Nad Anglią znów zebrały się czarne chmury. Sączył
się z nich chłodny deszcz. I choć do jesieni pozostało jeszcze trochę czasu,
nadszedł odpowiedni moment, by wyciągnąć z szafy cieplejsze okrycia wierzchnie.
Ale kto mógł, po prostu zostawał w ciepłym mieszkaniu. Nawet, albo przede
wszystkim, w świecie czarodziejów było pusto na ulicach. Ludzie woleli nie
wychylać nosa spoza czterech ścian. Dopiero, gdy na stację w Hogmeade, jedynym
miasteczku zamieszkanym tylko i wyłącznie przez czarodziejów, wjechał czarno-czerwony
pociąg, zrobiło się radośniej. Z czarnych wagonów, jakie ciągnęła za sobą
lokomotywa, wysiadło kilkaset młodych czarodziejów. Jedni zagubieni rozglądali
się na wszystkie strony, nie wiedząc dokąd mają iść. Już rozległ się donośny głos
gajowego Hogwartu, wołającego pierwszorocznych. Za chwilę razem z Hagridem
mieli udać się w niezapomnianą podróż łodziami do szkoły. Tylko czy widok zamku
z wody zrobi na nich takie samo wrażenie, jak na Nice? W tym roku przez deszcz
widoczność raczej marna. Może wcale nie będą zachwyceni, że muszą w ulewie
wybrać się w rejs po jeziorze? Będą przemoknięci i przemarznięci…
Natomiast starsi
uczniowie, zaznajomieni z miejscem, w którym się właśnie znaleźli, uciekając
przed deszczem, pośpiesznie pozajmowali miejsca w zaparkowanych przy peronie
powozach. Niektórzy byli zdumieni faktem, iż wozy nie potrzebują żadnej siły
napędowej, ni woźnicy. Inni tłumaczyli to sobie magią. Karoce zostały po prostu
zaczarowane. Ale część, tak jak Nika, znała prawdę. W rzeczywistości powozy
były zaprzęgnięte w magiczne stworzenia, zwane testralami, których nie każdemu było dane podziwiać. Bowiem ich prawdziwy kształt widziały jedynie osoby, które były
świadkami czyjejś śmierci. Czarnowłosa Krukonka żałowała, że nie mogła ujrzeć
tych niesamowitych stworzeń. Lecz z drugiej strony dziękowała za to losowi. Nie
chciałaby widzieć niczyjej śmierci. Zadowalała się więc wizerunkiem testrala,
jaki budowała we własnej wyobraźni. W oparciu o opowieści ojca i opisy zawarte
w różnych księgach mogła wykreować całkiem wiarygodny obraz tego stworzenia.
Dzięki temu mniej się bała wsiadając do powozu.
Jak tylko zajęła miejsce w pustej karocy, zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu swoich znajomych.
Bo jak do tej pory nie spotkała żadnej ze swoich koleżanek. Nawet nie widziała
się w pociągu z chłopcami z Gryffindoru. Nigdzie ich nie było, choć zajrzała
prawie do każdego przedziału. Momentami nawet zastanawiała się, czy aby do
dobrego pociągu wsiadła.
Było jej naprawdę
przykro. Całe wakacje spędziła z rodzicami i pocieszała się jedynie listami do
przyjaciół. Sądziła, że we wrześniu znów poczuje się szczęśliwa, kiedy znajdzie
się wśród rówieśników. A tu taki zawód. I żeby całkowicie nie wpaść w jakąś
depresję, zaczęła sobie tłumaczyć to wszystko trudnymi czasami. Część uczniów
mogła się nie zdecydować na powrót do Hogwartu. Każdy przeczuwał wojnę, więc
rodziny nie chciały się rozdzielać. Ale przecież szkoła Dumbledore’a jest
uznawana za najbezpieczniejsze miejsce w Zjednoczonym Królestwie… Cokolwiek by
nie pomyślała, wszystko ją dołowało. I w tym momencie, pod powozem pojawiła się
ciemna postać jakiegoś zakapturzonego mężczyzny. Nika wystraszyła się nie na
żarty. Odruchowo przesunęła się na dalsze miejsce. Chciała krzyczeć, ale
odebrało jej głos, gdy zjawa nonszalancko zdjęła czarny kaptur szaty
wierzchniej. Oczom panny Snape ukazała się twarz szatyna, który w zeszłym roku
pojawiał się na każdym jej kroku. Tylko
jak on miał na imię?
— Mogę się przysiąść? –
Zapytał zachrypniętym głosem i nie czekając na odpowiedź, usadowił się na
miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała dziewczyna. – Jak minęły wakacje?
Brunetka była w zbyt
dużym szoku spowodowanym nagłym pojawieniem się starszego kolegi, by cokolwiek
odpowiedzieć. Przez moment nawet wstrzymała nieświadomie oddech, co doprowadziło
do ataku duszności. Poza tym wciąż nie mogła sobie przypomnieć jego imienia.
— Nika, oddychaj –
poradził, kiedy dziewczyna zaczęła kasłać, choć nie bardzo wiedział, jak mógłby
jej pomóc. Przeraziła go trochę ta sytuacja, bo nie tak wyobrażał sobie ich
powakacyjne spotkanie. Pomijając pogodę, ona miała być radosna i uśmiechnięta,
ponadto pełna entuzjazmu i chęci do opowiadania o swoich wakacyjnych
przygodach. A on z książęcym wyrazem twarzy miał cierpliwie wysłuchiwać jej
monologu, by w końcu wyrazić swój żal, że nie mógł uczestniczyć w jej
przygodach, powiedzieć jak bardzo mu się nudziło i że bał się o nią, kiedy
czytał złe wiadomości w Proroku. Lecz rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Nie dość, że dziewczyna się go przestraszyła (a myślał, że nowa fryzura jej się
spodoba), to najprawdopodobniej nie miała ochoty z nim w ogóle gadać. Na
dodatek była w kiepskim humorze i zaczęła się dusić z niewiadomo jakiego
powodu, a on nie potrafił jej pomóc.
Klepiąc dziewczynę
energicznie po plecach, drugą ręką wygrzebał ze swojej torby termos. Nalał do
kubeczka czarnego płynu i podał młodszej koleżance. Powoli dochodząc do siebie,
Nika upiła łyk gorzkiej kawy. Tylko, że w tym momencie powóz ruszył, a ona znów
zaczęła się krztusić. Przy okazji rozlała resztę ciepłego wywaru na swoją
świeżo wypraną szatę. Gorzej być nie mogło. Zupełnie straciła humor. Teraz
nawet nie miała ochoty na spotkania z przyjaciółmi. Chciała być po prostu sama.
Oddała pusty kubeczek
koledze i wyskoczyła z powozu. Dalej zamierzała iść pieszo do zamku. Może
dzięki temu spóźni się na kolację i wcale nie będzie musiała się z nikim witać.
Ale Aidan, bo tak miał na imię, jak sobie w końcu przypomniała, nie miał
zamiaru zostawiać jej samej. Również zeskoczył z powozu. Co prawda wprost w
kałużę, ale jakby w ogóle się tym nie przejął. I w milczeniu towarzyszył Nice w
drodze do Hogwartu. Dopiero przed samymi wrotami odważył się odezwać.
— Mam nadzieję, że się
na mnie nie wściekasz – zrobił maślane oczka i przepraszająco spojrzał na Nikę.
Dziewczyna musiała przyznać, że jest wyjątkowo przystojny. Wydoroślał przez te
wakacje. No i zmienił fryzurę. Jego włosy sięgające do ramion po prostu ją
oczarowały. Ale nadal był strasznie wkurzający. I tego Nika nie potrafiła
znieść.
— A niby dlaczego
miałabym się wściekać? – Użyła sarkazmu i jak najszybciej oddaliła się od
chłopaka. Nie chciała, by odprowadzał ją pod samo dormitorium. W ogóle nie
chciała, żeby się do niej zbliżał. Irytował ją. Nie jego pierwszego miała
zamiar spotkać po powrocie do szkoły. Jednak los przygotował własny scenariusz.
***
Wielka sala nie wyglądała tak jak w koszmarach
Niki. Stonowany wystrój był przyjemny dla oka. Nawet zaczarowane sklepienie, z
którego zwieszały się ciężkie chmury, nie było przerażające. Tegoroczna drugoklasistka
uśmiechnęła się do siebie, kiedy weszła do tego ogromnego pomieszczenia.
Większość nocy nie przespała zastanawiając się, czy przypadkiem nie dostanie
szlabanu za nieobecność na ceremonii przydziału, albo że wielka sala będzie
przyczyną jej strachu. Nie mogła więc oczekiwać milszego zaskoczenia. Pierwszy
dzień wydawał się być idealny. A przynajmniej tak dobrze się rozpoczął.
Nika
zajęła swoje miejsce przy stole Krukonów. Lecz zanim nałożyła sobie na talerz porcję
pachnącej jajecznicy ze szczypiorkiem, rozejrzała się w poszukiwaniu Aidana.
Ucieszyła się, gdy przekonała się, że nie ma go w tym pomieszczeniu. Nie
chciała się z nim na razie widzieć. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć dlaczego.
Działał jej na nerwy, ale nie to było powodem, dla którego go unikała.
Teraz
zwróciła się w stronę stołu ciała pedagogicznego. Nikogo nowego. Nawet pani
Martina Powell została na swoim stanowisku nauczyciela Obrony Przed Czarną
Magią. Najwidoczniej dyrektor nie znalazł nikogo lepszego na jej miejsce. A
Ministerstwo cieszy się, że ma swojego człowieka w Hogwarcie.
Po
lewicy pani Powell siedział Severus Snape. Właśnie mordował się z naleśnikiem.
Nika nie przepadała za hogwarckimi naleśnikami. Zawsze były jakieś gumowe i nie
dało się ich pokroić nożem. Ale stryjkowi to najwidoczniej nie przeszkadzało.
Ciął nożem aż do skutku. A dziewczyna tymczasem uważnie go obserwowała. Przypomniała
sobie ich pierwsze spotkanie w zeszłym roku. Wówczas nie przypuściłaby, że ten
ponury mężczyzna może okazać się jej rodziną. W żadnym calu nie był podobny do
ojca dziewczyny. Oczywiście za wyjątkiem koloru oczu. Tak samo czarne. Ale już z ich głębi u
Severusa płynął chłód. To spojrzenie było tak odległe od ciepłego i troskliwego
wzroku taty. W rzeczywistości nawet to jedno braterskie podobieństwo tak bardzo
ich od siebie różniło.
Kiedy
Nika kończąc śniadanie upiła ostatni łyk smacznego kakao, na stole obok jej
talerza pojawił się zwój pergaminu. Odstawiła biały kubek z grafiką kruka i
rozwinęła papierowy rulon. Pobieżnie przejrzała swój plan lekcji, by za chwilę
dostrzec na stole jeszcze jedną kartkę. Tym razem znacznie mniejszą.
Natychmiast wzięła ją do ręki i rozłożyła. Na jej wewnętrznej stronie widniała
następująca wiadomość:
Czekam
na Ciebie w moim gabinecie.
Profesor
S. Snape
Dziewczyna spojrzała w stronę
stołu grona pedagogicznego. Stryjka już tam nie było. Wepchnęła pośpiesznie
kartkę z planem lekcji do torby i szybkim krokiem opuściła wielką salę. W
przejściu zderzyła się jeszcze z Laveną, ale nie miała ochoty wdawać się z nią
w dyskusje. Bez słowa ją wyminęła i pospieszyła do lochów.
Czego mógł od niej chcieć
stryjek? Nie odzywał się przez całe wakacje i teraz mu się o niej przypomniało.
Niewiarygodny człowiek. Nie wierzyła, by miał coś do powiedzenia na temat jej
koszmarów. Raczej sądziła, że zamierza ją skarcić za wczorajsze olanie wspólnej
kolacji. Była przygotowana na szlaban, choć wolałaby mimo wszystko go nie
dostać już na samym początku drugiego roku.
Stanęła
przed masywnymi acz niepozornymi drzwiami gabinetu. Zapukała delikatnie, ale
jednocześnie na tyle mocno, by Snape usłyszał.
—
Wejdź, proszę. – Drzwi same się otworzyły. On siedział za zniszczonym biurkiem
z nosem w jakichś papierach. Kiedy dziewczyna zajęła miejsce po drugiej stronie
biurka, stryjek dodał: — Czekałem na ciebie.
Dziewczyna
poczuła się dziwnie bezpieczna. Już wiedziała, że jednak nie chodziło o
szlaban. Stryjek wezwał ją do siebie z zupełnie innego powodu. W tej chwili
nawet ją nie obchodziło z jakiego. Cieszyła się, że w końcu ktoś na nią
spojrzał takim wzrokiem. Wcale nie ignoranckim i chłodnym. Ale przyjaznym i
wyrozumiałym.
—
Dzień dobry, panie profesorze – przywitała się z nieukrywanym entuzjazmem.
Siedziała
tak przez dłuższy czas na twardym krześle, a stryjek zaczął przechadzać się po
gabinecie. Najróżniejsze myśli oplotły umysł dwunastolatki, gdy tymczasem
mężczyzna o haczykowatym nosie w skupieniu oglądał fiolki z kolorowymi
eliksirami. Jakby czekał. Tylko na co? Aż Nika się odezwie pierwsza? Ale to nie
ona wtargnęła do jego gabinetu z jakąś sprawą. To on ją zaprosił lub raczej
wezwał.
—
Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię wezwałem – z jego wąskich ust wydobył się
świszczący i jednocześnie szorstki głos. – A może domyślasz się o co chodzi?
Dziewczyna
nic nie odpowiedziała. Nadal mu się przyglądała, ale teraz już z głupawym
uśmieszkiem. Znów zaczęła się bać, ale jej twarz nie potrafiła tak szybko
przystosować się do zmiany nastroju, w wyniku czego usta wykrzywiły się w
bliżej nieokreślony kształt. Stryjek spojrzał na nią wyczekująco. Jak tylko
ujrzał jej minę, kąciki jego warg uniosły się nieznacznie ku górze. Domyślając
się, że Nika nie ma zamiaru odpowiadać, kontynuował jak gdyby nigdy nic.
— Wcale się nie dziwię, że nic nie mówisz.
Jesteś jak twój ojciec. Lepiej przemilczeć – zawsze powtarzał. – Severus
zadowolony z wrażenia, jakie wywołał na bratanicy, zaczął teraz drwić. Lubił
to. A sprawiało to tym większą przyjemność, kiedy mógł się pastwić nad kimś,
kogo dobrze znał.
—
Możemy przejść do sedna? – Dziewczyna przybrała poważny wyraz twarzy. Nie
zamierzała wysłuchiwać opinii stryjka na temat swój i swojej rodziny.
—
O! Jednak nie jesteś taka jak on.
—
Chyba nie wezwałeś mnie po to, by rozmawiać o moim ojcu? – Skoro chcesz rozmawiać w ten sposób proszę bardzo.
Zapadła
głucha cisza. Oboje słyszeli bicie własnych serc. Severusowi podniosło się
ciśnienie, ponieważ nie spodziewał się podobnej reakcji po bratanicy. Zawsze
myślał, że wdała się w ojca i wolałaby cierpliwie wysłuchać, co mają do
powiedzenia inni. Bez zbędnych komentarzy, a tym bardziej bez prowokujących
zaczepek. Zezłościło go, że zwróciła się do niego na ‘ty’. A Nika była nieco
przerażona. To, co powiedziała… Nie chciała tego powiedzieć głośno. Obawiała
się, że w tym momencie ostatecznie pogrzebała nadzieje na przyjazne kontakty z
bratem ojca. Musiała jak najszybciej naprawić swój błąd. Drżącym głosem zaczęła
go przepraszać.
—
Wybacz stryjku. Nie powinnam tak impulsywnie reagować. Przejdźmy już do sprawy,
w jakiej mnie tu wezwałeś.
—
Nie zwracaj się do mnie per stryjku. – Tego nienawidził w niej najbardziej.
Słowo ‘stryjek’ przyprawiało go o mdłości.
—
Tak jest, panie profesorze. – Nika nie rozumiała, dlaczego on tak bardzo nie
lubił tego słowa. Dzięki temu, że zwracała się do niego w taki sposób, mógł się
poczuć jak ktoś, kto ma rodzinę. Czy nie zależy mu na tym? Czy tak bardzo
przyzwyczaił się do samotności, że kontakty między ludzkie są dla niego
męczarnią? Gdyby tak było, nie przyjeżdżałby do rodziny na święta. Spędziłby je
w swojej samotni. Trudno było jej rozgryźć charakter tego człowieka.
—
Jeśli będziemy spotykać się w sprawach prywatnych to i tego zwrotu staraj się
nie używać. Mów mi po imieniu, o ile je znasz.
—
Dobrze, Severusie. To znaczy, że dzisiaj spotykamy się prywatnie?
—
Tak, a dokładniej z powodu listu, który otrzymałem w czasie wakacji.
—
Dlaczego nie odpisałeś?
—
Nie przerywaj. – Podniósł głos, co sprawiło, że Nika omal nie spadła z krzesła.
— To ja będę zadawać pytania. – Pauza. – Powiedziałaś ojcu o śnie?
— To ja będę zadawać pytania. – Pauza. – Powiedziałaś ojcu o śnie?
—
Nie. – Dziewczyna poczuła nagły przypływ energii. Chciała jak najszybciej
poznać opinię stryja.
—
Miałaś jakieś inne podobne sny? – Kontynuował oschłym tonem przesłuchanie, a
ona nie mogła usiedzieć w jednym miejscu z podekscytowania. Czekała na jakieś
konkrety. Wiedziała, że on coś wie.
—
We wakacje tylko ten, ale w szkole…
—
W Hogwarcie? – Był zaskoczony. To, co chciała mu powiedzieć Nika, stawiało całą
sprawę w zupełnie innym świetle. Nie przypuszczał, że będzie to tak poważne. A
dziewczyna zupełnie nie rozumiała jego zdziwienia. Jakby w Hogwarcie nie można
było śnić. A może nie można?
—
Tak, na pierwszym roku. Co w tym dziwnego?
—
Dlaczego uważasz, że te sny były podobne?
—
Ten chłopiec… — na samą myśl o złowrogiej postaci przeszły ją ciarki.
—
Nika, jestem w stanie ci pomóc. Ale musisz ze mną współpracować.
—
Zrobię wszystko, żeby tylko to się skończyło – dziewczyna odetchnęła z ulgą.
Nareszcie pojawiła się nadzieja.
—
Spokojnie. Wszystko w swoim czasie. – Spojrzał na zegar nad drzwiami
wejściowymi i oznajmił – zaraz zacznie się pierwsza lekcja. Idź się
przygotować.
To
wszystko, co miał jej do powiedzenia? Sądziła, że rzeczywiście chce jej pomóc i
zacznie od zaraz. Nie mogła teraz tak po prostu zamknąć sprawy i wyjść. Nie
teraz, kiedy stryjek obdarzył ją odrobiną nadziei. Musi powiedzieć jej coś
jeszcze.
— Nie martw się. Powiem coś więcej, ale nie dzisiaj. – Czyżby czytał jej w
myślach? – Przyjdź jutro po kolacji. Przyjaciołom możesz powiedzieć, że masz u
mnie szlaban. Ale lepiej, żeby nikt cię nie widział w lochach.
—
Tak jest, Severusie.
—
W tym momencie powinnaś powiedzieć panie profesorze. – Drzwi od gabinetu
samoistnie się otworzyły, a on odwrócił się na pięcie i zajął się
przygotowywaniem ingrediencji na zajęcia. Nika musiała wyjść.
***
Dedykacja: Być może jestem egoistką, ale co tam. Rozdział dedykuję sobie. Z dwóch powodów:
1)Jest to post urodzinowy. Dokładnie rok temu powróciłam do tego opowiadania z nowymi pomysłami, których stale przybywa.
2) Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału. A najbardziej podoba mi się to, że nawet nie wiem, kiedy zleciał mi ten czas, gdy go pisałam. To była istna przyjemność.
Pozdrawiam
Super blogasek, zapraszam na mojego ^^
OdpowiedzUsuńTwoje zamówienie zostało wykonane.
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
Usuń