Słońce już od dłuższego czasu nie pojawiało się na
niebie. Ale nikt się tym nie przejmował. W Anglii nie było to niczym
nadzwyczajnym. Upalnego lata w tej części Europy się nie doświadczy. Wszyscy
byli przyzwyczajeni do pochmurnych wakacji spędzanych w dużej mierze w
budynkach. Czy to w kinie, czy centrum rozrywki. Wcale nie trzeba było się
nudzić. Lecz nie każdy taką pogodę lubił.
Od
kiedy Ministerstwo Magii ogłosiło stan wyjątkowy, dla czarodziejskiej
społeczności tylko uśmiech i piękna aura były pocieszeniem. Dlatego, gdy pewnej
wakacyjnej niedzieli na sklepieniu pojawiła się złota kula, w londyńskim
centrum czarodziejów, zrobiło się po prostu tłumnie. Pokątna zamieniła się w wielobarwną
tęczę utworzoną przez spacerujących czarodziejów odzianych w kolorowe peleryny.
W centrum Carkitt Market zaroiło się od zakupoholików. A na Zakręconej
Filiżance, najpopularniejszej restauracyjnej ulicy w czarodziejskim Londynie, trudno
było o znalezienie wolnego stolika w którejś z kawiarni.
Na
spacer wybrali się również państwo Snape. Głównym celem było zakupienie
podręczników i innych przedmiotów potrzebnych ich córce na kolejnym roku w
Hogwarcie. Jednak przy okazji chcieli spędzić razem miłe popołudnie. Niestety
przeciskając się przez rozgadanych i roześmianych czarodziejów, Tomowi zrzedł
humor. Nigdy nie lubił tłumów. A tym razem po prostu się wściekał. Nika też
była jakaś przygnębiona. Nadal przeżywała brak kontaktu ze znajomymi. Tylko
Stella emanowała mnóstwem energii. Uwielbiała przebywać wśród ludzi. Na każdym
kroku spotykała jakiegoś znajomego i zamieniała z nim słówko. Była w swoim
żywiole. Rozmawiała, a przy okazji zbierała kolejne informacje na temat
panującej sytuacji. Od zawsze lubiła łączyć przyjemne z pożytecznym. W tym
przypadku spotkania towarzyskie z pracą.
W
końcu po dobrej godzinie szukania wolnego miejsca w jakiejś z restauracji,
państwo Snape zatrzymali się w Dyniowej Chacie. Była to karczma średnich lotów,
ale podawali tam świetne muffiny wszystkich smaków.
Rodzina
usiadła przy jedynym wolnym stoliku w restauracyjnym ogródku. Od razu podszedł
do nich gburowaty mężczyzna w czarnym uniformie. Kelner najwyraźniej był już
zmęczony nawałem klientów i nie miał zamiaru dłużej udawać uprzejmego.
— Co podać? – zapytał od niechcenia aż nadto znudzonym tonem.
Stella
się obruszyła i chciała jak najszybciej opuścić to miejsce, ale Tom kładąc
swoją dłoń na jej kolanie, nie pozwolił żonie wstać. Jednym spojrzeniem dał jej
do zrozumienia, że jeśli tutaj nic nie zamówią, to będą musieli obejść się
smakiem i wrócić do domu. Mężczyźnie byłoby to nawet na rękę, ale wiedział jak
bardzo żona cieszyła się z tego wypadu. Dlatego cierpliwie znosił wszystkie
niedogodności, a nawet udawał, że zależy mu na tych kilku chwilach poza domem.
Dystyngowana kobieta uśmiechnęła się do swojego partnera i siląc się na
grzeczny ton, zamówiła dla siebie i córki wegetariańskie muffiny z pietruszką. Nika
skrzywiła się na samą myśl o tym przysmaku, więc ojciec wziął dla niej również
muffiny na słodko z orzechami i czekoladą.
— Jak wrócimy do domu, napiszę do Elmiry, by wystawiła tej karczmie negatywną
opinię. – Stella powiedziała to na tyle głośno, że wszyscy wokół zwrócili głowy
w stronę ich stolika. Tom tylko przepraszająco się uśmiechnął i od razu zaczął
uspokajać żonę, choć wiedział, że jego wysiłki na nic się zdadzą. Jak Stella na
coś się uprze, to nie poprzestanie dopóki nie osiągnie celu. Ale za to właśnie
ją pokochał.
Kiedy
rodzice rozmawiali na temat jakości usług restauracji w świecie czarodziejów,
Nika odpłynęła do własnego świata myśli. Wciąż nie mogła się pogodzić z faktem,
że całe wakacje spędziła w domu i nawet nie mogła się spotkać z przyjaciółmi.
Było jej bardzo przykro. Tym bardziej, iż stale dokuczały jej nocne koszmary. A
stryjek w ogóle nie przejął się jej losem. Sama już nie wiedziała, czy nadal
tak bardzo pragnęła powrotu do Hogwartu. Z jednej strony znów znalazłaby się
wśród znajomych. Jednak nie będzie tam już Hermiony, a w dodatku będzie
zmuszona znosić obecność Severusa.
Nie
potrafiła zrozumieć tego człowieka. W jednym momencie wydawało jej się, że
chciałby pomóc, że wcale nie jest taki oziębły za jakiego wszyscy go uważają.
Lecz on robi wszystko, aby ona go znienawidziła. Nika ma wrażenie, że stryjek z
premedytacją się od niej odsuwa. A jeśli jego niechęć ma związek z jej
problemem?
Życie
zdecydowanie ją przytłoczyło. Za dużo rozmyślała, przez co pojawiało się
jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi. One tylko bardziej mieszały już w i tak
zagmatwanej egzystencji dziewczyny. A najgorsze, że nie miała komu się wyżalić.
Rodzice nawet nie domyślali się, jaki bój toczy w swoim wnętrzu ich córka
każdego dnia.
— Nika, dlaczego nic nie mówisz? – Matka zmierzyła ją podejrzliwym wzrokiem. –
Nie cieszysz się, że wyszliśmy na spacer?
— Cieszę się, ale…
— Ale nie możesz spotkać się z Hermioną, tak? – Ojciec trafił w samo sedno.
— Obiecała, że przyjedzie. Przecież jest sieć fiuu, świstokliki…
— Nie martw się córeczko, na pewno niedługo się spotkacie – Stella próbowała
jakoś pocieszyć Nikę, choć dziewczyna wyczuła w jej głosie pewną ignorancję.
Matka zupełnie nie rozumiała rozpaczy córki.
— Za trzy tygodnie wrócisz do szkoły i spotkasz się ze znajomymi. A Hermiona
pewnie wróci na święta. Musisz myśleć pozytywnie – ojciec posłał w jej stronę
optymistyczny uśmiech.
— I kto to mówi? Alchemik, który drży o swoją przyszłość.
— Nika! – Skarciła ją matka. – Dobre dla nas czasy znów wracają. Ludzie znów
zaczną kupować eliksiry obronne.
— Stello, nie powinnaś tak mówić. Dobrze wiesz, że wolałbym nocować pod mostem
niż bogacić się na strachu innych.
— Może i tak, ale skoro nadarzyła się taka okazja…
Stella
nie zdążyła dokończyć, bo właśnie na jej kremowej garsonce wylądował placek
jagodowy. Już miała wydrzeć się na tego niezdarnego kelnera, gdy na ulicy
wybuchła panika. Snape’owie nie wiedzieli, co się stało. I nawet nie mieli
okazji dociec prawdy, gdyż tłum ludzi porwał ich w stronę Dziurawego Kotła. Krzyk, przerażone wołanie pomocy, histeria,
ogólna panika. Nika mocno ścisnęła dłoń ojca. Jej również udzielił się strach.
W wyobraźni malowała najgorsze scenariusze. Łzy napływały jej do oczu. A ojciec
nie mógł jej w żaden sposób uspokoić. Z trudem przedostali się na ulicę
Filozofów, która w tym momencie świeciła pustkami. Tom rozejrzał się w
poszukiwaniu Stelli, ale żona zniknęła gdzieś w tym dzikim tłumie. Pan Snape
nie zastanawiając się długo, pociągnął Nikę za rękę i szybkim krokiem przeszedł
na drugi koniec uliczki. Zatrzymali się przed niepozorną kamieniczką z czerwonej
cegły. Tom zapukał trzy razy srebrzoną kołatką. W progu pojawił się blady jak
śmierć albinos. Ujrzawszy czarnowłosego alchemika z młodą czarownicą,
skinieniem głowy zaprosił ich do środka.
Korytarzyk
był ciemny i ciasny. Nika nie lubiła takich pomieszczeń. Od razu dawała się we
znaki jej choroba klaustrofobiczna. Ale tym razem większe przerażenie wywołała
w niej panika ludu. Trzęsła się ze strachu, albo raczej z nieświadomości
przyczyny nagłego szału. Ponieważ dziewczyna zastygła w bezruchu, ojciec delikatnie
wepchnął ją do przytulnego saloniku.
Pokój
dzienny był jasny. Przez pałacowe okna wpadały złote promienie słońca.
Rozświetlały galerię ruchomych fotografii wiszących nad nierozpalonym
kominkiem. Nika była ciekawa, czy zna postacie na zdjęciach, ale nie miała
odwagi podejść bliżej. Mimo przyjaznego gospodarza, który od razu zaproponował
gościom herbatę, dziewczyna czuła się tam nieswojo. Nie lubiła przebywać w
mieszkaniach nieznajomych, nawet jeśli była tam z ojcem.
— Rozgośćcie się, proszę – do salonu dobiegł piskliwy głos albinosa, który
właśnie przygotowywał poczęstunek kuchni.
– Jesteście głodni?
— Wracamy z Dyniowej Chaty. Jedliśmy już obiad – Tom grzecznie podziękował,
poczym zachęcił córkę, by usiadła na skórzanej sofie.
Blondwłosy
mężczyzna wszedł do pokoju z niewielką tacą. Ustawił ją na stoliku kawowym.
Podał gościom porcelanowe filiżanki i nalał do nich lurowatego naparu.
— Gdzie Stella? – zapytał dosypując do swojej filiżanki kolejne łyżeczki cukru.
Dopiero
teraz dotarło do Niki, co się przed chwilą wydarzyło. Jej myślowa hibernacja
spowodowana strachem nagle prysła. Zerwała się z kanapy i jak w jakimś szale
zaczęła zadawać mnóstwo pytań. Chwilę trwało zanim ojciec ją uspokoił i mógł
odpowiedzieć na pytanie Glewasa.
— Stella nie zdołała się wydostać z tłumu. Ale nic jej nie będzie. Wie, co robić.
— Ciekawe, co teraz wymyśli Ministerstwo? – Ich gospodarz zaczął się zastanawiać
na głos. A Nika w myślach próbowała sobie jakoś wytłumaczyć to wszystko.
— Knot zaostrzy ochronę. Ale to tylko pogorszy sprawę.
— Myślisz, że oni czekają na odpowiedni moment?
— Nie mają dość siły, by zaatakować. Straszą Ministerstwo, które powoli ujawnia
wszystkie swoje zabezpieczenia. W końcu uderzą. Po cichu. Knot nawet się nie
zorientuje.
— Co na to Rada?
— Robimy, co w naszej mocy, ale Knot wie lepiej…
— Tato, jaka Rada? O czym wy mówicie? Czy ktoś może mi to wytłumaczyć? – Nika
myślała, że jak będzie siedzieć cicho i słuchać, to w końcu się czegoś dowie na
temat realnej sytuacji, ale z rozmowy ojca i Glewasa nic nie wynikało. W końcu
nie wytrzymała. Nie mogła dłużej się tylko przysłuchiwać. Chciała znać prawdę.
Bała się o swoich przyjaciół. Nie mogła tak po prostu sama się ukryć, a ich
pozostawić w nieświadomości. Skoro nadarzyła się okazja, by dowiedzieć się
czegoś więcej, powinna tę okazję wykorzystać.
— I tak nie zrozumiesz.
— Proszę pana… - Teraz błagalnym wzrokiem spojrzała na albinosa. Wiedziała, że
ojciec nic jej nie powie. Wszyscy Snape’owie są tak samo uparci.
— Wiem niewiele więcej niż ty, moja droga. – Ten mężczyzna nie potrafił kłamać,
ale Nika postanowiła odpuścić. Skoro nie chcą jej powiedzieć, znajdzie inny
sposób, by poznać prawdę.
***
Pomiędzy
starymi dębami ciągnęła się droga z kocich łbów. Od końca XIX wieku jest
zapomniana przez brytyjską społeczność. Tylko nieliczni wiedzą o jej istnieniu.
Tylko nieliczni wiedzą, co znajduje się na jej końcu.
Pośród
zielonych łąk i złotych pół stoi nieduży pałacyk. Ale jakże urokliwy. Z dwoma
strzelistymi wieżyczkami. Z fasadą porośniętą jakimś pnączem. I zadbanym
ogrodem przed bramą wjazdową. Wejścia strzeże dwóch gwardzistów królewskich. Z
pokerowymi twarzami stoją na baczność i czekają niecierpliwie, choć wcale tego
po nich nie widać, na zmianę warty.
Pod
pałacyk podjechał powóz konny. Dwa kare konie zarżały, gdy woźnica pociągnął za
lejce. Kopyta wryły się w ziemię. Chudy mężczyzna w czarnym cylindrze zgrabnie
zeskoczył z kozła. Otworzył drzwi karety i pomógł z niej wyjść starszej pani,
która mimo swojego wieku trzymała fason. Wyprostowana, z głową podniesioną do
góry, w eleganckiej lawendowej garsonce i butach na obcasie. Na jej widok gwardziści
skłonili się nisko przepuszczając kobietę na dziedziniec. A tam czekali na nią
już mężczyźni w różnym wieku, ale wszyscy tak samo ubrani, w srebrne peleryny.
Wszyscy razem weszli do największej sali w pałacu – sali zebrań.
Kobieta
zajęła czołowe miejsce przy stole. Gestem dłoni pozwoliła spocząć również mężczyznom.
Wtedy, jak za dotknięciem różdżki, pojawiła się srebrna zastawa i półmiski z
jedzeniem. A już po chwili pomieszczenie wypełniło się szczękiem sztućców i
echem niezobowiązujących rozmów.
— Panowie, chciałabym wiedzieć jak ma się sytuacja? – Po wypiciu obowiązkowej
herbatki o godzinie piątej po południu, królowa Zjednoczonego Królestwa
rozpoczęła tajne spotkanie Rady Srebrnych.
Rada
Srebrnych została utworzona w czasach wojny Dwóch Róż. Jej pierwszym przywódcą
był Henryk VII, który po zakończeniu walk objął władzę w Anglii. Członkami byli
włodarze ziemscy i czarodzieje najbogatszych rodów. W jej skład mogli wchodzić jedynie
mężczyźni, co nie zmieniło się do czasów obecnych. Po wstąpieniu na tron
Królestwa Wielkiej Brytanii dynastii hanowerskiej, mugole utracili prawo
członkostwa. Ale nadal to król angielski stawał na czele Rady.
Głównym
celem Rady Srebrnych było i jest bronienie pokoju w świecie czarodziejów i
mugoli w porozumieniu obu stron. Organizacja jest tajna. Od zawsze działała w
podziemiu, ale bardzo skutecznie. Dzięki wpływowym członkom ma kontrolę nad
najważniejszymi organami władzy czarodziejskiej i mugolskiej, przez co świat
czarodziejów pozostaje w ukryciu przed mugolami, a mimo to może ingerować w
poważniejsze afery niemagicznej społeczności. Również dwór królewski w razie
potrzeby służy pomocą drugiej stronie układu.
— Wasza Wysokość, w tym momencie Kapituła Czarnoksięska próbuje nas tylko nastraszyć.
– Głos zabrał pulchny jegomość o zamglonym spojrzeniu. - Ministerstwo już drży.
To władze zasiewają panikę w ludzie.
— A jak to rzutuje na niemagiczną rzeczywistość? – zapytała władczym tonem
królowa.
— Na razie nie ma powodów do obaw – Przewodniczącą uspokoił niski mężczyzna w
okularach zakrywających mu niemal całą twarz.
— Czy jesteście w stanie dotrzeć do Kapituły i dowiedzieć się, jakie są ich
zamiary?
— Próbowaliśmy, ale skutecznie się ukrywają. Nie jesteśmy w stanie określić z jakimi
siłami przyjdzie nam walczyć. Możemy jedynie przypuszczać, że w tej chwili
Kapituła nie jest gotowa na bezpośredni atak i być może w ogóle nie będzie.
Dlatego tak ważne jest, by rozbroić ją jak najszybciej.
— Co wam potrzeba? – Królowa lubiła konkrety.
— Przede wszystkim wpływowych i zaufanych ludzi.
— Ma pan na myśli powołanie nowych członków Rady, panie Grey?
— W żadnym wypadku nie powinnyśmy teraz dopuszczać nowicjuszy do Rady. Chodzi nam
o „wtyki”.
— Dobrze, postaram się zrobić, co w mojej mocy – zapewniła królowa. – A panów proszę o dalsze sumienne wypełnianie
obowiązków. Panie Edwards, proszę przekazać Związkowi Zbrojnemu polecenie
pełnej gotowości. Panie Braxton, prosiłabym o zamknięcie Skarbca. A pana, panie
Snape proszę o wznowienie działalności Związku Alchemików. Wie pan co robić. –
Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie do wszystkich zgromadzonych, poczym wstała
i wygłosiła mowę kończącą spotkanie Rady Srebrnych.
***
Dziękuję wszystkim, którzy mają jeszcze chęci czytać to moje opowiadanko. Gdybyście zauważyli błędy, od razu mnie o tym informujcie. Wówczas na pewno je poprawię.
Wiem, że rozdział powinien pojawić się już jakiś czas temu, ale ze względu na mój nagły wyjazd, nie zdążyłam wszystkiego przygotować i dopiero teraz go publikuję. Mam nadzieję, że nie jest taki zły :)
Pozdrawiam
Hello, zaczęłam właśnie czytać twojego bloga =) jest SUPER! Życzę weny ^^
OdpowiedzUsuńps. Możesz powiadamiać na Ostrowska204@gmail.com?
UsuńDziękuję za wizytę i komentarz. Będę powiadamiać, ale zachęcam również do skorzystania z opcji obserwacji lub wykorzystania bloglovin'.
Usuń=) skorzystam =) ps. Kocham twojego bloga ^.^
OdpowiedzUsuńNa wstępie powiem, że bardzo podoba mi się szablon.
OdpowiedzUsuńRozdział mi się spodobał, chodź miejscami troszkę mnie nudził i czekałam, aż coś się stanie. I stało się. Dodam, że jestem bardzo zadowolona z takiego zwrotu akcji. Podoba mi się też wątek z Radą Srebrnych i mam przeczucie, że odegrają jakąś istotną rolę.
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny ;)
Miałam bardzo podobne odczucia, kiedy go pisałam. Dlatego właśnie coś się zaczęło dziać. A Rada Srebrnych... W ostatnim momencie postanowiłam coś o niej napisać i chyba dobrze zrobiłam.
UsuńDziękuję za komentarz ;)