponował, że kiedyś jej opowie, jakoś nie kwapiła się, by złożyć mu wizytę. Znów zaczęła się bać. Lękała się prawdy. Dlatego uciekała do książek. Do nauki. Bo kiedy skupiała swoje myśli na czymś niezwiązanym z jej rodziną i tymi wszystkimi sekretami, o których istnieniu nie miała nawet pojęcia, było jej lżej. Ale nie można wiecznie uciekać. Tym bardziej przed prawdą.
Kiedy w bibliotece pojawiła się pani Pince, oznaczało, że pora na śniadanie. Dziewczyna odłożyła na półkę trzy książki, a z najgrubszą podeszła do biurka bibliotekarki. Ta tylko spojrzała na uczennicę z politowaniem, kiedy opasły wolumin z łoskotem opadł na blat. Nika przywitała się grzecznie, a kobieta odnotowała wypożyczenie egzemplarza i skinieniem głowy pozwoliła Krukonce wyjść. Taszcząc pod pachą jedną z najcięższych książek, jakie kiedykolwiek miała w ręce, pomaszerowała do wielkiej sali. Gdy przekraczała próg szkolnej jadalni, przeciskając się między uczniami, wszystkie oczy były zwrócone ku niej. A właściwie ku książce, którą z trudem utrzymywała. Jednak nic sobie nie robiła z tych zaciekawionych spojrzeń i podeszła prosto do stołu Krukonów. Z ulgą odłożyła księgę na blat i zabrała się za nakładanie sałatki warzywnej na talerz.
— Po co ci ta książka? – Obok Niki usiadła Lavena.
— Książki przeważnie służą do czytania. Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć – odparła od niechcenia.
— Nie mów mi, że będziesz to czytać dla przyjemności – blondynka miała w głosie pewność siebie, jakiej jeszcze nigdy Nika u niej nie zauważyła.
— Czy masz do mnie jakąś konkretną sprawę? Jak widzisz, mam ogromną książkę do przeczytania i nie mam zbyt wiele czasu na koleżeńskie rozmowy. Więc im szybciej powiesz o co chodzi, tym lepiej.
— Martwię się o ciebie, Nika. Stronisz od znajomych i tylko siedzisz z nosem w podręcznikach. I, albo jesteś w bibliotece, albo śpisz i wtedy coś mruczysz pod nosem.
— Nie masz dość własnych problemów? Może to o siebie powinnaś się najpierw pomartwić. Bo jak zauważyłam ostatnio, ty również nie masz zbyt wielu przyjaciół.
— Ale przynajmniej próbuję ich zdobyć.
I zanim panna Snape zdążyła coś odpowiedzieć, Laveny już nie było. Zniknęła, jakby w jednym momencie się przeteleportowała. Czarnowłosej zrobiło się głupio, że była taka niegrzeczna. Jej koleżanka miała rację. To nie wina Laveny, że nie ma z kim pogadać. Ona naprawdę szuka bratniej duszy. Nika przeklęła w duchu koleżankę, że to właśnie z nią próbuje nawiązać bliższe kontakty, ale jednocześnie zrobiło jej się żal małej Burke. Nie powinna być dla niej taka niemiła. Ostatnio wobec większości ludzi zachowuje się jak nie ona. Przedtem była uprzejma i pozytywnie nastawiono do nowo poznawanych osób. A teraz od wszystkich chciałaby się odgrodzić jakimś wysokim murem. Zmieniła się. Wciąż spychała przyczynę swojego zachowania na problemy i nową rzeczywistość, z jaką przyszło jej się zmierzyć. Ale tak właściwie cała wina leżała w niej. A ona nie potrafiła tego przed sobą przyznać. Wolała się łudzić, że to świat uległ zmianie.
W jednej chwili odłożyła sztućce na jeszcze pełen talerz i zapominając o swojej książce, wybiegła z wielkiej sali. Musiała odszukać Lavenę. Nika nie chciała już dłużej być taką zimną i drętwą uczennicą. Powinna ponownie stać się Niką Snape, jaką była przed wyjazdem do Hogwartu. Miała świadomość, że tamta radosna dziewczynka już nigdy nie wróci, ale musiała spróbować. Może choć w niewielkim stopniu znów będzie tą miłą i uprzejmą osobą. Za taką sobą tęskniła. Ażeby zmusić tego ducha do powrotu powinna zacząć od zaraz. Nie zastanawiając się specjalnie, dokąd mogła udać się jej koleżanka z dormitorium, ruszyła prosto przed siebie licząc na łut szczęścia, który pomoże jej jak najszybciej znaleźć blondynkę i się przed nią zrehabilitować.
Jednak wędrówka czarnowłosej pierwszoklasistki nie trwała zbyt długo. Nie myśląc, w którą stronę podąża, trafiła na siódme piętro. Tam z kolei spotkała chłopców z Gryffindoru, którzy właśnie mieli zamiar pójść na śniadanie. Zauważyli Nikę i od razu ją zaczepili.
— Cześć Nika, gdzie się podziewałaś przez te wszystkie tygodnie? – zapytał Harry, który rzeczywiście już od dłuższego czasu głowił się, gdzie ukryła się Nika. Już sobie wyobrażał, że może i ona opuściła Hogwart, ale jakoś w to nie wierzył. Choć znał Krukonkę od niedawna, wiedział, iż tak po prostu nie wyjechałaby ze szkoły. Nie zostawiłaby tego miejsca, ani ich bez pożegnania, jak zrobiła to Hermiona. Jednak jego nieszczęśliwy los wciąż zatruwał go natrętnymi myślami. Zaczął przypuszczać, ze panna Snape po prostu nie chce się z nim przyjaźnić. I wcale by się nie zdziwił gdyby była to prawda. Bo ostatnio wszyscy od niego stronili. A on z tego powodu cierpiał. W Hogwarcie czuł się jak w domu i chciał chociaż tutaj mieć przyjaciół. A w ostatnim czasie tylko ich tracił.
— Miałam trochę nauki, a teraz wybaczcie, ale trochę się spieszę – powiedziała na odczepnego i już miała iść w swoją stronę, gdy ponownie usłyszała w swojej głowie słowa Laveny. Przecież postanowiła, że dawna Nika znów wróci. Uśmiechnęła się więc przymilnie. – Przepraszam. Może spotkamy się wieczorem i pogadamy? –Zaproponowała dziwiąc się, że wcześniej nie wpadła na ten pomysł. Przecież brakowało jej kontaktów z chłopakami. A mimo to nie zagadała do nich. Może ich nawet unikała. Przecież nie chciała tracić kolejnych przyjaciół. Teraz już nie dopuści do kolejnej katastrofy. W końcu weźmie się w garść i wyjdzie ze swojego ukrycia. Bo to właśnie kontaktów, przyjaznych kontaktów z innymi jej brakowało w ostatnim czasie.
Chłopcy spojrzeli na nią niepewnie, jakby nie wiedzieli, co mają myśleć o zachowaniu dziewczyny, ale jednoczesnym kiwnięciem głów zgodzili się na wieczorne spotkanie. Oczywiście w dawnej sali transmutacji. Po ustaleniu godziny, rozstali się. W lepszych humorach podążyli każde w swoją stronę.
Nika przeszła do końca korytarza i schodami zeszła na niższe piętro. Nie wiedziała, gdzie znajdzie Lavenę. Nie miała nawet żadnego pomysłu, dokąd dziewczyna mogłaby się udać. Mimo to nie poddawała się. Obeszła niemal cały zamek, gdy zabrzmiał dzwonek zwiastujący pierwszą lekcję. I dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że całe te poszukiwania nie były potrzebne, bo przecież i tak za chwilę spotka się z Laveną na lekcji zielarstwa.
— Lavena, będziemy w parze – kiedy pani Sporout zarządziła pracę w parach, Nika od razu podbiegła do miedzianowłosej koleżanki stojącej na drugim końcu cieplarni i przepraszającym tonem zaproponowała wspólną pracę.
Blondynka chciała już odmówić, aby udowodnić, że nie potrzebuje niczyjej litości, kiedy zrozumiała, że to jest jedyna szansa by z kimś się zaprzyjaźnić. Przez tak długi czas nie potrafiła znaleźć bratniej duszy. Nawet nie zdobyła dobrej koleżanki, z którą mogłaby odrabiać prace domowe. A gdy teraz nadarzyła się okazja, miała ochotę odwrócić się plecami, tylko dlatego, iż to właśnie panna Snape się do niej zwróciła. Z resztą, o której względy jeszcze niedawno zabiegała. Jednak przekalkulowała w myślach szybko za i przeciw i zgodziła się na propozycję współlokatorki. Ale i tak nie omieszkała zastanowić się nad pobudkami, jakimi w tym momencie kierowała się Nika. Jakoś trudno jej było uwierzyć w tak nagła zmianę nastawienia.
— Przepraszam. Nie powinnam być taka niemiła – Nika zaczęła się usprawiedliwiać. – Zachowywałam się jak idiotka. Moja przyjaciółka opuściła Hogwart. Czuję się przez to trochę nieswojo.
— Każdy ma jakieś problemy – zauważyła niebieskooka.
— I właśnie dlatego przepraszam cię za swoje zachowanie. Nie mam chyba nic na swoje usprawiedliwienie.
— Nic się nie stało. Ale wiesz, jeśli chcesz się ze mną teraz kumplować tylko dlatego, by zadośćuczynić za swoje zachowanie, to raczej nic z tego nie wyjdzie.
— Może byś uwierzyła w moje dobre chęci. Najpierw za mną biegasz i próbujesz zwrócić na siebie moją uwagę, a teraz oskarżasz mnie o litość.
Nie wytrzymała. Nie potrafiła dalej być tą miłą Niką. A Lavena swoimi podejrzeniami jeszcze podsyciła ogień. Po tej rozmowie nie odezwały się do siebie już do końca zajęć. Panna Snape naprawdę chciała znów być miła. Jednak, gdy ktoś próbuje jej wmawiać, że jest inaczej, po prostu musi nadejść ten moment, że wybuchnie. I tak też się stało. Jej dobry humor nie potrwał zbyt długo. Znów wróciła oziębła Nika. Teraz nawet nie miała ochoty na spotkanie z chłopakami z Gryffindoru.
Nie wiedziała, jak ma interpretować swój zmienny nastrój. Przez chwilę naprawdę uwierzyła, że wróciła dawna ona. Jednak w jednej chwili czar prysnął. Może gdyby bardziej się postarała…
Jakby jakiś stwór wkradł się w jej duszę. Jakby nie ona była właścicielką swojego ciała i umysłu. Jakby ktoś ją opętał. Albo rzucił na nią jakiś urok. Nie taka chciała być. A jednak nie miała nad tym większej władzy. Chciałaby z tym walczyć, lecz nie miała sił. Musiała się po prostu poddać. Już tak długo to robiła, że nawet nie dostrzegała momentu, w którym przestawała być tą uśmiechniętą Niką. Tak było łatwiej. Kiedy nie musiała się nikomu tłumaczyć ze swoich smutków. Albo pocieszać kogoś w jego trudnych chwilach. Miała wówczas czas dla siebie. Aby się poużalać nad własnym losem albo po prostu odejść do świata, gdzie nie musiała dostrzegać problemów. Poddała się i uciekła.
~~*~~
„Widok roztaczający się z pomostu
był niesamowity. Na wodzie kołysały się grążele żółte. Pomiędzy nimi pływały
białe łabędzie. Co chwilę zbliżały się do pomostu z nadzieją, że znów rzucę im
kawałek bułki. Ale sama zgłodniałam przebywając cały dzień na świeżym powietrzu
i nadeszła najwyższa pora bym coś przekąsiła.
Przeżuwając ostatni kęs czerstwego pieczywa, usłyszałam trzeszczenie desek. Za mną stanął mój towarzysz. Blondyn z tej perspektywy wydawał mi się olbrzymem. Nie lubiłam kiedy tak przyglądał mi się z góry. Czułam się jeszcze mniejszą niż w rzeczywistości byłam.
— Powinnaś wrócić do domu – zakomunikował jakby był moim ojcem. A ja wcale nie zamierzałam go słuchać. Tutaj nad wodą czułam się najlepiej. I wcale nie przeszkadzało mi palące słońce, albo przejściowe podmuchy silnego wiatru. Nie chciałam wracać do tego budynku, który po prostu mnie przerażał. Emanowała od niego jakaś nieprzyjazna energia. Ale było to mieszkanie mojego przyjaciela i nie mogłam tak po prostu mu powiedzieć, że źle się tam czuję. On dał mi schronienie i się mną zaopiekował. Powinnam mu być wdzięczna. Dlatego nie robiłam mu przykrości, lecz w każdej wolnej chwili po prostu stamtąd wybywałam i przebywałam wówczas na łonie natury.
— Chcę jeszcze zostać – oznajmiłam błagalnym tonem.
— Masz jeszcze godzinę, a potem zjemy kolację.
Odszedł w stronę wzgórza. Obserwowałam go nim nie zniknął za wzniesieniem. Wówczas ponownie oddałam się kontemplacji natury całkowicie zapominając o świecie przykrości.”
***
Cieszę się, że napisałam ten rozdział jakiś czas temu. Bo teraz bym chyba nie dała rady. Mecz Hiszpania - Holandia kompletnie mnie rozstroił. Nie tak to sobie wyobrażałam. I już nawet nie chodzi o przegraną La Roja. Po prostu jest mi przykro, że musieli zejść z boiska z takim smutkiem. Ale jednocześnie podziwiam tę drużynę, zważając na temperament, że byli do końca opanowani. I to właśnie im chciałabym zadedykować ten rozdział. Cruzo los dedos por La Furia Roja.
Rozdział jak zwykle wspaniały :)
OdpowiedzUsuńI miło widzieć, że nie tylko ja smutłam po przegranej Hiszpanii...
Dziękuję. Cieszę się, że to, co piszę, się podoba :)
UsuńCóż, przegrywać też trzeba umieć. Ale wierzę, że następne mecze będą tylko wygrane ;)
Ja tak samo :) Będę trzymać kciuki, za Hiszpanów żeby wygrywali i za Ciebie żeby dalej tak dobrze pisała :*
UsuńDziękuję i w imieniu własnym, i Hiszpanów :)
UsuńPrzepraszam, że ostatnio nie pisałam komentarzy. Nie miałam za dużo czasu... Koniec roku itd.
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał. Naprawdę wspaniale piszesz. Trzymaj tak dalej. Ciekawią mnie tylko te końcówki. Albo coś ze mną nie tak, albo po prostu tak je tajemniczo piszesz. Przez moment miałam wrażenie, że są związane z Hermioną, ale sama już nie wiem...
Czekam na następny ;*
Pozdrawiam i życzę weny :)
Korci mnie, by wyjawić rąbek tajemnicy, ale chyba się powstrzymam. Wszystko wyjaśni się w swoim czasie.
Usuń